Dobra córka. Karin Slaughter
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dobra córka - Karin Slaughter страница 21
Charlie zwinęła zużyte chusteczki w kulkę i położyła je na stole.
– Cztery strzały.
– Jeden po drugim?
– Tak. Nie. – Charlie zamknęła oczy. Usiłowała odtworzyć to w pamięci. Minęło zaledwie parę godzin, więc dlaczego miała wrażenie, że wszystko stało się wieki temu? – Usłyszałam dwa strzały, potem dwa kolejne. A może trzy, a potem jeszcze jeden?
Dłoń agentki z piórem zawisła nad kartką.
– Nie pamiętam kolejności zdarzeń – po chwili milczenia przyznała Charlie. I znowu przypomniała sobie, że to zeznanie pod przysięgą. – O ile pamiętam, słyszałam cztery strzały. Pamiętam, że je liczyłam. A potem Huck pchnął mnie na ziemię. – Odchrząknęła, zwalczając chęć spojrzenia na Bena, by przekonać się, jak reaguje na jej słowa. – Pan Huckabee pchnął mnie za szafę, chciał, żebym się tam schowała.
– Słyszała pani więcej strzałów?
– Hm… – Charlie pokręciła głową, ponieważ znów nie miała pewności. – Nie wiem, nie pamiętam.
– W takim razie cofnijmy się nieco – powiedziała Delia. – W klasie byliście tylko pani i pan Huckabee?
– Tak. Nikogo innego w holu nie widziałam.
– Jak długo była pani w klasie pana Huckabee, zanim usłyszała pani strzały?
Charlie znowu potrząsnęła głową.
– Dwie, może trzy minuty.
– Więc wchodzi pani do jego klasy, mijają dwie, może trzy minuty, słyszy pani cztery strzały, a pan Huckabee pociąga panią za szafę. Co potem?
– Potem zaczęłam biec. – Charlie wzruszyła ramionami.
– W stronę wyjścia?
– W kierunku strzałów. – Charlie zerknęła na Bena.
Ben podrapał się po brodzie. To była jedna z kości niezgody między nimi. Charlie zawsze biegła w sam środek niebezpieczeństwa, podczas gdy wszyscy inni uciekali jak najdalej.
– Rozumiem – powiedziała Delia, nie przerywając pisania. – Czy pan Huckabee był z panią, kiedy biegła pani w kierunku strzałów?
– Był za mną. – Charlie pamiętała, że sprintem minęła Kelly, przeskakując jej wyciągnięte nogi. Tym razem pamięć podsunęła jej obraz Hucka klęczącego obok dziewczyny. To miało sens. Huck dostrzegł broń w ręku Kelly. Kiedy ona patrzyła na umierającą dziewczynkę, on usiłował przekonać nastolatkę, żeby oddała mu broń. – Może mi pani powiedzieć, jak się nazywała ta zastrzelona dziewczynka?
– Lucy Alexander. Jej matka uczy w tej szkole.
Charlie przypomniała sobie twarz dziewczynki, różową kurteczkę, pasujący kolorem plecak. Czy jej imię rzeczywiście było wyszyte na spodzie kurtki, czy ten szczegół sobie wymyśliła?
– Nie ujawniliśmy jej nazwiska prasie – dodała agentka – ale rodzice zostali już powiadomieni.
– Nie cierpiała. Tak mi się wydaje. Nie wiedziała, że… – Charlie znowu potrząsnęła głową, zdając sobie sprawę, że wypełnia białe plamy tym, co chciała, żeby okazało się prawdą.
– Więc biegła pani tam, skąd dochodziły strzały, w kierunku sekretariatu – powiedziała Delia i przewróciła kartkę. – Pan Huckabee biegł za panią. Kogo jeszcze pani widziała?
– Nie pamiętam, czy widziałam Kelly Wilson. To znaczy przypomniałam sobie później, że ją widziałam, kiedy usłyszałam krzyki policjantów, ale gdy biegłam, Huck mnie dogonił i minął przy skręcie, potem ja go minęłam… – Charlie znowu zagryzła wargi. Takie chaotyczne relacje doprowadzały ją do szału podczas rozmów z klientami. – Przebiegłam obok Kelly. Myślałam, że jest dzieckiem… uczennicą. – Kelly Wilson była jednym i drugim. Mimo osiemnastu lat była drobna, należała do tych kobiet, które zawsze wyglądają dziewczęco mimo lat i własnych dzieci.
– Zgubiłam się, jeśli chodzi o sekwencję zdarzeń – przyznała Delia.
– Przepraszam. Człowiekowi w głowie się miesza, kiedy znajdzie się w takiej sytuacji – usprawiedliwiała się Charlie. – Czas przestaje być linią ciągłą i zmienia się w kulę, dopiero potem widzi się ją z różnych stron, i wtedy dochodzi się do wniosku: o, teraz pamiętam, najpierw stało się to, potem tamto, i tak dalej… Dopiero po fakcie można to wszystko ułożyć w całość, która ma sens.
Ben pilnie ją obserwował. Wiedziała, o czym myśli. Lepiej znała jego myśli niż własne. Tymi kilkoma zdaniami zdradziła więcej na temat własnych uczuć po śmierci Gammy i postrzeleniu Sam, niż przemyciła w aluzjach i niedomówieniach w trakcie szesnastu lat małżeństwa.
Charlie popatrzyła na Delię Wofford.
– Powiem to inaczej. Nie pamiętam, żebym widziała Kelly w pierwszej chwili. Zobaczyłam ją dopiero za drugim razem. To jak déjà vu, ale prawdziwe.
– Rozumiem. – Delia pokiwała głową, wracając do pisania. – Proszę kontynuować.
Charlie potrzebowała chwili skupienia.
– Kelly nie ruszyła się między pierwszym a drugim razem, kiedy ją widziałam. Siedziała oparta plecami o ścianę. Nogi miała wyprostowane, wyciągnięte na całą długość. Pamiętam, że kiedy biegłam korytarzem i zobaczyłam ją pierwszy raz, zerknęłam na nią. Chciałam się upewnić, że nic jej nie jest, że nie jest ofiarą. Wtedy nie widziałam broni. Była ubrana na czarno, jak gotka, ale nie patrzyłam na jej ręce. – Charlie urwała, żeby złapać oddech. – Dramat rozgrywał się na drugim końcu korytarza, przed sekretariatem. Pan Pinkman leżał na ziemi. Wyglądał na nieżywego. Powinnam sprawdzić mu puls, ale podbiegłam do dziewczynki, do Lucy. Była tam pani Heller.
– Heller? – pióro Delii znieruchomiało.
– Co?
Patrzyły na siebie wyraźnie zdezorientowane.
Ciszę przerwał Ben:
– Heller to panieńskie nazwisko Judith Pinkman – wyjaśnił.
Charlie pokręciła bolącą głową. Może jednak powinna pojechać do szpitala.
– Dobrze. – Delia przewróciła kartkę w brulionie. – Co robiła pani Pinkman, kiedy zobaczyła ją pani na drugim końcu korytarza?
Charlie znowu musiała odtworzyć całą sytuację w myślach.
– Krzyczała. Nie wtedy, ale wcześniej. Przepraszam, umknęło mi to. W klasie, kiedy Huck pchnął mnie za szafę, usłyszeliśmy krzyk kobiety. Nie wiem, czy to było przed dzwonkiem, czy po dzwonku, ale krzyczała „Na pomoc! Pomóżcie