Pragnienie. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pragnienie - Ю Несбё страница 3
– To nie jest szalet – rzuciła.
– Sorry, ale nas przypiliło. Więcej się nie powtórzy.
Geir pospiesznie szedł Schleppegrells gate. Liczył w pamięci. To nieprawda, że w układzie dwóch mężczyzn – jedna kobieta szansa na to, że to kobieta zginie, jest jak jeden do ośmiu; ten rachunek był bardziej skomplikowany. Wszystko było zawsze bardziej skomplikowane.
Minął Romsdalsgata, kiedy coś kazało mu się odwrócić. Pięćdziesiąt metrów za nim sunął facet. Geir nie miał pewności, ale czy to nie ten sam gość, który gapił się po drugiej stronie ulicy na wystawę, kiedy on sam wychodził z Jealousy? Geir przyspieszył, kierując się na wschód, w stronę Dælenenga i fabryki czekolady. Na ulicach nie było żywej duszy, tylko autobus, który najwyraźniej przyjechał za wcześnie i czekał na przystanku. Geir zerknął za siebie. Facet ciągle tam był, wciąż utrzymywał tę samą odległość. Geir właściwie od zawsze bał się ludzi o ciemnej skórze, ale tego typa nie widział wyraźnie. Opuszczali już białą zgentryfikowaną dzielnicę, kierując się ku okolicom, w których gęściej było od mieszkań socjalnych i imigrantów. Sto metrów przed sobą widział bramę do własnej kamienicy. Ale kiedy się obejrzał, zobaczył, że tamten puścił się biegiem, i natychmiast myśl, że po piętach depcze mu Somalijczyk po ciężkiej traumie przeżytej w Mogadiszu, kazała mu wziąć nogi za pas. Nie biegał już od lat, więc przy każdym uderzeniu obcasami o asfalt kora mózgowa i pole widzenia doznawały wstrząsów. Dotarł do bramy. Udało mu się wsadzić klucz w zamek już przy pierwszej próbie, wpadł do środka i zatrzasnął za sobą ciężkie drzwi. Oparł się o wilgotne drewno, czując, jak oddech piecze w płucach, a kwas mlekowy pali uda. Odwrócił się i wyjrzał przez szybkę w górnej części drzwi. Na ulicy nikogo nie dostrzegł. Może to jednak nie był Somalijczyk. Roześmiał się. Cholera, wystarczy chwila rozmowy o zabójstwach, a już człowiek robi się taki lękliwy. Co Elise powiedziała o tym stalkerze?
Drzwi do mieszkania otwierał wciąż zasapany. Wyjął piwo z lodówki, zobaczył, że wychodzące na ulicę kuchenne okno jest otwarte, więc je zamknął. Poszedł do swojego gabinetu i zapalił lampę.
Wcisnął klawisz komputera i dwudziestocalowy monitor ożył.
W pole wyszukiwarki wstukał Pornhub i french. Przeszukiwał zdjęcia, aż znalazł kobietę, która miała przynajmniej taki sam kolor włosów i fryzurę jak Elise. W mieszkaniu były cienkie ściany, więc podłączył słuchawki i dopiero wtedy dwa razy kliknął w zdjęcie. Rozpiął spodnie i spuścił je do połowy ud. Kobieta na tyle mało przypominała Elise, że wolał zamknąć oczy, koncentrując się na jej stękaniu, a jednocześnie próbował wyobrazić sobie małe, lekko ściągnięte usta Elise, jej drwiący wzrok, przyzwoitą, ale przez to tym bardziej seksowną bluzkę. Nigdy by jej nie zdobył. Nigdy. W żaden inny sposób niż ten.
Nagle znieruchomiał. Otworzył oczy. Wypuścił członek z ręki, czując, jak włoski na karku podnoszą się w chłodnym powiewie ciągnącym od tyłu. Od drzwi, które przecież tak starannie zamknął. Podniósł rękę, żeby zdjąć słuchawki, ale miał świadomość, że jest już za późno.
