Syreny. Anna Langner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Syreny - Anna Langner страница 21
– Jesteś pewna? Szeptałaś mi do ucha, że jesteś syrenką i masz ochotę robić ze mną bardzo niegrzeczne rzeczy…
– To niemożliwe. Mówisz tak, bo… Błagam, powiedz, że to nieprawda… – jąkam się prawie tak jak Zuzka, bo nie potrafię znieść takiego upokorzenia.
To się nie wydarzyło. Może nic nie pamiętam, ale ja to po prostu wiem. Nawet po pijaku musiałam zachować jakieś resztki zdrowego rozsądku i pamiętać o tym, że to najbardziej denerwujący facet na świecie.
– Spokojnie, tylko żartuję. Ledwo trzymałaś się na nogach i wcale do mnie nie uderzałaś. Ale szkoda, że nie widziałaś swojej miny sprzed chwili.
– Dupek…
– Hej, uratowałem twój pijany tyłek, a ty jeszcze mnie obrażasz? Może w ramach podziękowania zrobisz mi jajecznicę czy coś?
– Chyba śnisz! Zaraz stąd znikam – prycham i zaczynam rozglądać się za swoimi ubraniami. Nadal jestem owinięta kołdrą i z pewnością wyglądam jak wielki skacowany naleśnik. Niezbyt seksownie.
Wiem, że im szybciej się stąd ulotnię, tym lepiej. Jego bliskość sprawia, że moje ciało zaczyna dziwnie reagować. Może i kłócimy się od samego rana, a ja mam go serdecznie dość, ale moje spojrzenie ciągle się kieruje w stronę jego nagiej klatki piersiowej i całej bardzo apetycznej reszty.
Tłumaczę to sobie brakiem seksu, tym, że jestem kobietą, która ma swoje potrzeby, pełnią księżyca, fazą cyklu, znakami zodiaku, problemami egzystencjalnymi… Ale prawda jest taka, że Przystojny Dupek to gorący towar i musiałabym być ślepa, by nie zwrócić na niego uwagi.
W końcu znajduję wiszącą na krześle sukienkę i stojące obok buty. Mimowolnie kieruję wzrok na meble znajdujące się w sypialni. Dopiero teraz widzę, jak wypasionym ośrodkiem jest Verona. Apartament jest ogromny i urządzony w nowoczesnym stylu. Łóżko śmiało mogłoby pomieścić kilka osób i widzę oczyma wyobraźni, jak Damian urządza sobie tutaj orgie. Drzwi do łazienki są uchylone i zauważam zdobioną złoceniami głęboką wannę.
– Odwiózłbym cię, ale ponieważ nie okazałaś żadnej wdzięczności, nie mam na to ochoty.
Odwracam głowę w kierunku Damiana. Patrzy na mnie leniwie, trochę jak drapieżnik na zlęknioną ofiarę, która szuka drogi ucieczki. Wyciąga się na łóżku i chyba nie ma zamiaru z niego wstać.
– Och, żadna strata. Nie mam ochoty na twoje towarzystwo, więc chętnie się przejdę – mamroczę.
– Masz jeszcze szansę, bym zmienił zdanie. Magiczne słowo to: jajecznica. – Damian opiera się na łokciu i obserwuje, jak niechętnie zrzucam z siebie kołdrę i chwytam swoją sukienkę. Na szczęście jest już całkiem sucha.
– Czy ty myślisz, że wszyscy na świecie urodzili się po to, by ci usługiwać? – Zatrzymuję się w drodze do łazienki i patrzę na niego z odrazą. – Czy ja ci wyglądam na gosposię?!
– Nie, ale bardzo chętnie widziałbym cię w stroju niegrzecznej francuskiej pokojówki…
– Daruj sobie. Idę się przebrać i wychodzę – warczę i jestem zła na siebie, bo na każdą jego zaczepkę z erotycznym podtekstem reaguję mocnym rumieńcem.
– W takim razie miłego spaceru, wiejska truskaweczko. Na pewno wzbudzisz sensację, wychodząc z tego przybytku rozpusty z samego rana w tak skąpej sukience. Ciekawe, co sobie o tobie pomyślą tutejsi…
Cwaniak.
