Przygody Tomka Sawyera. Марк Твен

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przygody Tomka Sawyera - Марк Твен страница 11

Przygody Tomka Sawyera - Марк Твен

Скачать книгу

jego wspaniałego, barwnego życia włóczęgi i miał surowy zakaz bawienia się z nim. Bawił się więc z nim, ilekroć tylko nadarzyła się sposobność.

      Huck ubierał się w stare ubrania ludzi dorosłych, które zaplamione i postrzępione, wisiały na nim w artystycznym nieładzie. Kapelusz Hucka był bezkształtną ruiną, a naderwany kawałek ronda zwisał jak półksiężyc. Marynarka — jeżeli w ogóle miał ją na sobie — sięgała mu do pięt, a wybrzuszone na siedzeniu spodnie z wystrzępionymi ubłoconymi nogawkami, trzymały się na jednej szelce. Była to więc bardzo malownicza postać.

      Huck chodził, gdzie chciał i kiedy chciał. Sypiał na schodach, gdy było ładnie, a w pustych beczkach, kiedy było brzydko. Nie musiał chodzić do szkoły ani do kościoła, do nikogo nie musiał mówić „proszę pana” i nikogo nie słuchał. Mógł chodzić na ryby i kąpać się, kiedy tylko miał na to ochotę; siedział nad rzeką, jak długo chciał. Nikt nie zabraniał mu się bić i nikt nie kazał mu chodzić wcześnie spać. Na wiosnę zawsze pierwszy chodził boso, a jesienią ostatni zakładał buty. Mógł się w ogóle nie myć i nie nosić czystej bielizny. I umiał cudownie kląć. Jednym słowem, chłopak ten miał wszystko, co może uczynić życie pięknym. Tak przynajmniej uważali wszyscy udręczeni synowie przyzwoitych rodziców w miasteczku St. Petersburg.

      Tomek przywitał się z tym romantycznym włóczęgą:

      — Serwus, Huckleberry!

      — Serwus, co słychać?

      — Co tam masz?

      — Zdechłego kota.

      — Pokaż! O rany, zdechły jak nic! Skąd go masz?

      — Kupiłem od jednego chłopca.

      — Co dałeś za niego?

      — Niebieską kartkę i pęcherz z rzeźni.

      — A skąd wziąłeś kartkę?

      — Dwa tygodnie temu kupiłem ją od Bena Rogersa. Dałem mu za nią kijek do kółka.

      — Słuchaj, Huck, a do czego ci potrzebny zdechły kot?

      — Do czego? Do usuwania brodawek.

      — Serio? Ja znam lepszy sposób.

      — Niemożliwe. A jaki to sposób?

      — Woda ze zgniłego drzewa.

      — Woda ze zgniłego drzewa? To do niczego!

      — Nie gadaj. Próbowałeś kiedyś?

      — Ja nie, ale Bob Tanner próbował.

      — Kto ci to powiedział?

      — On mówił to Jeffowi Thatcherowi, a Jeff Thatcher Johnny’emu Bakerowi, a Johnny Jimowi Hollisowi, a Jim Benowi Rogersowi, a Ben pewnemu Murzynowi, a Murzyn powiedział to mnie. A widzisz!

      — No i co z tego? Oni wszyscy kłamią. Może z wyjątkiem Murzyna. Nie znam go. Zresztą nieważne. Ale powiedz mi, jak Bob Tanner to zrobił?

      — No wiesz, wsadził rękę w otwór spróchniałego pnia, w którym zbiera się deszczówka.

      — W dzień?

      — Jasne, że w dzień.

      — Z twarzą do drzewa?

      — Tak, chyba tak.

      — Co mówił przy tym?

      — Pewnie nic nie mówił. Zresztą nie wiem.

      — No właśnie! I taki osioł będzie coś gadał o usuwaniu brodawek zgniłą wodą! To do niczego! Trzeba pójść samemu w głąb lasu, odszukać zgniły pień, w którym po deszczu zbiera się woda, o północy odwrócić się plecami do drzewa, wetknąć rękę w otwór i powiedzieć:

      „Na ropuchę i purchawki,

      zgniła wodo, zjedz brodawki!

      Potem trzeba szybko pójść z zamkniętymi oczami jedenaście kroków przed siebie, potem trzy razy się obrócić i pójść do domu. Ale po drodze nie wolno z nikim rozmawiać, bo gdy się powie choć słowo, czary stracą moc.

      — Hm, to wygląda na dobry sposób. Ale Bob Tanner tak nie robił.

      — Na pewno nie. On ma najwięcej brodawek z nas wszystkich, a przecież nie miałby ani jednej, gdyby wiedział, jak należy stosować zgniłą wodę. Ja tym sposobem pozbyłem się już tysiąca brodawek. Ciągle bawię się żabami i dlatego wciąż robią mi się nowe. Czasami także usuwam je bobem.

      — Tak. Bób jest dobry. Też go stosowałem.

      — Tak? A w jaki sposób?

      — Trzeba wziąć ziarenko bobu, rozłupać je, naciąć brodawkę do krwi, potem posmarować obie połówki bobu krwią i jedną zakopać o północy na rozstajach dróg, wtedy gdy nie ma księżyca, a drugą połówkę spalić. Połówka nasmarowana krwią ciągnie i ciągnie, żeby przyciągnąć do siebie drugą połówkę i w końcu brodawka odpada.

      — Zgadza się. A jeśli zakopując bób, powiesz: „Idź bobie pod ziemię — precz brodawko ode mnie” — to jeszcze lepiej. Tak właśnie robi Joe Harper, a on już był blisko Coonville i w ogóle dużo widział. A jak się usuwa brodawki zdechłym kotem?

      — To jest tak: bierzesz kota i idziesz z nim na cmentarz nocą w dniu, kiedy pochowano jakiegoś bezbożnika. O północy przyjdzie diabeł albo nawet dwa i trzy, ale widzieć ich nie można, najwyżej usłyszy się coś jakby wiatr, a czasem nawet ich rozmowę. A kiedy zabierają duszę tego nieboszczyka, trzeba rzucić za nimi kotem i powiedzieć:

      Tak jak diabeł znika z trupem,

      Tak jak kot ucieka z łupem,

      Niech brodawki mi znikają,

       Czystą skórę zostawiają!

      Ten sposób usuwa każdą brodawkę.

      — To może być niezłe. Próbowałeś już tego, Huck?

      — Nie, ale mama Hopkins mi opowiadała.

      — W takim razie to musi być prawda, bo wszyscy mówią, że ona jest czarownicą.

      — Mówią? Ja wiem, że nią jest! Rzuciła przecież czary na mojego ojca. Sam to mówi. Idzie raz ojciec drogą i widzi, że ona chce na niego rzucić urok, chwycił więc kamień i gdyby się nie schyliła, trafiłby ją porządnie. I co na to powiesz, że tej samej nocy spadł z szopy, na której spał pijany, i złamał sobie rękę?

      — Rany! To straszne. A skąd twój ojciec wiedział, że ona chce na niego rzucić czary?

      — Mój Boże, ojciec świetnie zna się na tym. Mówi, że gdy ona

Скачать книгу