Ofiara Broni . Морган Райс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ofiara Broni - Морган Райс страница 3

Ofiara Broni  - Морган Райс Kręgu Czarnoksiężnika

Скачать книгу

się i ujrzała, że jedna z lin mocujących most do Kanionu pękła.

      Most zachybotał się i Gwen ujrzała z przerażeniem, jak druga, wisząc na włosku, także pęka.

      Z ich gardeł dobył się krzyk, gdy nagle jedna strona mostu odłączyła się od ściany Kanionu; most zakołysał nimi tak szybko, iż Gwen ledwie była w stanie oddychać, gdy z prędkością światła zbliżali się ku drugiej ścianie Kanionu.

      Gwen podniosła wzrok i ujrzała niewyraźnie zbliżającą się kamienną ścianę. Wiedziała, że w ciągu kilku chwil zabije ich siła uderzenia, zmiażdży ich ciała, a cokolwiek po nich pozostanie, poszybuje ku otchłaniom ziemi.

      – Skało, ustąp! NAKAZUJĘ CI! – rozległ się głos wypełniony pradawną, pierwotną władczością, głos jakiego Gwen dotąd nigdy nie słyszała.

      Obejrzała się i ujrzała, jak Alistair zaciskając jedną dłoń na linie, drugą wyciąga przed siebie, skupiona bez cienia strachu na ścianie, w którą za chwilę uderzą. Z dłoni Alistair dobyło się żółte światło, gdy zbliżali się do ściany Kanionu. Gwen gotowała się na uderzenie. Ze zdumieniem patrzyła na to, co stało się później.

      Na jej oczach lita skała przeistoczyła się w śnieg – gdy w niego uderzyli, Gwen nie poczuła, jak się spodziewała, by jej kości się łamały. Miast tego całe jej ciało zanurzyło się w miękkim, puszystym śniegu. Był mroźny i pokrył ją całkowicie, dostając się nawet do jej oczu, nosa i uszu – lecz nie wyrządził jej krzywdy.

      Żyła.

      Zwisali na linie zaczepionej o szczyt Kanionu, pogrążeni w ścianie śniegu. Gwendolyn poczuła mocny uścisk na nadgarstku. Alistair. Jej dłoń była zaskakująco ciepła mimo panującego wokół chłodu. Jakimś sposobem Alistair schwyciła także pozostałych i wkrótce wszyscy – także Krohn – zostali przez nią wyciągnięci. Alistair wspinała się po linie, jak gdyby nie sprawiało jej to najmniejszego wysiłku.

      W końcu dotarli na górę i Gwen osunęła się na ziemię po drugiej stronie Kanionu. Wtem pozostałe liny pękły i to, co jeszcze pozostało z mostu, poszybowało w dół, w mgłę, w głąb Kanionu.

      Gwendolyn leżała, dysząc ciężko, niezwykle wdzięczna, że znalazła się na powrót na ziemi. Myślała o tym, co się stało. Ziemia była mroźna, pokryta lodem i śniegiem, lecz była  to ziemia. Nie była już na moście i żyła. Udało im się. Dzięki Alistair.

      Gwendolyn odwróciła się i spojrzała na Alistair z nowym zadziwieniem i szacunkiem. Była niewymownie wdzięczna, iż miała ją u swego boku. Czuła, że jest dla niej jak siostra, której nigdy nie miała, i Gwendolyn odnosiła wrażenie, iż widziała dopiero jedynie ułamek tego, co potrafi Alistair.

      Gwen nie miała pojęcia, jak powrócą na główne ziemie Kręgu, gdy już skończą tutaj – jeśli kiedykolwiek skończą, jeśli odnajdą Argona i wrócą. Gdy patrzyła w olśniewająco białą ścianę śniegu przed nimi, wejście do Nibyświata, narastało w niej złe przeczucie, iż największe przeszkody dopiero przed nimi.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Reece stał na Wschodnim Przejściu Kanionu, zaciskając dłonie na kamiennej balustradzie mostu i z przerażeniem spoglądając w przepaść. Ledwie był w stanie oddychać. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, czego właśnie był świadkiem: zatopiony w głazie Miecz Przeznaczenia zsunął się za krawędź i obracając się dokoła siebie, zniknął we mgle.

