Ostatnia wdowa. Karin Slaughter
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ostatnia wdowa - Karin Slaughter страница 29
– Ten facet… Ten Carter to gwałciciel.
– Nie tylko.
– Ma Sarę.
– Wiem.
– Może ją skrzywdzić.
– Może ratować swoje życie.
– Nie jesteś ze mną całkiem szczera.
– Wilburze, nigdy nie jestem całkiem jakakolwiek.
Will nie miał siły kręcić się w kółko. Oparł się o ścianę. Zacisnął dłonie na poręczy. Spojrzał na swoje sportowe buty. Miały zielone plamy od koszenia trawy. Na łydkach zobaczył smugi zaschniętej krwi zmieszanej z ziemią. Nadal czuł na kolanach dotyk zimnej kamiennej podłogi szopy. Zamknął oczy. Próbował przywołać na pamięć ten szczęśliwy moment sprzed chwili, w której wszystko poszło źle, lecz wspomnienia zamierały w dręczącym poczuciu winy.
– Siedziała za kierownicą – powiedział, a gdy Amanda spojrzała na niego znad torebki, mówił dalej: – Kiedy odjechali, to Sara prowadziła. Nie musieli jej ogłuszyć ani… – Potrząsnął głową. – Powiedziała, żeby ją zabili. Nie chciała z nimi jechać. Ale pojechała. Sama ich stamtąd wywiozła.
Opuścił wzrok. Amanda ścisnęła go za rękę. Miała chłodną skórę i szczupłe palce. Zawsze zapominał, że jest taka drobna.
– Od dziecka tak się… – Był idiotą, że jej to wyznaje, ale desperacko pragnął rozgrzeszenia. – Od dziecka tak się nie bałem. – Amanda pogładziła kciukiem jego nadgarstek. – Ciągle myślę o tym, co mogłem zrobić, ale może… – Próbował ugryźć się w język, ale nie potrafił. – Może postąpiłem źle, bo się bałem.
Amanda znowu ścisnęła mu dłoń.
– Tak to jest, kiedy kogoś kochasz, Will. To osłabia.
Zabrakło mu słów.
Amanda poklepała go po ramieniu, dając tym gestem znak, że chwila zwierzeń minęła.
– Zbierz się do kupy. Robota czeka. – Ruszyła dalej schodami.
Will powlókł się za nią. Próbował rozszyfrować sens jej słów. Nie wiedział, czy było to potępienie, czy wyjaśnienie.
A może ani jedno, ani drugie. Nie całkiem.
Na szczycie kolejnego podestu wziął głęboki wdech. Przeszywający ból w żebrach przeszedł w tępe ćmienie. Przemieszczając się, Will poczuł lekką poprawę. Pulsowanie w głowie ustało, przelewająca się w brzuchu lawa zaczęła się uspokajać. Odzyskiwał ostrość widzenia. Mózg, który ulatywał mu z głowy jak balon zerwany z uwięzi, wrócił na swoje miejsce w czaszce.
Wybiegł myślą naprzód, poza przesłuchanie Hurleya. Był pewien, że niczego się od niego nie dowiedzą. Musiał jechać do domu po samochód. Poszuka Nate’a, żeby go podwiózł. W szafie w korytarzu miał policyjny skaner. Chciał go zabrać i urządzić poszukiwanie w miejscach, w których nikt inny nie szukał. Dorastał w samym śródmieściu. Znał złe ulice, zrujnowane domy, gdzie ukrywali się przestępcy.
Po dotarciu na szóste piętro Amanda otworzyła drzwi prowadzące z klatki schodowej na długi korytarz. Will zobaczył policjantów, dwóch na obu końcach korytarza, jednego przy windzie, dwóch pozostałych przy rozsuwanych szklanych drzwiach.
Tym przy drzwiach Amanda pokazała odznakę.
Drzwi się rozsunęły.
Will spojrzał na próg i zobaczył metalowe szyny wpuszczone w płytki. Wciągnął w płuca tyle powietrza, ile zdołał. Nie mógł zmusić się do zapomnienia, że Sarę uprowadził człowiek skazany za gwałt, ale mógł zachować pozory spokoju, by zrobić wszystko, czego Amanda będzie od niego wymagać, byle tylko uzyskać informacje od Hurleya.
Wszedł do szpitalnej sali.
Hurley był przykuty do łóżka. Toaleta i umywalka znajdowały się na otwartej przestrzeni. Prywatność zapewniała jedynie cienka zasłonka. Przez otwarte żaluzje wpadało do środka słońce. Jaskrawe światła były zgaszone. Rozjarzony monitor rejestrował pracę serca.
Hurley spał. A może tylko udawał. Szwy upodobniły jego twarz do monstrum doktora Frankensteina. Złamany nos został nastawiony, ale szczęka zwisała krzywo.
Serce biło miarowo, jak wahadło regularnie wychylające się w lewo i w prawo.
Amanda otworzyła kolejną ampułkę z solami trzeźwiącymi i podsunęła Hurleyowi pod nos.
Wzdrygnął się gwałtownie, odrzucił głowę, otworzył szeroko oczy.
Nozdrza rozszerzyły mu się nienaturalnie.
Monitor pracy serca rozbrzmiał jak alarm pożarowy.
Will spojrzał w stronę drzwi, spodziewając się pielęgniarki.
Nikt nie przybiegł.
Policjanci nawet nie odwrócili się w tę stronę.
Amanda wyjęła odznakę.
– Amanda Wagner, zastępczyni dyrektora GBI. Agenta Trenta już miałeś okazję poznać.
Hurley spojrzał na odznakę, potem na Amandę.
– Nie przeczytam ci twoich praw, ponieważ to nie jest oficjalne przesłuchanie. Dostałeś morfinę, więc nic, co powiesz, nie zostanie użyte przeciwko tobie w sądzie. – Urwała, czekając na jego reakcję, ale Hurley milczał. – Lekarze ustabilizowali twój stan. Masz zwichniętą szczękę. Zrobią ci operację, kiedy skończą się zajmować pilniejszymi pacjentami. A teraz mamy kilka pytań w związku z dwiema uprowadzonymi kobietami.
Hurley zamrugał. Czekał. Demonstracyjnie ignorował Willa. Co Willowi odpowiadało, ponieważ gdyby facet spojrzał na niego krzywo, mogłaby zostać z niego krwawa miazga.
– Chcesz pić? – Amanda rozsunęła zasłonkę przy umywalce i toalecie. Sięgnęła po plastikowy kubeczek, odkręciła kran.
Will oparł się plecami o ścianę. Wsadził ręce do kieszeni.
– Byłeś policjantem. – Amanda napełniła kubek wodą. – Znasz zarzuty. Zamordowałeś lub współuczestniczyłeś w zamordowaniu kilkudziesięciu cywilów. Pomogłeś w uprowadzeniu dwóch kobiet. Uczestniczyłeś w spisku mającym na celu użycie broni masowego rażenia. Nie mówiąc o wyłudzeniu świadczenia zdrowotnego na podstawie fałszywych danych. – Amanda podeszła do łóżka z kubkiem wody. – To przestępstwa federalne, Hurleyu. Nawet jeśli jakimś cudem ława przysięgłych nie będzie zgodna co do kary śmierci, i tak nigdy więcej nie odetchniesz świeżym powietrzem.
Hurley sięgnął po kubek. Kajdanki zadzwoniły o ramę