Hannibal. Thomas Harris

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hannibal - Thomas Harris страница 6

Hannibal - Thomas Harris Hannibal Lecter

Скачать книгу

ich ogarniać zmęczenie.

      – Baylock z ATF musi ponieść konsekwencje za aferę w Waco. Jeszcze nie teraz, ale jest skończony i wie o tym – powiedział dyrektor. – Może już powiadomić wielebnego Moona, że zwalnia biuro. – Wynajmowanie przez ATF lokalu w Waszyngtonie od sekty Sun Myung Moona wywoływało w FBI złośliwe komentarze.

      – A Farriday wylatuje za Ruby Ridge – ciągnął dalej dyrektor.

      – Tego nie rozumiem – odparł Crawford. Razem z Farridayem służył w Nowym Jorku w latach siedemdziesiątych, gdy pikietowano biura FBI przy Trzeciej Alei i Sześćdziesiątej Dziewiątej Ulicy. – Farriday jest dobrym agentem. To nie on kierował przebiegiem akcji.

      – Powiedziałem mu wczoraj rano.

      – Przyjął to spokojnie? – zapytał Crawford.

      – Powiedzmy, że zatrzymuje pewne przywileje. Żyjemy w niebezpiecznych czasach, Jack.

      Obydwaj biegli z odchylonymi do tyłu głowami. Zwiększyli nieco tempo. Kątem oka Crawford zauważył, że dyrektor ocenia jego kondycję.

      – Ile masz lat, Jack, pięćdziesiąt sześć?

      – Zgadza się.

      – Rok do obowiązkowej emerytury. Wielu odchodzi, mając czterdzieści osiem, pięćdziesiąt lat, gdy jeszcze mogą się gdzieś zatrudnić. Ale nie ty. Chciałeś się czymś zająć po śmierci Belli.

      Crawford nie odpowiadał przez połowę okrążenia. Dyrektor zdał sobie sprawę, że popełnił nietakt.

      – Wiem, jak to przeżyłeś, Jack. Doreen mówiła mi któregoś dnia…

      – W Quantico zostało jeszcze trochę do zrobienia. Chcemy usprawnić bazę danych VICAP w Internecie, żeby każdy policjant mógł z niej skorzystać. Widziałeś to w budżecie.

      – Myślałeś kiedyś o stanowisku dyrektora?

      – Zawsze uważałem, że to nie dla mnie.

      – Racja, Jack. Nie jesteś typem polityka. Nie mógłbyś być dyrektorem. Nie mógłbyś być Eisenhowerem czy Omarem Bradleyem. – Dyrektor pokazał ruchem ręki, że chce się zatrzymać. Stanęli na bieżni, dysząc ciężko. – Ale mógłbyś być Pattonem. Potrafisz poprowadzić ludzi przez piekło i sprawić, że będą cię uwielbiali. Ja nie mam takiego daru. Wszystkich muszę ciągnąć na siłę. – Tunberry rozejrzał się, podniósł z ławki ręcznik i zawiesił go na szyi jak pelerynę, którą zakłada sędzia, ogłaszając wyrok śmierci. Oczy mu błyszczały.

      Niektórzy muszą okazać gniew, żeby zachować niezłomną postawę, pomyślał Crawford, obserwując poruszające się usta Tunberry’ego.

      – Co do zastrzelonej z dzieckiem na rękach pani Drumgo i jej laboratorium narkotykowego, powiedzmy sobie, Komisja Sądowa Kongresu domaga się ofiar z ludzi. Świeżego, czerwonego mięsa. Domagają się go media. DEA musi im rzucić trochę tego mięsa. ATF musi rzucić trochę mięsa. I my też. Ale w naszym przypadku mogą zadowolić się płotką. Zdaniem Krendlera, jeśli damy im Clarice Starling, zostawią nas w spokoju. Zgadzam się z nim. ATF i DEA biorą na siebie winę za przygotowanie akcji. Starling pociągnęła za spust.

      – Celując do zabójczyni policjanta, która strzeliła pierwsza.