      Reece czekał i czekał, spodziewając się usłyszeć huk, poczuć drżenie pod stopami. Lecz ku swemu zdumieniu, nic nie usłyszał. Czyżby Kanion w istocie nie miał dna? Czyżby pogłoski mówiły prawdę?

      Reece puścił w końcu balustradę, którą trzymał tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie, wypuścił powietrze, które do tej pory wstrzymywał, odwrócił się i spojrzał na swych kompanów z Legionu. O’Connor, Elden, Conven, Indra, Serna i Krog – oni także patrzyli za Mieczem z przerażeniem w oczach. Wszyscy zastygli w miejscu. Żadne z nich nie było w stanie pojąć, co się stało. Miecz Przeznaczenia – legenda, przy której wszyscy wyrośli, najważniejszy oręż na świecie, własność królów. I ostatnia rzecz, która podtrzymywała Tarczę.

      Wyślizgnął się im z rąk, runął w zapomnienie.

      Reece czuł, iż poniósł porażkę. Czuł, iż zawiódł nie tylko Thora, lecz także cały Krąg. Gdyby tylko znaleźli się tam kilka minut wcześniej! Gdyby znalazł się kilka stóp bliżej, zdołałby go ocalić.

      Reece obrócił się i spojrzał na drugą stronę Kanionu, stronę Imperium, i zebrał się w sobie. Spodziewał się, iż skoro Miecz przepadł, Tarcza opadnie, spodziewał się, iż wszyscy zebrani po drugiej stronie żołnierze Imperium nagle puszczą się biegiem i wedrą do Kręgu. Lecz stało się coś ciekawego: Reece przyglądał się, ale żaden z nich nie wszedł na most. Jeden z nich podjął próbę i zginął.

      Jakimś sposobem Tarcza nie opadła. Reece nie pojmował.

      – Jak to możliwe? – rzekł do pozostałych. – Miecz zniknął z Kręgu. Jakim sposobem Tarcza nie opadła?

      – Miecz nie zniknął z Kręgu – zasugerował O’Connor. – Nie znalazł się jeszcze poza nim. Spadł prosto w dół. Znalazł się pomiędzy dwoma światami.

      – Co zatem stanie się z Tarczą, skoro Miecz nie jest ani tu, ani tam? – zapytał Elden.

      Spojrzeli po sobie, zdumieni. Nikt nie znał odpowiedzi; był to nieprzebyty teren.

      – Nie możemy tak po prostu odejść – rzekł Reece. – Krąg jest bezpieczny, gdy Miecz jest po naszej stronie – lecz nie wiemy, co może się zdarzyć, jeśli Miecz utkwi na dole.

      – Tak długo, jak Miecz nie znajduje się w naszych rękach, nie wiemy, po której stronie się znajdzie – zgodził się Elden.

      – Nie możemy sobie pozwolić na takie ryzyko – rzekł Reece. – Od tego zależy los Kręgu. Nie możemy powrócić z pustymi rękoma, poniósłszy klęskę.

      Reece zwrócił się w stronę swych kompanów. Spojrzał na nich, zdecydowany.

      – Musimy go odzyskać – podsumował Reece. – Nim wpadnie w cudze ręce.

      – Odzyskać? – spytał przerażony Krog. – Czyś postradał zmysły? Jak dokładnie zamierzasz tego dokonać?

      Reece odwrócił się i zmierzył spojrzeniem Kroga, który patrzył mu prosto w oczy, jak zawsze butny. Krog był mu prawdziwą solą w oku, sprzeciwiając się jego rozkazom na każdym kroku, kwestionując co rusz jego władzę. Reece z wolna tracił cierpliwość.

      – Dokonamy tego – obstawał przy swoim Reece. – Schodząc na dno Kanionu.

      Wśród pozostałych rozszedł się stłumiony okrzyk, a Krog podparł się pod boki, skrzywiwszy się.

      – Oszalałeś – rzekł. – Nikt nigdy nie zapuścił się na dno Kanionu.

      – Nikt nawet nie wie, czy Kanion w ogóle ma dno – wtrącił Serna. – Widzieliśmy jedynie, jak Miecz znika we mgle. Może i spada dalej, w tej właśnie chwili.

Скачать книгу