Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 23
— Dużo miodu w ziemi dobrzyńskiej, [441], dlatego ją trutnie obsiadły. Bijże ich, królu Władysławie!
— Naści[442] i ode mnie grosz, boś dobrze powiedział — rzekł Kropidło — jeno pamiętaj, że gdy leziwo[443] się urwie, to bartnik kark skręci. Mają żądła te malborskie trutnie, które Dobrzyń obsiadły, i niebezpiecznie leźć na ich barć.
— O wa! — zawołał Zyndram z Maszkowic[444], miecznik krakowski — można ich wykurzyć!
— Czym?
— Prochem!
— Albo toporem barć ściąć! — rzekł olbrzymi Paszko Złodziej z Biskupic[445].
Zbyszkowi rosło serce, sądził bowiem, że takie słowa zapowiadają wojnę. Ale rozumiał je Kuno Lichtenstein, który przebywając długo w Toruniu i Chełmnie wyuczył się polskiej mowy i nie używał jej tylko przez pychę. Teraz jednak, podrażnion słowami Zyndrama z Maszkowic, utopił w nim swoje szare źrenice i odrzekł:
— Zobaczymy.
— Widzieli ojce nasi pod Płowcami[446], a i my widzielim pod Wilnem — odpowiedział Zyndram.
— Pax vobiscum![447]— zawołał Kropidło. — Pax, pax! Niech jeno ksiądz Mikołaj z Kurowa ustąpi z biskupstwa kujawskiego, a król miłościwy mnie po nim naznaczy, powiem wam tak piękne kazanie o miłości między chrześcijańskimi narodami, iż was do cna skruszę. Cóż to jest bowiem nienawiść, jeśli nie ignis, a do tego ignis infernalis... ogień tak okrutny, że woda mu nie poradzi — i chyba winem trzeba go zalewać. Wina dawajcie! Pojedziemy na ops[448]! jak mawiał nieboszczyk biskup Zawisza z Kurozwęk[449]!
— A z opsu do piekła, jak mówił diabeł! — dodał trefniś Ciaruszek.
— Niechże cię porwie! — Cudniej będzie, jeśli was porwie. Nie widziano jeszcze diabła z Kropidłem, ale tak myslę, że wszyscy będziemy mieli tę uciechę...
— Wpierw ciebie jeszcze pokropię. Wina dajcie i niech żywie miłość miedzy chrześcijany!
— Między prawdziwymi chrześcijany! — powtórzył z naciskiem Kuno Lichtenstein.
— Jakże? — zawołał podnosząc głowę biskup krakowski Wysz — zali[450] to nie w odwiecznie chrześcijańskim królestwie przebywacie? zali nie starsze tu kościoły niż w Malborgu? — Nie wiem — odpowiedział Krzyżak Król szczególniej drażliwy był, gdy szło o chrześcijaństwo. zdawało mu się, że Krzyżak może jemu właśnie chce przymówić, więc wystające policzki pokryły mu się zaraz czerwonymi piętnami, oczy poczęły błyskać.
— Co to! — odezwał się grubym głosem. — Nie chrześcijański ja król? co?
— Królestwo powiada się chrześcijańskim — odparł zimno Krzyżak — ale obyczaje są w nim pogańskie...
Na to podnieśli się groźni rycerze: Marcin z Wrocimowic[451], herbu Półkoza, Florian z Korytnicy[452], Bartosz z Wodzinka, Domarat z Kobylan[453], Powała z Taczewa, Paszko Złodziej z Biskupic[454], Zyndram z Maszkowic[455], Jaksa z Targowiska, Krzon z Kozichgłów, Zygmunt z Bobowy i Staszko z Charbimowic, potężni, sławni, zwycięscy w wielu bitwach, w wielu turniejach, i to płonąc z gniewu, to blednąc, to zgrzytając zębami, poczęli wołać jeden przez drugiego:
— Gorze[456] nam! bo gościem jest i nie może być wyzwan!
A Zawisza Czarny, Sulimczyk, najsłynniejszy między słynnymi, „wzór rycerzy”, zwrócił zmarszczone czoło do Lichtensteina i rzekł:
— Nie poznaję cię, Kunonie. Jakże możesz, rycerzem będąc, hańbić wspaniały naród, gdy wiesz, że jako posłowi żadna ci za to kara nie grozi?
Lecz Kuno wytrzymał spokojnie groźne spojrzenia i odrzekł zwolna, dobitnie:
— Nasz Zakon, zanim do Prus przybył, wojował w Palestynie, ale tam nawet i Saraceni[457] posłów szanowali. Wy jedni ich nie szanujecie — i dlategom obyczaj wasz nazwał pogańskim.
Na to gwar uczynił się jeszcze większy. Naokół stołu ozwały się znów okrzyki: „Gorze[458], gorze!” Ale uciszyły się, gdy król, na którego obliczu wrzał gniew, klasnął obyczajem litewskim kilkakroć w dłonie. Wówczas wstał stary Jaśko Topór z Tęczyna, kasztelan krakowski, sędziwy, poważny, postrach dostojnością urzędu budzący, i rzekł:
— Szlachetny rycerzu z Lichtensteinu, jeśli was jakowaś obelga jako posła spotkała, mówcie, a srogiej sprawiedliwości wartko[459] stanie się zadość.
— Nie przygodziłoby mi się[460] to w żadnym innym chrześcijańskim państwie — odrzekł Kuno. — Wczoraj na drodze do Tyńca napadł mnie jeden wasz rycerz, i choć z krzyża na płaszczu łacnie[461] mógł poznać, ktom jest — na życie moje godził.
Zbyszko, usłyszawszy te słowa, pobladł mocno i mimo woli spojrzał na króla, którego twarz była wprost straszna. Jaśko z Tęczyna zdumiał się i rzekł:
— Możeż to być?
— Zapytajcie pana z Taczewa, któren był świadkiem przygody.
Wszystkie oczy zwróciły się na Powałę, który stał przez chwilę mroczny ze spuszczonymi powiekami, po czym rzekł:
— Tak jest!...
Usłyszawszy, to rycerze poczęli wołać: „Hańba! hańba! Bogdaj się ziemia pod takim zapadła!” I ze wstydu jedni uderzali się pięściami w uda i piersi, drudzy skręcali w palcach cynowe misy na stole nie wiedząc, gdzie oczy podziać.
— Czemuś ty go nie ubił? — zagrzmiał król.
— Bo głowa jego do sądu należy — odparł Powała.
— Uwięziliście go? — spytał kasztelan Topór z Tęczyna.
— Nie, bo na cześć rycerską poprzysiągł, że się stawi.
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461