Klub Drakuli spotyka ducha. Sissel Dalsgaard Thomsen

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Klub Drakuli spotyka ducha - Sissel Dalsgaard Thomsen страница 1

Klub Drakuli spotyka ducha - Sissel Dalsgaard Thomsen

Скачать книгу

yka ducha

Sissel Dalsgaard ThomsenKlub Drakuli spotyka duchaAnna KirstenSagaKlub Drakuli spotyka duchatranslacjaAnna Kirstentytuł oryginałuKlub Dracula møder et spøgelseZdjęcie na okładce: ShutterstockCopyright © 2011, 2019 Sissel Dalsgaard Thomsen i SAGA EgmontWszystkie prawa zastrzeżoneISBN: 97887118716381. Wydanie w formie e-booka, 2019Format: EPUB 2.0Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autoraSAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

      Klub Drakuli spotyka Annę

      W Skovby nastała zima.

      Miasto pokryło się białą warstwą śniegu.

      Wampiry uwielbiają zimę.

      Jest wtedy tak cudownie ciemno i zimno.

      Na przerwie na dworze rzucaliśmy się śnieżkami.

      – Spróbuj mnie trafić, Wips! – krzyknęła Leyla.

      Rzuciłam w nią śnieżką.

      Niestety nie wcelowałam.

      Plask! – rozległo się.

      Dostałam śnieżką prosto w buzię.

      – Cha, cha, cha, mam cię, Wips! – krzyknął Albert.

      Właśnie chciałam mu oddać śnieżką.

      Ale wtedy pojawili się Magnus i Oliver.

      – Chodź, zmyjemy Wips – zaproponował Magnus.

      Oliver mnie chwycił. A Magnus porządnie zmył.

      Zimny śnieg spływał mi po twarzy. I dalej aż na brzuch.

      – O, dzięki za supermycie. Śnieg tak miło łaskocze mnie po brzuchu – powiedziałam.

      Albert i Leyla się zaśmiali.

      – Ale ty jesteś dziwna, Wips – odparł Magnus.

      I razem z Oliverem poszli sobie.

      Zauważyłam, że Anna z równorzędnej klasy siedzi sama na ławce.

      Wyglądała na zmartwioną.

      – Myślicie, że Magnus jej dokuczył? – spytałam Leylę i Alberta.

      – Może. Zapytajmy jej, co się stało – zaproponowała Leyla.

      Podeszliśmy do Anny.

      – Cześć, Anno. Kto ci narobił do deseru? – zaczął Albert.

      Albert nauczył się tego zwrotu od mamy.

      Jednak Annie wydał się on zwyczajnie niesmaczny.

      – Czym się martwisz? – dociekałam.

      Anna pokręciła głową.

      – Będziecie się ze mnie śmiać – odparła.

      Obiecałam jej, że nie zrobimy tego.

      – Czasami moje misie znikają. A potem znajduję je na strychu – wyznała Anna.

      – To bardzo dziwne – odpowiedziała Leyla.

      – Myślę, że misie zabiera mi duch – wyjaśniła Anna. – Ale rodzice mi nie wierzą.

      – Możemy ci jakoś pomóc? – zapytałam.

      Anna przytaknęła.

      – Sama nie mam odwagi nawiązać kontaktu z duchem. Możecie mi pomóc dowiedzieć się, jak się go pozbyć.

      – Spokojnie, Anno. Pomożemy ci – zdecydowałam.

      Dziewczynka ze strychu

      Anna zapytała swojego taty, czy możemy u niej nocować.

      Tata się zgodził.

      Cała nasza trójka dostała też pozwolenia od swoich rodziców.

      – Ale masz pokój! – zachwyciła się Leyla, gdy weszliśmy do środka.

      Mnie się jednak za bardzo nie podobał.

      Ściany pomalowano na różowo.

      Nie było na nich kurzu ani pajęczyn.

      Podłoga nie skrzypiała.

      I nie było żadnych maskotek nietoperzy.

      Tylko nudny królik, który nie latał.

      Graliśmy w karty w pokoju Anny. Gdy nastała noc, Anna wyszeptała:

      – Teraz moi rodzice na pewno śpią.

      Wyślizgnęliśmy się i udaliśmy dalej długim, ciemnym korytarzem.

      Bęc! – rozległo się.

      Odwróciłam się.

      Albert leżał na środku podłogi.

      – Upadłem! – wyszeptał.

      Nagle w pokoju rodziców Anny zapaliło się światło.

      – Szybko! Chodźcie! – wysyczała Anna do nas. Pobiegliśmy za nią i schowaliśmy się w ogromnej szafie.

      Miałam z niej widok na zewnątrz przez małą szparkę.

      Tata Anny otworzył drzwi na korytarz.

      – Anno? Dzieciaki? – zawołał.

      Wstrzymaliśmy oddech i siedzieliśmy cicho.

      W końcu tata wrócił do sypialni i zamknął za sobą drzwi.

      – Uff, o mały włos – odetchnęła Anna.

      Wyślizgnęliśmy się z szafy.

      I podążyliśmy dalej korytarzem. Tym razem Albert się nie przewrócił.

      Dotarliśmy do małej drabiny. Prowadziła na strych.

      Weszliśmy po niej na górę.

      – Tu jest całkiem ciemno – stwierdziła Leyla.

      – Tak, nie widać nic a nic – potwierdził Albert.

      – Ja widzę wszystko – odparłam.

      – No, tak – odpowiedziała Leyla. – Ty przecież widzisz w ciemnościach.

      Strych był ogromny. Wszędzie leżały kartony, worki i stały stare meble.

      – Czy to wszystko wasze graty? – zapytał Albert, kiedy oczy przyzwyczaiły mu się do mroku.

Скачать книгу