Nowy dom na wyrębach II. Stefan Darda
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nowy dom na wyrębach II - Stefan Darda страница 14
– Tak, wiem, mówił mi. Posłuchaj, znalazłem twój portfel.
– Portfel?
– Tak. Na podwórzu przed domem. Musiał ci się wysunąć, jak… – Hubert ugryzł się w język. – Pewnie ci wypadł, nie zauważyłaś?
– Nie, nie zwróciłam uwagi.
– Pieniądze trochę zamokły, ale dokumenty są w porządku. Kiedy będę mógł ci go oddać?
– Nie wiem, Hubert. Pewnie na uczelni. Dziękuję.
– W takim razie uważaj po drodze na policję.
– Dobrze, będę uważała.
Kosmala odniósł wrażenie, jakby rozmawiał z robotem. Chwilę milczeli, a potem podjął rozmowę:
– Widziałem, że budowa szybko posuwa się do przodu.
– Budowa? – zapytała Ewa ze zdziwieniem, a po chwili dodała: – Aha, no tak. Faktycznie.
– Ewa… Czy u ciebie wszystko w porządku? Brzmisz jakoś… inaczej niż zazwyczaj.
– Jestem trochę chora. Posłuchaj, Hubert, muszę ci coś powiedzieć.
– Co takiego?
– Bardzo mi przykro, i strasznie cię przepraszam, ale nie spełniłam… nie spełniliśmy twojej prośby i rozpaliliśmy w kominku. W pokoju, z którego mieliśmy nie korzystać… – Jej oddech stał się urywany. Ewa sprawiała wrażenie, jakby z wysiłkiem łapała powietrze. – Boże, nawet nie wiesz, jak mi przykro…
– Daj spokój, przecież to nic takiego – odparł Hubert. W innych okolicznościach pewnie powiedziałby co innego, ale czuł, że ta rozmowa jest mocno niepokojąca. – Dobrze, że mi powiedziałaś. Nie zawracajmy sobie już tym głowy.
– Hubert, naprawdę okropnie mi przykro i nie potrafię sobie z tym poradzić – ciągnęła Ewa, jakby zupełnie nie zwracając uwagi na słowa Kosmali. – Nie powinnam była, przepraszam… Proszę, nie gniewaj się na mnie… Powiedz, że nie będziesz…
W tym momencie nagle przerwała i wybuchła spazmatycznym, zupełnie niekontrolowanym płaczem.
– Ewa, proszę cię… Naprawdę nic się nie stało.
Ona chyba w ogóle nie słyszała tych słów, bo wpadła w jakąś histerię, przez którą głos Huberta nie mógł się przebić. Trwało do jakiś czas, aż wreszcie do głosu Ewy dołączył jeszcze jeden, zapewne należący do jej mamy, która mówiła coś łagodnym tonem. Kosmala nie rozróżniał poszczególnych słów.
Zaraz potem ktoś po drugiej stronie odłożył słuchawkę.
Codziennostki 1996
Niedziela, 29 września (wieczór)
To był fatalny pomysł, żeby jednak porozmawiać z Hubertem.
W zasadzie sama nie wiem, dlaczego powiedziałam mamie, że jeśli on zadzwoni, to chcę zamienić z nim parę słów.
No i zamieniłam.
Wyszłam na histeryczkę, zupełnie się rozsypałam.
Pewnie sądziłam, że chodzi o pracę, że jeśli coś innego przykuje moją uwagę, to może będzie mi łatwiej. A on nagle wspomniał o tej cholernej budowie, o tym całym popieprzonym pomyśle na ułożenie sobie życia z facetem, którego przecież tak naprawdę w ogóle nie znam.
Z facetem, który nie zawahał się przed tym, aby zrobić mi krzywdę.
No ale z drugiej strony, mogłam się spodziewać, że nawet rozmowa z Hubertem będzie zagrożeniem w stanie, w jakim obecnie się znajduję.
Przepadło.
Przynajmniej teraz już nie mam najmniejszych wątpliwości, że w najbliższym czasie nie powinnam wracać do pracy.
Może czas chociaż trochę zagoi rany (nie tylko te fizyczne).
Mama twierdzi, że będę musiała, prędzej czy później, porozmawiać z Mikołajem. Dzwonił dzisiaj znów chyba ze cztery razy, był tutaj osobiście dwa. Błagał, żeby mu powiedzieć, gdzie jestem. Mama była nieugięta, ale po jego drugiej wizycie powiedziała:
– Słuchaj, córeczko. Nie wiem, co między wami zaszło, ale sądzę, że to było coś poważnego, coś, co bardzo cię poruszyło.
To było już po rozmowie z Hubertem, więc takiego stanu rzeczy nietrudno się było domyślić.
– Ale widać, że Mikołaj nie odpuści – mówiła dalej. – Będzie nachodził nasz dom tutaj, w Firleju, i ciebie w Lublinie. Nie uciekniesz od tej rozmowy. Rozumiem, że z jakichś powodów nie chcesz go teraz znać, ale taka ucieczka jest tylko rozwiązaniem na krótką metę. Rozwiązaniem, które będzie cię męczyło jeszcze bardziej. Zrobisz, jak zechcesz, jesteś dorosłą i mądrą kobietą, ale posłuchaj starej matki. Czasem lepiej jest ranę wypalić gorącym żelazem.
Gdy teraz analizuję sobie jej słowa, to sądzę, że może mieć trochę racji.
Oczywiście nie w tym, że jestem mądrą kobietą.
Uświadomiłam sobie, że ten sukinsyn ciągle ma klucze od domu Marka. To znaczy teraz już od domu Huberta. Poproszę mamę, żeby powiedziała mu, gdy zadzwoni następnym razem, że ma je oddać. Albo, jeśli przyjedzie, żeby oddał je mamie.
Mama na pewno spełni moją prośbę. Ale czy to jest sensowne?
Nie jestem mądrą kobietą, ale jestem dorosła i takie spychanie rzeczy na mamę nie jest w porządku.
Sama powinnam mu je odebrać i oddać Hubertowi.
Albo przynajmniej kazać jemu to zrobić, i to natychmiast.
Nie chcę, żeby jeszcze kiedykolwiek jego noga postała w tym budynku. Nie chcę, żeby raz jeszcze łaził po tych pomieszczeniach, w których byliśmy razem. Szczególnie mam na myśli ten pokój z kominkiem.
Aż mi się niedobrze robi, gdy pomyślę, że mógłby chociażby popatrzeć na to łóżko.
Krople od mamy są genialne.
Dobrze, że działają.
Może faktycznie powinnam z nim porozmawiać i raz na zawsze mieć go z głowy?
13
W poniedziałek, trzydziestego września, trochę padało, ale aura nie przypominała jeszcze jesiennej słoty. Było bezwietrznie, termometr za kuchennym oknem wskazywał prawie dwadzieścia stopni, a prognoza