Nie wzięłam tego pod uwagę. Nie jestem miejscowa, choć on nie ma o tym pojęcia, o ile dziewczyny mnie nie wydały. W związku z tym opinia innych na mój temat zwisa mi i powiewa. Z drugiej strony nie chcę, by ciotka miała z mojego powodu nieprzyjemności. Burzewo to dziura zabita dechami, w której plotki rozchodzą się z prędkością światła. Co by sobie o mnie pomyślała, gdyby się dowiedziała, że spędziłam noc w Veronie?
– Dobra. Dziś mam dzień dobroci dla zagubionych, skacowanych wiejskich dziewuszek. Daruję ci tę jajecznicę i odwiozę cię.
Przystaję przy drzwiach do łazienki i spoglądam zaskoczona przez ramię, bo po raz pierwszy Damian zwraca się do mnie łagodnie, niemal przyjaźnie i bez cienia złośliwości.
No dobra, tekst o skacowanej dziewuszce był trochę obraźliwy.
– Jesteś dla mnie prawie miły. Gdzie jest haczyk? – Unoszę brew.
– Nie ma. Po prostu to niezbyt rozsądne, byś wracała sama w takim stroju. Chcę zachować się przyzwoicie i cię podrzucić – odpowiada poważnym tonem, ale kąciki jego ust lekko drżą od powstrzymywanego śmiechu.
– Okej, daj mi chwilę, tylko się przebiorę – bąkam, a jego twarz się rozpromienia.
Nie chcę, by poczuł się tak, jakby właśnie wygrał tę małą bitwę między nami. Ale co zrobić…
Kilkanaście minut później siedzę w wypasionym jeepie grand cherokee i marzę o tym, by móc kiedyś poprowadzić podobne cacko. W życiu nie będzie mnie stać na taki samochód. No chyba że zostanę dziennikarką w jakiejś dobrej gazecie.
O dziwo Damian mnie nie zaczepia, nie śmieje się ze mnie i nie nazywa wiejskim czymś tam. Korzystam więc z okazji i podziwiam widoki za szybą.
Gdy wsiedliśmy do auta, powiedziałam mu, gdzie jest dom cioci i wujka, a potem zamilkłam. Teraz z kolei robię wszystko, by na niego nie patrzeć, i marzę tylko o tym, by w końcu odstawił mnie do domu.
Jego obezwładniający zapach wypełnia wnętrze samochodu i przyłapuję się na tym, że głęboko wciągam powietrze. Raz po raz spoglądam na silne duże dłonie, które pewnym chwytem trzymają kierownicę. Wyobrażam sobie, że tak samo pewnie mógłby je zaciskać na mojej talii…
– Jesteśmy na miejscu, wiejska truskaweczko – mówi po kilku minutach, a ja wybudzam się z transu i przykładam dłonie do rozpalonych policzków.
Patrzę na zegarek. Dochodzi szósta nad ranem, więc jest duża szansa, że domownicy jeszcze śpią. Może nie zauważą, że właśnie podjechałam pod dom autem za czterysta tysięcy, należącym do jakiegoś młodego kolekcjonera damskich cnót. Tak pewnie nazwałaby Damiana ciotka Lucyna.
– Dzięki, że mi wczoraj pomogłeś. – Wbijam wzrok w buty, bo okazywanie mu wdzięczności nie przychodzi mi łatwo, ale jednak wypada to zrobić.
– Jeszcze będzie okazja, byś się zrewanżowała. – Słyszę jego niski głos, w którym pobrzmiewa dwuznaczna nuta.
Nim udaje mi się podnieść głowę, on chwyta między palce kosmyk moich włosów.
– I sądzę, że nadarzy się ona szybciej, niż myślisz – dodaje prawie szeptem, a jego ciepły oddech owiewa mój policzek.
Przestaję na moment oddychać i mrugać oczami, a gdy dociera do mnie, że robię z siebie idiotkę, szybko wyswobadzam się z pasów, wysiadam z auta i gnam