Ekspozycja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz страница 2

Ekspozycja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

odsunie tych ludzi jeszcze trochę w kierunku Czerwonych Wierchów – dodał komisarz. – Żaden zoom nie może tu sięgać.

      – Tak jest.

      Wiktor krytycznie przyglądał się chłopakowi, gdy ten schodził po łańcuchach. Najwyraźniej nieczęsto bywał na takiej wysokości, czemu zresztą trudno było się dziwić. Jeśli tacy jak on w ogóle pojawiali się w górach, to tylko podczas ferii zimowych, patrolując nartostrady.

      Komisarz odprowadził go wzrokiem, a potem znów skupił się na denacie.

      Zastanawiał się, jak ktokolwiek mógł wtaszczyć ofiarę na szczyt, nie zostawiając żadnych śladów na ciele nieszczęśnika. O tropie na śniegu nie mogło być mowy – zima w tym roku była łagodna, w szczególności marzec. Od jakiegoś czasu nie padało i szlak na Giewont był przetarty setkami butów.

      Forst jeszcze raz obszedł piętnastometrowy krzyż, ale i tym razem nie dostrzegł niczego, co mogłoby mu pomóc. Żadnych śladów po uprzęży, żadnych dowodów świadczących o tym, że ten facet został tu wciągnięty po kamiennym zboczu. Powinien mieć choćby otarcia, a jednak sprawiał wrażenie, jakby sam wszedł na szczyt… a potem rozebrał się, wspiął na krzyż i powiesił.

      Ale gdzieś musiał być autograf. Ślad mordercy.

      I dedykacja dla tego, kto ruszy jego tropem.

      2

      Bezpośredni przełożony Forsta, podinspektor Osica, zjawił się na miejscu w pełnym umundurowaniu. Nieporadnie gramolił się po łańcuchach na szczyt, ale nie rozpiął choćby jednego guzika marynarki oficerskiej.

      W końcu posiwiały mężczyzna stanął obok Wiktora, zupełnie jednak go ignorując. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie darzył go przesadną sympatią – być może dlatego, że Forstowi kilkakrotnie zdarzyło się wylądować w łóżku z jego córką.

      – Co to ma być, do cholery? – zapytał Osica, wbijając wzrok w ciało.

      – Trup, panie inspektorze.

      – Widzę, że trup. Jak się tu znalazł?

      – Wygląda na to, że wszedł.

      Zastępca komendanta obrócił się do Forsta i zgromił go wzrokiem.

      – Kiedy jeszcze żył – dopowiedział Wiktor.

      – Jaja sobie ze mnie robicie, komisarzu?

      – Tylko na tyle, na ile pozwala mi stopień naszej zażyłości.

      Edmund Osica sarknął coś pod nosem, kręcąc głową.

      – Jak to się tu znalazło? – powtórzył, krzywiąc się.

      – Do tej pory nie udało się tego ustalić – odparł Forst.

      – Minęło już półtorej godziny. Co żeście robili przez ten czas?

      – Staraliśmy się…

      – Interesują mnie tylko konkrety, komisarzu.

      – Oczywiście – odparł Wiktor, uśmiechając się półgębkiem. Nabrał tchu, przygotowując się do złożenia meldunku. – W tej chwili jesteśmy w stanie stwierdzić, że morderca dotarł tutaj żółtym szlakiem, przez Rówienki.

      Forst zamilkł, żując gumę. Dowódca obrócił się do niego.

      – I?

      – To wszystko, jeśli chodzi o konkrety.

      – Słucham?

      – Nie mamy nic więcej.

      – Ten człowiek wisi na krzyżu!

      – Tak jest, panie inspektorze.

      – I możecie mi powiedzieć tyle, że… – Edmund urwał, wywracając oczami. – Skąd wiecie, że dostał się tu żółtym szlakiem?

      Wiktor zapytałby raczej o to skąd wiedzą, że w istocie miało miejsce morderstwo. Nie byłby to pierwszy ani ostatni raz, gdy ktoś decyduje się na samobójstwo w Tatrach. Mimo to ugryzł się w język.

      – TPN zamknął czerwony szlak na zimę. Nie ma tam żadnych śladów, jeśli nie liczyć odcisków, które zostawiły kozice. Niestety, żółty jest mocno uczęszczany, a poza tym przeszło nim dzisiaj już kilkadziesiąt osób, zacierając potencjalny materiał dowodowy.

      – Co ty powiesz, Forst? – żachnął się Osica. – Widziałem po drodze kamery NSI. Sępy już krążą nad padliną.

      – Jest Szrebska?

      – Słucham?

      – Ta dziennikarka z NSI, Olga Szrebska. Jest na miejscu?

      – A jakie to ma znaczenie, do cholery?

      – Bardzo lubię jej głos i spojrzenie. To prawdziwa dama, jak te z powieści Jane Austen.

      Edmund zbył to milczeniem.

      – Chcę wiedzieć, co tu się stało, Forst.

      – Oczywiście, panie inspektorze.

      Osica z obrzydzeniem spojrzał na ciało, po czym wskazał je Wiktorowi.

      – Masz mi w tej chwili coś z tego wyłuskać.

      – Niestety, nie mam pojęcia, co mógłbym…

      – Potrzebuję czegokolwiek, rozumiesz? – przerwał mu Edmund. – Minister już wisi nad komendantem, a komendant nade mną. Muszę rzucić tym ogarom choćby ogryzek.

      Wiktor również spojrzał na nagie ciało.

      – Cóż… wygląda na to, że denat sam tutaj wszedł i się powiesił.

      – Obaj wiemy, że to niemożliwe.

      – A jednak dowody przemawiają na korzyść tej tezy.

      – Czyli samobójstwo? – zapytał z niedowierzaniem Edmund.

      – Moim zdaniem nie.

      Osica rozłożył ręce, lekko poirytowany.

      – Dlaczego nie?

      – Bo facet dochował najwyższej staranności we wszystkim, oprócz jednej rzeczy.

      – Jakiej?

      – Użył liny dynamicznej – odparł Wiktor, mrużąc oczy, gdy impuls bólu przeszył mu głowę. – Gdyby chciał się zabić, wziąłby statyczną.

      – Możesz mówić po ludzku?

      – Mogę, ale muszę wrócić do czasów Homera, bo to wówczas zaczęto

Скачать книгу