Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 17
Powoli, sztywno odwróciła się do niego. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, grubas zaśmiewał się dalej. Nawiązali milczące porozumienie. Dagmar, wciąż z rozpuszczonymi włosami, ruszyła do domu. Dobiegający stamtąd gwar i okrzyki zakłócały ciszę letniej nocy.
Patrik przykucnął nad wielką dziurą. Deski były stare i spróchniałe, z całą pewnością trzeba je było zerwać. To, co zobaczył pod podłogą, już nie było takie oczywiste. Poczuł nieprzyjemne ściskanie w żołądku.
– Dobrze, że od razu zadzwoniliście – powiedział, nie odrywając wzroku od dziury.
– To krew, prawda? – Mårten przełknął ślinę. – Nie wiem, jak wygląda stara krew. Równie dobrze może to być smoła albo coś innego. Ale zważywszy na to, że…
– Rzeczywiście, wygląda na krew. Gösta, mógłbyś ściągnąć ekipę kryminalistyczną? Niech przyjadą sprawdzić. – Patrik wstał i skrzywił się, strzyknęło mu w stawach. Jak przypomnienie, że lat mu nie ubywa.
Gösta skinął głową i odszedł na bok. Szedł i wybierał numer.
– Czy tam, pod spodem, może być… coś więcej? – spytała drżącym głosem Ebba.
Patrik domyślił się, o co jej chodzi.
– Trudno powiedzieć. Trzeba będzie zerwać całą podłogę i się przekonać.
– Cóż, każda pomoc się przyda, chociaż niezupełnie tak to sobie wyobrażaliśmy – zauważył Mårten i roześmiał się.
Nikt się nie przyłączył.
Podszedł Gösta.
– Technicy mogą przyjechać dopiero jutro. Mam nadzieję, że jakoś wytrzymacie. Trzeba wszystko zostawić, jak jest. Nie wolno niczego sprzątać ani ruszać.
– Nie będziemy. Zresztą po co? – odparł Mårten.
– Oczywiście – powiedziała Ebba. – Wreszcie jest szansa, że się dowiem, co tu się stało.
– Moglibyśmy o tym porozmawiać? – Patrik się cofnął, obraz dziury w podłodze został mu pod powiekami. Był przekonany, że to krew. Gruba warstwa zaschniętej krwi, sczerniałej od upływu lat. Ponad trzydziestu, jeśli to rzeczywiście krew.
– Możemy usiąść w kuchni, tam jest jaki taki porządek – powiedział Mårten i ruszył przodem.
Ebba została z Göstą.
– Idziesz? – Mårten odwrócił się i spojrzał na nią.
– Idźcie, idźcie. Zaraz do was przyjdziemy – odparł Gösta.
Patrik już chciał zaprotestować, bo właśnie z Ebbą chciał porozmawiać, ale zauważył, jaka jest blada, i pomyślał, że Gösta ma rację. Lepiej jej dać trochę czasu. Zresztą nie śpieszyło im się.
W tym, że w kuchni jest jaki taki porządek, było sporo przesady. Wszędzie walały się narzędzia i pędzle, zlew był pełen brudnych naczyń i resztek po śniadaniu.
Mårten usiadł przy stole.
– Zasadniczo oboje z Ebbą jesteśmy porządniccy. A raczej byliśmy – poprawił się. – Patrząc na to, trudno uwierzyć, prawda?
– Remont to istne piekło – powiedział Patrik, siadając na krześle. Najpierw strzepnął z niego okruchy chleba.
– Utrzymywanie porządku już mi się nie wydaje takie ważne. – Mårten spojrzał w okno. Szyby pokrywała gruba warstwa kurzu, zasłaniała widok jak firanka.
– Co wiesz o rodzinie żony? – spytał Patrik.
Słyszał, że Gösta i Ebba rozmawiają w jadalni, ale choć próbował, nie był w stanie rozróżnić słów. Zastanawiało go zachowanie Gösty. Wcześniej, w komisariacie, gdy pobiegł powiedzieć mu, co się stało, Gösta zrobił coś, czego Patrik jeszcze nie widział. Potem zamknął się jak ślimak w skorupie i przez całą drogę na Valö nie wypowiedział ani słowa.
– Moi rodzice i rodzice adopcyjni Ebby się przyjaźnią, więc jej historia nigdy nie była dla mnie tajemnicą. Od dawna wiedziałem, że jej rodzina zniknęła bez śladu. Więcej i tak na ten temat nie wiadomo, prawda?
– Rzeczywiście, dochodzenie utknęło w martwym punkcie, chociaż policja bardzo się starała wyjaśnić, co się stało. To rzeczywiście zagadka, jak mogli tak po prostu zniknąć.
– A może cały czas tu są?
Drgnęli, kiedy usłyszeli głos Ebby.
– Nie wierzę, że spoczywają pod tą podłogą – powiedział Gösta, stając w drzwiach. – Gdyby była uszkodzona, zauważylibyśmy to już wtedy. Ale była nietknięta, żadnych śladów krwi. Widocznie ściekła przez szpary między deskami.
– Tak czy inaczej, chcę mieć pewność, że ich tam nie ma – powiedziała Ebba.
– Jutro technicy wszystko sprawdzą, co do milimetra, zapewniam cię – powiedział Gösta, obejmując ją.
Patrik znieruchomiał. Gösta nie miał w zwyczaju zmuszać się do zbędnego wysiłku, a już na pewno nie widziano, żeby kogoś dotykał.
– Potrzebujesz mocnej kawy. – Gösta klepnął Ebbę w ramię i podszedł do maszynki. Gdy kawa zaczęła ściekać do dzbanka, stanął przy zlewie i umył kilka filiżanek.
– Mogłabyś powiedzieć, co wiesz o tym, co się tutaj stało? – Patrik podsunął jej krzesło.
Usiadła. Uderzyło go, że wygląda bardzo mizernie. T-shirt wisiał na niej, obojczyki ostro rysowały się pod materiałem.
– Chyba nie powiem nic nowego. Nic nie pamiętam, miałam nieco ponad rok, gdy zniknęli. Moi adopcyjni rodzice też wiedzą tylko tyle, że ktoś zadzwonił na policję i powiedział, że coś się tutaj stało. Policja przyjechała, byłam tylko ja, moja rodzina zniknęła. To było w Wielką Sobotę. Zniknęli w Wielką Sobotę. – Tak jak kilka dni wcześniej wyciągnęła spod koszulki wisiorek i zaczęła za niego ciągnąć. Wydawała się jeszcze bardziej krucha.
– Proszę. – Gösta postawił przed nią filiżankę. Drugą zatrzymał dla siebie i usiadł.
Patrik nie mógł się nie uśmiechnąć. Oto Gösta, jakiego zna.
– Nie mogłeś nam też nalać?
– Czy ja tu jestem od podawania kawy?
Mårten wstał.
– Zaraz podam.
– Naprawdę zostałaś zupełnie sama? Nie miałaś żadnych krewnych? – spytał Patrik.
Ebba