Rytuał Mieczy . Морган Райс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rytuał Mieczy - Морган Райс страница 14
Odchrząknął i oparł się o krzesło.
– Lecz skoro go tu nie ma, musimy czekać na jego powrót. Teraz rozkażesz armii wysłać legiony okrętów, by wspomóc Wielkiego Andronicusa w Kręgu. A jeśli chodzi o ciebie, zostaniesz zdegradowany, pozbawiony oręża i stopnia. Nie opuszczaj baraków i oczekuj naszych dalszych rozkazów.
Romulus wgapiał się w niego, nie dowierzając.
– Powinno cię ucieszyć, iż nie zabijamy cię na miejscu. A teraz odejdź – rzekł inny członek rady.
Romulus zacisnął pięści. Spurpurowiał i zmierzył spojrzeniem każdego z członków rady. Poprzysiągł w duchu, że zabije każdego z nich. Lecz rzekł sobie, że musi się z tym wstrzymać, że jeszcze nie czas. Mógłby zyskać trochę zadowolenia z zabicia ich teraz, lecz nie pomogłoby mu to osiągnąć jego ostatecznego celu.
Romulus obrócił się i wypadł z sali. Jego kroki odbijały się echem, gdy wychodził przez otwarte drzwi, które zaraz za nim zamknięto.
Romulus wymaszerował z budynku kapitolu i ruszył w dół setki złotych schodów, ku oczekującym go żołnierzom. Odwrócił się do swego zastępcy.
– Panie – rzekł generał, pochylając się nisko. – Jakie są twoje rozkazy?
Romulus wpatrywał się w niego, myśląc. Nie mógł, rzecz zrozumiała, wykonać rozkazów Rady; wręcz przeciwnie, nastał czas, by się im sprzeciwić.
– Rada rozkazała, by wszystkie okręty Imperium powróciły natychmiast do naszych brzegów.
Generał rozwarł szeroko oczy.
– Panie, lecz wtedy Wielki Andronicus pozostanie w Kręgu bez możliwości powrotu do Imperium.
Romulus odwrócił się i spojrzał na niego przeciągle, chłodno.
– Nigdy nie kwestionuj mych rozkazów – odrzekł głosem zimnym jak lód.
Generał skłonił się.
– Oczywiście, panie. Proszę o wybaczenie.
Dowódca odwrócił się i odszedł szybkim krokiem, i Romulus wiedział, że wykona jego rozkazy. Był oddanym żołnierzem.
Romulus uśmiechnął się do siebie. Jakimi głupcami byli członkowie Rady, myśląc, że ich usłucha, że wykona ich rozkazy. Zdecydowanie go nie doceniali. Wszak nie dysponowali nikim, kto by go zdegradował, i nim to do nich dotrze, Romulus, mając jeszcze władzę, wyda wystarczająco dużo rozkazów, by powstrzymać ich przed uzyskaniem nad nim kontroli. Andronicus jest wielki, lecz Romulus jest większy.
Na obrzeżach placu stał mężczyzna odziany w szatę w kolorze jarzącej się zieleni z opuszczonym kapturem, odsłaniającym szeroką, płaską żółtą twarz o czterech oczach. Mężczyzna miał długie, chude ręce, palce długie jak ramię Romulusa, i czekał cierpliwie. Był Wokablem. Romulus nie lubił zadawać się z tą rasą, lecz w pewnych okolicznościach był do tego zmuszony – i to właśnie była jedna z nich.
Romulus podszedł do Wokabla, wyczuwając z odległości kilku kroków, jak dziwaczny, a zarazem straszny był. Stwór wpatrywał się w niego swymi czterema oczami. Wyciągnął jeden ze swych długich palców i dotknął jego piersi. Romulus zatrzymał się natychmiast, gdy dotknął go oślizgły palec.
– Znaleźliśmy to, po co nas posłałeś – rzekł stwór, po czym z jego gardła dobył się dziwny, gulgoczący dźwięk. – Lecz będzie cię to sporo kosztowało.
– Zapłacę, ile zechcecie – rzekł Romulus.
Stwór zawahał się, jak gdyby podejmując decyzję.
– Musisz przyjść sam.
Romulus zawahał się.
– Skąd mam wiedzieć, czy mówisz prawdę? – spytał Romulus.
Stwór pochylił się i na jego twarzy pojawiło się coś, co mogłoby imitować uśmiech. Romulus żałował, że tak się stało. Jego oczom ukazały się setki małych, ostrych zębów w prostokątnej szczęce.
– Nie możesz tego wiedzieć – odrzekł.
Romulus spojrzał we wszystkie jego oczy. Wiedział, że nie może ufać temu stworowi. Musiał jednak spróbować. Rzecz, którą go kusił, była zbyt wspaniała, by ją zlekceważyć. Romulus szukał jej całe swe życie: była to mityczna broń, która – jak głosi legenda – może opuścić Tarczę i pozwolić przekroczyć Kanion.
Stwór obrócił się do niego plecami i zaczął odchodzić, a Romulus stał w miejscu, przyglądając mu się. Po chwili ruszył za nim.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Gwendolyn leciała na grzbiecie Mycoples, trzymając się kurczowo Thora, a wiatr targał jej włosy. Był zimny, lecz dawał przyjemne, odświeżające uczucie. Zaczynała na powrót czuć, że żyje.
Tak naprawdę Gwendolyn nigdy nie czuła się tak szczęśliwa, jak w tej chwili. Wszystko znów było na swym miejscu. Czuła swoje dziecko, kopiące w jej brzuchu, i wyczuwała, że raduje się ono z bliskości Thora. Gwen niecierpliwiła się, by podzielić się z Thorem nowinami, lecz czekała na idealny moment. A odkąd opuścili Wieżę Schronienia, nie mieli chwili, by pomówić.
Rzucili się w wir walki i przygody, siedząc we dwoje na grzbiecie Mycoples, a Gwen patrzyła zdumiona, jak bestia zabija dziesiątki ludzi Andronicusa. Nie miała dla nich ani krztyny litości. Wręcz przeciwnie – odczuwała zadowolenie, czuła, że jej pragnienie zemsty powoli się wypełnia. Każdy zabity żołnierz Imperium, każde oswobodzone miasto i osada były powetowaniem ich krzywd. Po tych wszystkich klęskach, po obserwowaniu, jak wróg sieje zniszczenie na jej ojczystych ziemiach, zwycięstwo było przyjemnym uczuciem.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.