Trzeci klucz. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Trzeci klucz - Ю Несбё страница 7
– Czyli że to profesjonalista?
Beate wzruszyła ramionami.
– Osiemdziesiąt procent napadów na banki planuje się z niespełna tygodniowym wyprzedzeniem i są dokonywane przez osoby pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Ten napad został dobrze przygotowany, a bandyta sprawia wrażenie trzeźwego.
– Po czym to poznajesz?
– Gdybyśmy mieli idealne światło i lepsze kamery, moglibyśmy powiększyć zdjęcie i przyjrzeć się źrenicom. Ale w tym wypadku nie da się tego zrobić, staram się więc zrozumieć mowę jego ciała. Ma spokojne, wyważone ruchy, widzisz? Jeżeli coś zażył, raczej nie była to amfetamina ani nic, co przypomina speed. Może rohypnol, to ich ulubiona substancja.
– Dlaczego?
– Napad na bank to ekstremalne przeżycie, niepotrzebne są środki pobudzające. Wręcz przeciwnie. W ubiegłym roku jeden facet wpadł do banku DnB na Solli plass z bronią automatyczną, posiekał sufit i ściany, po czym wybiegł bez pieniędzy. Sędziemu powiedział, że łyknął tyle amfetaminy, że po prostu musiał to z sobie wyrzucić. Jeżeli mogę tak powiedzieć, to wolę bandytów na rohypnolu.
Harry kiwnął głową w stronę ekranu:
– Spójrz na ramię Stine Grette w okienku numer jeden. Teraz włącza alarm. I dźwięk na filmie nagle staje się o wiele lepszy. Dlaczego?
– Alarm jest połączony z magnetowidem i po jego uruchomieniu taśma zaczyna się przesuwać kilka razy szybciej. Dzięki temu uzyskujemy lepsze zdjęcia i lepszy dźwięk. Na tyle dobry, że możemy dokonać analizy głosu bandyty. I nie pomoże mu wtedy nawet mówienie po angielsku.
– To naprawdę taki niezbity dowód, jak twierdzą?
– Dźwięki wydawane przez struny głosowe są jak odciski palców. Gdybyśmy mogli dać naszemu analitykowi z Politechniki w Trondheim dziesięć słów na taśmie, byłby w stanie dopasować dwa głosy z dziewięćdziesięciopięcioprocentową pewnością.
– Mhm. Ale nie przy tej jakości dźwięku, jaką uzyskujemy, zanim alarm się włączy?
– Tak, wtedy takiej pewności nie ma.
– Więc to dlatego on najpierw woła po angielsku, a później, licząc się z tym, że alarm został włączony, wykorzystuje Stine Grette, by przekazywała jego polecenia?
– Owszem, właśnie tak.
W milczeniu przyglądali się, jak ubrany na czarno bandyta przerzuca nogi nad kontuarem, przystawia lufę karabinu do głowy Stine Grette i szepcze jej do ucha.
– Co sądzisz o jej reakcji? – spytał Harry.
– O co ci chodzi?
– O wyraz twarzy. Sprawia wrażenie stosunkowo spokojnej, nie uważasz?
– Ja nic nie uważam. Z reguły z wyrazu twarzy daje się wyciągnąć niewiele informacji. Przypuszczam, że puls ma w granicach stu osiemdziesięciu.
Patrzyli na Helgego Klementsena, klęczącego na podłodze przed bankomatem.
– Mam nadzieję, że zajmie się nim jakiś porządny psycholog – powiedziała Beate cicho, kręcąc głową. – Widziałam już, jak ludzie po podobnych napadach stawali się psychicznymi inwalidami.
Harry nie skomentował, lecz pomyślał, że takie słowa Beate musiała pożyczyć od któregoś ze starszych kolegów.
Bandyta obrócił się i pokazał im sześć palców.
– Interesujące – mruknęła Beate, zapisując coś w leżącym przed nią notatniku, bez patrzenia na kartkę. Harry kątem oka obserwował młodą koleżankę i widział, jak poderwała się na krześle, gdy padł strzał. Kiedy bandyta na ekranie przeskoczył przez kontuar, zabrał torbę i wybiegł z banku, broda Beate uniosła się w górę, a długopis wysunął się z ręki.
– Tego ostatniego kawałka nie zamieściliśmy w Internecie ani nie przekazaliśmy żadnej ze stacji telewizyjnych – powiedział Harry. – Zobacz, teraz filmuje go kamera przed bankiem.
Patrzyli, jak bandyta szybkim krokiem przechodzi przez przejście dla pieszych na Bogstadveien na zielonym świetle, a potem idzie dalej w górę Industrigata. Wkrótce zniknął z obrazu.
– A policja? – spytała Beate.
– Najbliższy posterunek leży na Sørkedalsveien, tuż za punktem pobierania opłat za przejazd, w odległości zaledwie ośmiuset metrów od banku. A mimo to upłynęły ponad trzy minuty od momentu uruchomienia alarmu do chwili przyjazdu policji. Bandyta miał więc prawie dwie minuty na ucieczkę.
Beate uważnie obserwowała ekran, na którym samochody i ludzie przesuwali się, jak gdyby nic się nie stało.
– Ucieczka była równie dobrze zaplanowana jak sam napad. Samochód pewnie stał tuż za rogiem, tak żeby nie mogła go zobaczyć kamera przed bankiem. Miał szczęście.
– Być może – powiedział Harry. – Ale z drugiej strony nie wygląda na osobę, która liczy wyłącznie na szczęście, prawda?
Beate wzruszyła ramionami.
– Większość udanych napadów na banki sprawia wrażenie przemyślanych.
– Zgoda. Ale w tym wypadku szanse na to, że policja zjawi się dość późno, były stosunkowo duże. A to dlatego, że w piątek o tej porze wszystkie patrole z okolicy zebrały się w innym miejscu, a mianowicie…
– …przy rezydencji ambasadora amerykańskiego! – zawołała Beate, stukając się w czoło. – Ten anonimowy telefon o bombie podłożonej w samochodzie. Miałam w piątek wolne, ale przecież oglądałam to w wiadomościach. I to właśnie teraz, kiedy wszyscy są bliscy histerii. To jasne, że była tam cała policja.
– Żadnej bomby nie znaleziono.
– Oczywiście, że nie. Klasyczna sztuczka, wymyślenie czegoś, co zwabi policję w inne miejsce tuż przed samym napadem.
Ostatnią część filmu obejrzeli w milczeniu. August Schulz stanął przed przejściem dla pieszych. Zielone światło zmieniło się na czerwone, a potem znów na zielone, a on nawet nie drgnął. Na co czeka, pomyślał Harry. Na jakąś nieregularność, wyjątkowo długą sekwencję z zielonym światłem? Na coś w rodzaju najdłuższej w tym stuleciu zielonej fali? No cóż, wkrótce miała nadejść. W oddali rozległy się syreny policyjne.
– Coś tu się nie zgadza – stwierdził nagle.
Beate