      – Chodzi o telewizję, Jack. Chyba tego nie rozumiesz. Ludzie nie widzieli, jak Evelda Drumgo zastrzeliła Johna Brighama. Nie widzieli, że Evelda pierwsza strzeliła do Starling. Tego im nie pokazano. Za to dwieście milionów widzów, z których jedna dziesiąta bierze udział w wyborach, obejrzało, jak Evelda Drumgo pochyla się nad dzieckiem w ochronnej pozie, siedząc na ulicy z przestrzeloną na wylot głową. Nic nie mów, Jack. Wiem, że przez pewien czas chciałeś zrobić Starling swoją protegowaną. Ale ona ma niewyparzony język i już na samym początku zraziła do siebie niektórych ludzi…

      – Krendler to palant.

      – Posłuchaj, co ci powiem, i nie przerywaj mi, dopóki nie skończę. Kariera Starling i tak stanęła w miejscu. Zostanie zwolniona z czystymi papierami i będzie mogła znaleźć pracę gdzie indziej. Jack, dokonałeś w FBI czegoś niezwykłego, rozwijając Sekcję Behawioralną. Wiele osób uważa, że gdybyś tylko bardziej zadbał o swoje własne interesy, zaszedłbyś znacznie wyżej, i że zasługujesz na dużo więcej. Ja pierwszy to mówię. Jack, przejdziesz na emeryturę jako zastępca dyrektora. Masz to u mnie.

      – To znaczy, jeśli umyję od całej sprawy ręce?

      – Przy normalnym rozwoju wypadków, Jack, jeśli znów zapanuje w naszym królestwie spokój, tak się stanie. Jack, spójrz na mnie.

      – Tak, panie dyrektorze?

      – Nie proszę cię, wydaję ci polecenie. Nie mieszaj się do tego. Nie odrzucaj szansy, Jack. Czasem trzeba się od kogoś odwrócić. Znam to z doświadczenia. Słuchaj, rozumiem, że jest ci ciężko, ale wierz mi, wiem też, jak się czujesz.

      – Jak się czuję? Czuję, że chciałbym wziąć prysznic – powiedział Crawford.

      Rozdział 5

      Starling była sprawną, choć niezbyt skrupulatną gospodynią. Sprzątała swoją część domu, ale rzeczy zwykle miały tendencję do piętrzenia się – czyste, nieposortowane pranie, gazety, na które nie starczało miejsca. Należała do mistrzów w konkurencji prasowania ubrań w ostatniej chwili i nie musiała mizdrzyć się przed lustrem, więc jakoś sobie radziła.

      Gdy tęskniła za ładem, przechodziła przez wspólną kuchnię do mieszkania Ardelii Mapp. Jeśli Ardelia była u siebie, Clarice mogła skorzystać z jej rad, zawsze pożytecznych, choć czasem szczerych aż do bólu. Jeśli jej nie było, Starling wiedziała, że może posiedzieć i porozmyślać w idealnym porządku panującym w mieszkaniu Mapp – pod warunkiem, że niczego nie przestawi. Dzisiaj też tam siedziała. To jedno z tych miejsc, w których zawsze czuje się osobowość właściciela, bez względu na to, czy jest obecny czy nie.

      Wpatrywała się w polisę ubezpieczeniową babci Mapp, wiszącą na ścianie w ręcznie wykonanej ramce. Wcześniej wisiała w chacie babki, a później w skromnym mieszkaniu rodziców Ardelii, gdy była jeszcze dzieckiem. Babka sprzedawała uprawiane warzywa i kwiaty z ogródka. Za oszczędności opłacała składki. Pod zastaw polisy wzięła kredyt, żeby pomóc Ardelii skończyć szkołę. Na ścianie wisiało też zdjęcie drobniutkiej starowinki, która próbuje się uśmiechać nad wykrochmalonym białym kołnierzykiem. W jej czarnych oczach pod rondem słomianego kapelusza tliła się wiekowa mądrość.

      Ardelia znała swoje korzenie, czerpała z nich siłę każdego dnia. Starling chciała odnaleźć swoje, próbując jakoś się pozbierać. Luterański sierociniec w Bozeman karmił ją, ubierał i nauczył odpowiedniego zachowania. Ale teraz potrzebowała czegoś więcej: więzów krwi.

      Cóż takiego ma ktoś, kto wywodzi się z biednej białej rodziny, z dziury, gdzie czas stanął w miejscu? Kto wychował się wśród ludzi, których mieszkańcy studenckich kampusów nazywają kmiotkami i wieśniakami czy protekcjonalnie prostakami z Appalachów? Jeśli nawet wątpliwi arystokraci z Południa, którzy

Скачать книгу