Klub Drakuli spotyka ducha. Sissel Dalsgaard Thomsen
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Klub Drakuli spotyka ducha - Sissel Dalsgaard Thomsen страница 1
Klub Drakuli spotyka Annę
W Skovby nastała zima.
Miasto pokryło się białą warstwą śniegu.
Wampiry uwielbiają zimę.
Jest wtedy tak cudownie ciemno i zimno.
Na przerwie na dworze rzucaliśmy się śnieżkami.
– Spróbuj mnie trafić, Wips! – krzyknęła Leyla.
Rzuciłam w nią śnieżką.
Niestety nie wcelowałam.
Plask! – rozległo się.
Dostałam śnieżką prosto w buzię.
– Cha, cha, cha, mam cię, Wips! – krzyknął Albert.
Właśnie chciałam mu oddać śnieżką.
Ale wtedy pojawili się Magnus i Oliver.
– Chodź, zmyjemy Wips – zaproponował Magnus.
Oliver mnie chwycił. A Magnus porządnie zmył.
Zimny śnieg spływał mi po twarzy. I dalej aż na brzuch.
– O, dzięki za supermycie. Śnieg tak miło łaskocze mnie po brzuchu – powiedziałam.
Albert i Leyla się zaśmiali.
– Ale ty jesteś dziwna, Wips – odparł Magnus.
I razem z Oliverem poszli sobie.
Zauważyłam, że Anna z równorzędnej klasy siedzi sama na ławce.
Wyglądała na zmartwioną.
– Myślicie, że Magnus jej dokuczył? – spytałam Leylę i Alberta.
– Może. Zapytajmy jej, co się stało – zaproponowała Leyla.
Podeszliśmy do Anny.
– Cześć, Anno. Kto ci narobił do deseru? – zaczął Albert.
Albert nauczył się tego zwrotu od mamy.
Jednak Annie wydał się on zwyczajnie niesmaczny.
– Czym się martwisz? – dociekałam.
Anna pokręciła głową.
– Będziecie się ze mnie śmiać – odparła.
Obiecałam jej, że nie zrobimy tego.
– Czasami moje misie znikają. A potem znajduję je na strychu – wyznała Anna.
– To bardzo dziwne – odpowiedziała Leyla.
– Myślę, że misie zabiera mi duch – wyjaśniła Anna. – Ale rodzice mi nie wierzą.
– Możemy ci jakoś pomóc? – zapytałam.
Anna przytaknęła.
– Sama nie mam odwagi nawiązać kontaktu z duchem. Możecie mi pomóc dowiedzieć się, jak się go pozbyć.
– Spokojnie, Anno. Pomożemy ci – zdecydowałam.
Dziewczynka ze strychu
Anna zapytała swojego taty, czy możemy u niej nocować.
Tata się zgodził.
Cała nasza trójka dostała też pozwolenia od swoich rodziców.
– Ale masz pokój! – zachwyciła się Leyla, gdy weszliśmy do środka.
Mnie się jednak za bardzo nie podobał.
Ściany pomalowano na różowo.
Nie było na nich kurzu ani pajęczyn.
Podłoga nie skrzypiała.
I nie było żadnych maskotek nietoperzy.
Tylko nudny królik, który nie latał.
Graliśmy w karty w pokoju Anny. Gdy nastała noc, Anna wyszeptała:
– Teraz moi rodzice na pewno śpią.
Wyślizgnęliśmy się i udaliśmy dalej długim, ciemnym korytarzem.
Bęc! – rozległo się.
Odwróciłam się.
Albert leżał na środku podłogi.
– Upadłem! – wyszeptał.
Nagle w pokoju rodziców Anny zapaliło się światło.
– Szybko! Chodźcie! – wysyczała Anna do nas. Pobiegliśmy za nią i schowaliśmy się w ogromnej szafie.
Miałam z niej widok na zewnątrz przez małą szparkę.
Tata Anny otworzył drzwi na korytarz.
– Anno? Dzieciaki? – zawołał.
Wstrzymaliśmy oddech i siedzieliśmy cicho.
W końcu tata wrócił do sypialni i zamknął za sobą drzwi.
– Uff, o mały włos – odetchnęła Anna.
Wyślizgnęliśmy się z szafy.
I podążyliśmy dalej korytarzem. Tym razem Albert się nie przewrócił.
Dotarliśmy do małej drabiny. Prowadziła na strych.
Weszliśmy po niej na górę.
– Tu jest całkiem ciemno – stwierdziła Leyla.
– Tak, nie widać nic a nic – potwierdził Albert.
– Ja widzę wszystko – odparłam.
– No, tak – odpowiedziała Leyla. – Ty przecież widzisz w ciemnościach.
Strych był ogromny. Wszędzie leżały kartony, worki i stały stare meble.
– Czy to wszystko wasze graty? – zapytał Albert, kiedy oczy przyzwyczaiły mu się do mroku.