Elise zamknęła drzwi na łańcuch, w przedpokoju zrzuciła buty i jak zwykle pogładziła dłonią przymocowane do ramy lustra swoje zdjęcie z siostrzenicą Ingvild. Był to rytuał, którego znaczenie nie do końca rozumiała. Wiedziała jedynie, że najwyraźniej zaspokajał jakąś głęboko ludzką potrzebę, podobnie jak opowieści o tym, co się dzieje z człowiekiem po śmierci. Przeszła do salonu malutkiego, ale przytulnego i całkiem własnego dwupokojowego mieszkania i położyła się na kanapie. Sprawdziła telefon. Jeden SMS z pracy, jutrzejsze poranne spotkanie odłożone. Nie powiedziała poznanemu wieczorem facetowi, że pracuje jako adwokat zgwałconych kobiet. I nie wyprowadziła go z błędu, że ta jego statystyka, z której wynikało, iż mężczyźni częściej padają ofiarami zabójstw, mówiła jedynie pół prawdy. Przy zabójstwach o podłożu seksualnym prawdopodobieństwo, że ofiarą będzie kobieta, wzrastało czterokrotnie. Między innymi dlatego pierwszą rzeczą, jaką zrobiła po kupieniu mieszkania, była wymiana zamków i zamontowanie łańcucha, tego absolutnie nienorweskiego urządzenia, z którego zakładaniem i zdejmowaniem wciąż radziła sobie niezbyt dobrze.
Otworzyła Tindera. Miała match z trzema mężczyznami, których wcześniej tego wieczoru przesunęła na prawo. Właśnie to było w Tinderze takie cudowne. Nie same randki, tylko świadomość, że ci mężczyźni istnieją i że jej pragną. Czy mogła sobie pozwolić na ostatni flirt w fazie tekstowej, na ostatnią wirtualną orgietkę z ostatnimi nieznajomymi, zanim skasuje konto i na dobre usunie aplikację z telefonu?
Nie. Skasuje wszystko już teraz.
Otworzyła menu, wypełniła puste pola i wreszcie pojawiło się pytanie, czy naprawdę chce usunąć konto.
Spojrzała na swój palec wskazujący. Drżał. Na miłość boską, czyżby się uzależniła? Od potwierdzania, że istnieje ktoś, kto co prawda nie ma pojęcia, kim ani jaka jest, lecz w każdym razie chce ją właśnie taką? To znaczy taką, jak przedstawiało ją zdjęcie na profilu. Uzależniła się kompletnie czy tylko trochę? Tego zapewne się dowie, jeśli zaraz usunie konto i obieca sobie miesiąc bez Tindera. Jeden miesiąc. A jeśli nie wytrzyma, będzie to oznaczało, że naprawdę coś z nią jest nie tak. Drżący palec zbliżył się do likwidującego wszystko przycisku.
A jeśli rzeczywiście mowa o uzależnieniu, to na ile jest ono groźne? Przecież każdy potrzebuje poczucia, że kogoś ma i że ktoś ma jego. Czytała, że niemowlęta, którym nie zapewni się minimum kontaktu dotykowego, mogą nawet umrzeć. Wątpiła, by to była prawda, no ale z drugiej strony jaki jest sens żyć wyłącznie dla siebie? Dla pracy, która ją zżera, i dla przyjaciółek, z którymi, prawdę mówiąc, spotykała się głównie z obowiązku, a także dlatego, że strach przed samotnością dokuczał jej bardziej niż ich nudne skargi na dzieci i mężów czy też na brak jednego albo drugiego. A może mężczyzna dla niej właśnie w tej chwili też jest na Tinderze? Więc okej, ostatnia runda. Pierwsze zdjęcie, które się pojawiło, przesunęła na lewo. Do kosza. Do „Nie chcę cię”. Tak samo drugie. I trzecie.
Jej myśli błądziły. Była kiedyś na wykładzie psychologa, który pozostawał w bliskich kontaktach z kilkoma najokrutniejszymi zbrodniarzami w kraju. Powiedział wtedy, że mężczyźni zabijają dla seksu, pieniędzy i władzy, a kobiety z zazdrości i ze strachu.
Wstrzymała przesuwanie na lewo. W wąskiej twarzy na zdjęciu, wprawdzie kryjącej się w mroku i trochę nieostrej, dostrzegła coś mgliście znajomego. Zdarzało się jej to już wcześniej, przecież Tinder dopasowywał ludzi znajdujących się niedaleko od siebie. A według aplikacji ten mężczyzna przebywał teraz w odległości mniejszej niż kilometr, ba, mógł być nawet w tym samym kwartale. Niewyraźne zdjęcie oznaczało w każdym razie, że nie przestudiował w Internecie podpowiedzi na temat właściwej taktyki na Tinderze, a już samo to uznała za plus. Tekst pod zdjęciem był bardzo prosty, zwyczajne „cześć”. Żadnej próby wyróżnienia się na siłę. Może bez zbytniej fantazji, ale raczej pewny siebie. Owszem, zdecydowanie podobałoby się jej, gdyby na jakiejś imprezie podszedł do niej mężczyzna i powiedział po prostu „cześć”, jednocześnie spokojnym, mocnym spojrzeniem pytając: