Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Adam Mickiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie - Adam Mickiewicz страница 22

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie - Adam Mickiewicz

Скачать книгу

pomyka:

      Aż natrafi na przedmiot wielki, jak na dzika.

      Dzikiem rozmów strzeleckich, był ów spór zażarty

      Rejenta z Asesorem o sławne ich charty.

      Krótko trwał, lecz zrobili wiele w jedną chwilę;

      Bo razem wyrzucili słów i obelg tyle,

      Że wyczerpnęli sporu zwyczajne trzy części,

      Przycinki, gniew, wyzwanie — i szło już do pięści.

      Więc ku nim z drugiej izby wszyscy się porwali,

      I tocząc się przeze drzwi na kształt bystrej fali,

      Unieśli młodą parę stojącą na progu,

      Podobną Janusowi, dwulicemu bogu.

      Tadeusz z Telimeną nim na skroniach włosy

      Poprawili, już groźne ucichły odgłosy.

      Szmer zmieszany ze śmiechem śród ciżby się szerzył;

      Nastąpił rozejm kłótni, kwestarz ją uśmierzył:

      Człowiek stary, lecz krępy i bardzo pleczysty.

      Właśnie kiedy Asesor podbiegł do jurysty,

      Gdy już sobie gestami grozili szermierze,

      On raptem porwał obu z tyłu za kołnierze

      I dwakroć uderzywszy głowy obie mocne

      Jedną o drugą, jako jaja wielkanocne,

      Rozkrzyżował ramiona na kształt drogowskazu

      I we dwa kąty izby rzucił ich od razu.

      Chwilę z rozciągnionymi stał w miejscu rękami,

      I «Pax, pax, pax vobiscum — krzyczał — pokój z wami!»

      Zdziwiły się, zaśmiały nawet strony obie.

      Przez szacunek, należny duchownej osobie,

      Nie śmiano łajać mnicha; a po takiej probie,

      Nikt też nie miał ochoty zaczynać z nim zwadę,

      Zaś kwestarz Robak, skoro uciszył gromadę,

      Widać było, że wcale tryumfu nie szukał,

      Ani groził kłótnikom więcej, ani fukał;

      Tylko poprawił kaptur, i ręce za pasem

      Zatknąwszy, wyszedł cicho z pokoju.

      Tymczasem

      Podkomorzy i Sędzia między dwiema strony

      Plac zajęli. Pan Wojski, jakby przebudzony

      Z głębokiego dumania, w środku się postawił,

      Wąsy siwe pokręcił, kapoty poprawił,

      Iskrzyły mu się oczy (zawżdy postrzegano

      Ten blask niezwykły, kiedy o łowach gadano),

      Obiegał zgromadzenie ognistą źrenicą

      I gdzie szmer jeszcze słyszał, jak ksiądz kropielnicą,

      Tam uciszając machał swą placką ze skóry;

      Wreszcie podniósłszy trzonek z powagą do góry,

      Jak laskę marszałkowską, nakazał milczenie.

      «Uciszcie się! — powtarzał — miejcie też baczenie,

      Wy, co jesteście pierwsi myśliwi w powiecie,

      Z gorszącej kłótni waszej co będzie? czy wiecie?

      Oto młodzież, na której Ojczyzny nadzieje,

      Która ma wsławiać nasze ostępy i knieje,

      Która niestety, i tak zaniedbuje łowy,

      Może do ich wzgardzenia weźmie pochop nowy.

      Widząc, że ci, co innym mają dać przykłady,

      Z łowów przynoszą tylko poswarki i zwady!

      Miejcie też wzgląd powinny dla mych włosów siwych;

      Bo znałem większych dawniej niźli wy myśliwych,

      A sądziłem ich nieraz sądem polubownym.

      Któż był w lasach litewskich Rejtanowi równym?

      Czy obławę zaciągnąć, czy spotkać się z zwierzem,

      Kto z Białopiotrowiczem porówna się Jerzym?

      Gdzie jest dziś taki strzelec jak szlachcic Żegota,

      Co kulą z pistoletu w biegu trafiał kota?

      Terajewicza znałem, co idąc na dziki,

      Nie brał nigdy innego oręża prócz piki;

      Budrewicza, co chodził z niedźwiedziem w zapasy:

      Takich mężów widziały niegdyś nasze lasy!

      Jeśli do sporu przyszło, jakże spór godzili?

      Oto obrali sędziów i zakład stawili.

      Ogiński sto włók lasu raz przegrał o wilka;

      Niesiołowskiemu borsuk kosztował wsi kilka!

      I wy, panowie, pójdźcie za starych przykładem.

      I rozstrzygnijcie spór wasz choć mniejszym zakładem.

      Słowo wiatr, w sporach słownych nigdy nie masz końca

      Szkoda ust dłużej suszyć kłótnią o zająca.

      Więc polubownych sędziów najpierwej obierzcie,

      A co wyrzekną, temu sumiennie zawierzcie.

      Ja uproszę Sędziego, ażeby nie bronił

      Dojeżdżaczowi, choćby po pszenicy gonił;

      I tuszę, że tę łaskę otrzymam od pana».

      To

Скачать книгу