Kości proroka. Ałbena Grabowska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kości proroka - Ałbena Grabowska страница 8
– Napisali, że chodził do kościoła i tam ciągle coś organizował, zbierał pieniądze na dzieci, działał w jakiejś organizacji kościelnej... – Dimityr grzebał w notatkach – ...Caritas.
Wzruszyłam ramionami. Chyba nikt nikogo by nie ukrzyżował za działalność w Caritasie.
– Rodzaj śmierci nie pasuje do jego religijności – zauważyłam.
– Albo wręcz przeciwnie – sprzeciwiła się Wirginija. – Jezusa ukrzyżowano za jego religijność.
– I wtedy też w grę wchodziła polityka – dodała Milena.
Te dwie kobiety znacznie się od siebie różnią, a jednocześnie w jakiś sposób są do siebie podobne. Trudno stwierdzić, na czym to polega.
– Tyle że Jezus nie chciał mieszać się do polityki, to jego wmieszano – powiedziałam. – A pan poseł kandydował do sejmu dobrowolnie...
– Wy w Polsce jesteście bliżej Kościoła niż my tutaj. Pewnie wiesz lepiej.
Milena stwierdziła to życzliwym tonem, poczułam się jednak w obowiązku wyjaśnić.
– Chodziło mi o fakt, że Jezusa ukrzyżowali jego pobratymcy. Czekali na Mesjasza, by ich uwolnił z rzymskiej niewoli. Jezusowi zaś chodziło przede wszystkim o wolność duchową.
– Moje królestwo nie jest z tego świata – wyrecytował Christo i wzruszył ramionami, bo wszyscy obecni popatrzyli na niego ze zdumieniem.– Mój dziadek był popem – wyjaśnił.
Zapadła cisza. Dimityr spojrzał na Christa, Wirginiję, Milenę, wreszcie przeniósł wzrok na patologa.
– Koljo, może teraz ty nam coś powiesz.
Koljo poprawił się na krześle i przesunął teczkę leżącą na biurku, choć jej nie otworzył.
– Denat został otruty cyjankiem – zaczął. – Jakąś godzinę po śmierci, góra dwie, ucięto mu głowę, następnie spuszczono z ciała krew i przybito je do krzyża. W takiej właśnie kolejności. Głowę odrąbano bardzo ostrym narzędziem, maczetą, mieczem, raczej nie toporem. Narzędzie zbrodni było nowe albo wyczyszczone chemicznie, bo nie znalazłem śladów drewna ani innego materiału.
– Ucięto ją starannie, równiutko. – Wzdrygnęła się Milena. – Zrobił to fachowiec.
Trudno się nie zgodzić, tyle że nic z tego nie wynika. W pokoju nie było klimatyzacji, kręcił się wentylator. Poczułam zmęczenie. Starałam się jednak skupić, żeby zapamiętać jak najwięcej.
– Gwoździe zrobił kowal rzemieślnik, bo są autentycznie piękne. Starannie, wręcz perfekcyjnie wykonane i...
Dimityr przejechał dłonią po włosach.
– Daj spokój, Koljo, nie napalaj się tak.
– Ja tylko wprowadzam koleżankę w szczegóły sprawy. Poza tym – nachylił się w moją stronę – chcemy znaleźć tego kowala. Na razie się nie udało, ale próbujemy.
– Dziękuję – mruknęłam. – Jak przechowywano głowę, zanim trafiła na tacę?
Wydawało mi się, że Wirginija się skrzywiła.
– Nie w lodówce, jeśli o to pytasz. Nad ranem, kiedy ten młodzieniec zadzwonił i wyciągnął nas z łóżek, szczelnie oblepiały ją muchy. Paskudztwo.
Koljo także się skrzywił.
– Wydawało mi się, że patologa nic nie brzydzi. – Wirginija wyszczerzyła w uśmiechu idealnie białe, równe zęby. Jakaż ona piękna!
– Mylisz się, moja droga. Brzydzę się trupami. Nie cierpię oglądać zwłok rozdętych, jedzonych przez robaki ani innych, podobnych. A już topielcy wywołują we mnie autentyczną odrazę – opisał to w taki sposób, jakby żartował.
– To czemu zostałeś patologiem? – zainteresowałam się, postarawszy się przybrać równie lekki ton. Wiatrak zwalniał obroty. Jeśli się zatrzyma, zemdleję.
– Żywi pacjenci brzydzą mnie jeszcze bardziej. Podobnie śmierdzą, na dodatek się ruszają... To gorsze niż larwy.
Nie wiedziałam, czy znów żartuje, czy mówi poważnie.
– Nie zwracaj na niego uwagi. – Wirginija machnęła ręką. – Dziś powie ci jedno, jutro coś zupełnie innego. Przynajmniej jeśli chodzi o sekcję, trzyma się faktów. Powiedz jej, Koljo, o żołądku.
– Zostawiłem to na koniec, bo tu przynajmniej coś osiągnęliśmy. Otóż na ostatni posiłek denat zjadł rybę i chleb. Poza tym pił wino.
Zastygł z wyrazem triumfu na twarzy. Szczerze mówiąc, nie widziałam w tym niczego specjalnego.
– Wydaje się nam, że to ma znaczenie... – westchnęła Milena. – Specjalistka jakoś nie podziela naszego entuzjazmu.
– Nie – zaprzeczyłam, wodząc wzrokiem po ścianach pokoju. Do tablicy na ścianie przyczepiono zdjęcia oraz informacje dotyczące śledztwa. Na przeciwległej ścianie wisiał wielki plakat z instrukcją udzielania pierwszej pomocy. Obok niego plakat przedstawiający przystojnego motocyklistę z gołym torsem pod rozpiętą kurtką. Zgadłam, że ozdabia ścianę nad biurkiem Wirginii.
– Szkoda... – mruknął Koljo. – A gdybym ci powiedział, że rybę upieczono bez przypraw, chleb z mąki pełnoziarnistej na zakwasie, a wino było niesiarczanowane i niedosładzane, rozcieńczone z wodą, czyli... mszalne? Może wtedy zmieniłabyś zdanie?
Coś zaczynało mi świtać.
– Biblijne jedzenie...– zaczął Nedko. Odezwał się po raz pierwszy. Miał miły, niski głos.
– Raczej stylizowane na biblijne... – uściśliłam. – Jaką rybę zjadł?
– Makrelę.
Ryba, chleb i wino mszalne. Ukrzyżowanie i ucięta głowa. Można to połączyć z religijnością ofiary, tylko w jaki sposób i co z tego mogłoby wyniknąć? Pocieszał mnie fakt, że oni też nie wiedzieli.
– Czy twoim zdaniem uciętą głowę należy łączyć ze Świętym Pawłem czy raczej z Janem Chrzcicielem?
Żebym to ja wiedziała. Wzruszyłam ramionami.
– Jan Chrzciciel bardziej pasuje. W końcu Salome kazała Herodowi podać sobie głowę Świętego Jana na srebrnej tacy...
– Słuchajcie. Chyba musi chodzić o Jana Chrzciciela. Przecież ten człowiek zginął dwudziestego czwartego czerwca. – Wpadłam na pewien pomysł.
– A to jakiś szczególny dzień? – spytała Milena i wstukała coś w komputerze. Pewnie zaczęła szukać w internecie.