Deniwelacja. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz страница 14
– Szef na pana czeka.
Forst poprawił jasną koszulę. Czuł się w niej nieswojo, podobnie jak w skórze Kriegera. Nie miał jednak wyjścia – gdyby ci ludzie wiedzieli, kim był w poprzednim życiu, nigdy nie dopuściliby go do człowieka, którego miał za moment poznać.
– Prowadź – rzucił do chłopaka.
Ten bez słowa ruszył przed siebie, niemal ostentacyjnie ignorując samochód, który w towarzystwie pozostałych aut sprawiał wrażenie, jakby pochodził z jakiegoś równoległego świata.
Przeszli przez niewielki ogród, otoczony z każdej strony palmami, a potem chłopak poprowadził Wiktora na rozległe, pagórkowate pole golfowe. Zdawało się ciągnąć po horyzont, cała rezydencja musiała zajmować około stu hektarów.
Przy jednym z dołków znajdujących się w niewielkim zagłębieniu terenu stał wysoki, szczupły mężczyzna. Nie miał sprzętu, w pobliżu Forst nie dostrzegł żadnego meleksa ani osoby noszącej torbę.
Prowadzący go chłopak zwolnił i stopniowo coraz bardziej zostawał z tyłu. Kiedy Wiktor podszedł do mężczyzny przy dołku, tamten znajdował się kilkanaście metrów za nim.
Forst nie miał jednak wątpliwości, że w razie czego zareagowałby tak, jakby stał tuż obok. Jeden nieroztropny ruch wystarczyłby w zupełności, by ochroniarz sięgnął po broń.
Były komisarz stanął obok gospodarza. Ten jeszcze przez moment toczył wzrokiem po horyzoncie. Dopiero potem spojrzał na Wiktora.
– Krieger – odezwał się. – Brzmi niemiecko.
– Niestety.
Mężczyzna obrócił się do niego.
– Siergiej.
Uścisnęli sobie ręce.
Gospodarz nie musiał mu się przedstawiać, Forst doskonale wiedział, z kim ma do czynienia. Mężczyzna nazywał się Siergiej Wasiljewicz Bałajew, urodził się piątego lutego tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego czwartego roku we Władykaukazie, w Osetii Północnej.
W Rosji miał żonę i dwójkę dzieci. W Hiszpanii zaś przyzwoitej wielkości przestępczą organizację, która wprawdzie trzymała się z daleka od najpoważniejszych zbrodni, ale zajmowała się właściwie wszystkim innym.
Uścisk Siergieja był pewny, mocny. Jakby sam w sobie miał uzmysłowić Forstowi, że ma do czynienia z człowiekiem, którego trzeba traktować poważnie.
Choć na dobrą sprawę kamienny wyraz twarzy Bałajewa i jego renoma w zupełności wystarczały, by rozmówcę odeszła ochota do żartów. Wiktor od miesięcy zdobywał szczątkowe informacje na temat charakteru tego człowieka. Nie udało mu się dowiedzieć wiele, ale powszechną wiedzą było to, że Siergiej nie przebiera w środkach i łatwo go urazić. A ci, którzy to zrobili, dostawali tylko tyle czasu, by powiedzieć innym, jak nieroztropne było to z ich strony.
Forst wiedział także, że Bałajew uważa się za intelektualistę, myśliciela, a może nawet współczesnego filozofa. Zupełnie nie współgrało to z jego przeszłością. Wychował się na obrzeżach Władykaukazu w skrajnej nędzy, jego rodzice najprawdopodobniej byli niepiśmienni, a on sam nigdy nie ukończył żadnej szkoły.
Wiktor popatrzył na niego tylko przelotnie, potem skierował wzrok przed siebie. Wedle jego wiedzy Bałajew był wyjątkowo drażliwy, potrafił wściec się nawet za to, że ktoś zbyt długo mu się przyglądał.
Przez chwilę trwali w milczeniu.
– Podróż z Polski przebiegła bez problemów? – spytał w końcu Siergiej.
– Najmniejszych.
– I na miejscu też wszystko w porządku?
– Tak.
Bałajew wsunął ręce do kieszeni jasnych spodni. Gdyby nie ciemniejsza karnacja i wschodnie rysy twarzy, mógłby uchodzić za włoskiego biznesmena, magnata. Raczej nie za amerykańskiego, oni nie nosili się w taki sposób. Dzięki podwiniętym rękawom jedwabnej koszuli Siergiej eksponował ekskluzywny złoty zegarek, a rozpięta na dwa guziki koszula sprawiła, że niewątpliwie drogi łańcuch był dobrze widoczny.
– Cenię sobie małomównych ludzi – odezwał się.
– Cieszę się.
– Może dlatego, że sam do nich nie należę.
Forst skinął głową z obojętnością.
– Ale będzie jeszcze czas, żebyś milczał – dodał Bałajew. – W tej chwili chcę od ciebie usłyszeć nieco więcej.
– Czyli?
– Odpowiedź na pytanie.
Wiktor był na to przygotowany. Starając się trafić na trop tego człowieka, dowiedział się, że Siergiej wiele uzależnia od swoich kaprysów – także ostateczne przyjęcie w szeregi jego organizacji.
Jedną z takich fanaberii było zadawanie egzystencjalnych pytań lub intelektualnych zagadek. Forst próbował dowiedzieć się, czy się powtarzają i jakiej odpowiedzi Bałajew może oczekiwać, ale bezskutecznie.
Wiedział, że jakieś pytanie padnie. Wiedział, że będzie od niego wiele zależało. Nie miał jednak pojęcia, jak będzie brzmiało.
Aż do teraz.
– Co sprawia, że wstajesz rano z łóżka?
Forst przełknął ślinę. Co to za pytanie?
Spojrzał na Siergieja i dał po sobie poznać lekkie zdziwienie. Ostatnim, czego potrzebował, byłoby pokazanie rozmówcy, że był przygotowany na takie odpytywanie.
– Słucham? – odparł.
– To proste pytanie. Otwierasz rano oczy, wstajesz z łóżka. Jaki jest powód? Czym się kierujesz?
Wiktor gorączkowo poszukiwał odpowiedzi. Dobrej odpowiedzi. Na myśl przychodziły mu same banały, a zdawał sobie sprawę, że musi choć trochę zaimponować rozmówcy. A jeśli nawet nie, to chociaż udzielić względnie zgrabnej odpowiedzi.
Ale jakiej mógł oczekiwać od niego Siergiej?
Biorąc pod uwagę intelektualistyczne zapędy Rosjanina, Forst powinien zaoferować przemyślną, opartą na klasycznych poglądach filozoficznych odpowiedź. Powinna być konkretna, specyficzna.
Tyle że pytanie było zbyt ogólne, by taką znaleźć.
Forst miał wrażenie, że słońce zaczęło mocniej piec. Poczuł się jak na rozmowie kwalifikacyjnej, podczas której rekruter rzucił tak sztampowe pytanie, że nie sposób było wymyślić na nie dobrej odpowiedzi.
Przemknęło mu przez myśl, żeby po prostu powiedzieć prawdę. Wstawał, bo nie miał innego wyjścia. Nic nie motywowało go,