Król Maciuś Pierwszy. Janusz Korczak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Król Maciuś Pierwszy - Janusz Korczak страница 8

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Król Maciuś Pierwszy - Janusz Korczak

Скачать книгу

wreszcie wezwą. Bo przecież nie na to jest wojna, żeby królowie uczyli się gramatyki, pisali dyktando i rozwiązywali zadania arytmetyczne.

      Mocno zafrasowany szedł Maciuś po ogrodzie, gdy usłyszał znane hasło kukułki.

      Chwila – i ma w ręku cenny list od Felka.

      „Jadę na front. Ojciec się upił, tak jak zapowiedział, ale zamiast położyć się spać, zaczął szykować wszystko do drogi. Nie znalazł manierki, składanego noża i pasa do patronów. Myślał, że to ja wziąłem – i sprał mnie na całego. Dziś albo jutro w nocy uciekam z domu. Byłem na kolei. Żołnierze obiecali mnie wziąć ze sobą. Jeśli wasza kr. mość chce mi dać jakieś polecenie, czekam o godz. siódmej. Przydałaby mi się na drogę kiełbasa, najlepiej suszona, flaszka wódki i trochę tytuniu30”.

      Przykre to, gdy król musi się chyłkiem wymykać z pałacu, jak rzezimieszek. Gorzej, gdy tę wycieczkę poprzedza równie potajemna wyprawa do stołowego pokoju, gdzie jednocześnie ginie butelka koniaku, puszka z kawiorem i wielki kawał łososia.

      – Wojna! – myślał Maciuś. Przecież na wojnie zabijać nawet wolno.

      Maciuś był bardzo smutny, a Felek promieniał:

      – Koniak lepszy jeszcze od wódki. Nie szkodzi, że nie ma tytuniu. Felek nasuszył sobie liści, a potem dostawać będzie zwykłą porcję żołnierską. Dobra nasza. Szkoda tylko, że głównodowodzący wojskami – fujara.

      – Jak to fujara – kto taki?

      Maciusiowi krew uderzyła do głowy. Znów oszukali go ministrowie. Okazuje się, że wojska już od tygodnia są w drodze, że się odbyły już dwie nie bardzo udane bitwy, że na czele wojska poszedł stary generał, o którym nawet ojciec Felka, co prawda, trochę pijany, powiedział: cymbał. Maciuś pojedzie może raz jeden i to w takie miejsce, gdzie nic mu grozić nie będzie. Maciuś będzie się uczył, a naród będzie go bronił. Jak przywiozą rannych do stolicy, Maciuś odwiedzi ich w szpitalu; a jak zabiją generała, Maciuś będzie na pogrzebie.

      – Jakże to? Więc nie ja będę bronił naród, tylko naród mnie będzie bronił. Co na to powie honor królewski, co o nim pomyśli Irenka? Więc on, król Maciuś, po to jest tylko królem, by uczyć się gramatyki i lalki do sufitu dawać dziewczynkom. Nie, jeśli tak myślą ministrowie, to nie znają Maciusia.

      Felek zjadał właśnie piątą garść malin, gdy Maciuś szarpnął go za ramię i powiedział:

      – Felek!

      – Rozkaz, wasza królewska mości.

      – Chcesz być moim przyjacielem?

      – Rozkaz, wasza królewska mości.

      – Felek. To co ci teraz powiem, jest tajemnicą: żebyś mnie nie zdradził, pamiętaj.

      – Rozkaz, wasza królewska mości.

      – Dzisiaj w nocy uciekam z tobą na front.

      – Rozkaz, wasza królewska mości.

      – Pocałuj się ze mną.

      – Rozkaz, wasza królewska mości.

      – I mów mi: ty.

      – Rozkaz, wasza królewska mości.

      – Już nie jestem królem. Jestem, poczekaj – jakby się tu nazwać. Jestem Tomcio Paluch. Ja na ciebie – Felek, ty na mnie Tomek.

      – Rozkaz – powiedział Felek, łykając pośpiesznie kawałek odgryzionego łososia.

      Postanowiono: dziś w nocy o godzinie drugiej Maciuś będzie przy kracie.

      – Słuchaj, Tomek, jeśli nas ma być dwóch, to prowizji31 musi być więcej.

      – Dobrze – odparł Maciuś niechętnie, bo wydawało mu się, że w tak ważnej chwili nie przystoi myśleć o żołądku.

      Skrzywił się zagraniczny guwerner, gdy ujrzał na policzku Maciusia ślad malin, pamiątkę po pocałunku z Felkiem, ale że i do pałacu dotarło zamieszanie wojenne – nic nie powiedział.

      Rzecz niesłychana: ktoś z królewskiego kredensu ściągnął wczoraj dopiero rozpoczętą butelkę koniaku, doskonałą kiełbasę i połowę łososia. Były to specjały, które zagraniczny guwerner wymówił sobie z góry, gdy obejmował posadę nauczyciela następcy tronu jeszcze za życia starego króla. I oto dziś po raz pierwszy wszystkiego tego był pozbawiony. Bo choć kucharz pragnął bardzo zastąpić stratę, ale trzeba było napisać nowe zapotrzebowanie, na którym zarząd pałacowy winien był przyłożyć stempel, podpisać je miał ochmistrz dworu – i wówczas dopiero na rozkaz naczelnika piwnic można było otrzymać nową butelkę. Jeżeli zaś ktoś się uprze i zechce wstrzymać pozwolenie aż do ukończenia śledztwa – żegnaj, miły koniaku, na miesiąc lub i dłużej.

      Gniewnie nalał guwerner królowi jego kieliszek tranu i o pięć sekund wcześniej, niż obowiązywał regulamin, dał hasło Maciusiowi do udania się na spoczynek.

      – Tomek, jesteś?

      – Jestem. To ty, Felek?

      – Ja. Do pioruna, ciemno: jeszcze na straż gdzie wpadniemy.

      Z trudem udało się Maciusiowi wleźć na drzewo, z drzewa na parkan, a z parkanu na ziemię.

      – Król, a niezgrabny, jak ostatnia baba – mruknął do siebie Felek, gdy Maciuś z niewielkiej wprawdzie wysokości stoczył się na ziemię – i z dala rozległo się pytanie pałacowego wartownika:

      – Kto tam?

      – Nie odzywaj się – szepnął Felek.

      Maciuś padając na ziemię, zdrapał sobie skórę na ręce: pierwsza w tej wojnie odniesiona rana.

      Chyłkiem prześlizgnęli się przez drogę do rowu, a tam czołgając się na brzuchu, pod samym nosem straży przeprawili się aż do topolowej alei, która prowadziła do koszar. Koszary obeszli z prawej strony, kierując się światłem wielkiej lampy elektrycznej koszarowego więzienia, potem przeszli mostek i już równą drogą szli wprost na centralny dworzec wojskowy.

      To, co zobaczył teraz Maciuś, przypomniało mu opowiadania o dawnych czasach. Tak, to był obóz. Jak okiem sięgnąć, paliły się ogniska, a przy nich żołnierze gotowali herbatę, rozmawiali lub spali.

      Maciuś nie podziwiał Felka, z jaką znajomością rzeczy przeprowadzał go najkrótszą drogą do swego oddziału. Maciuś myślał, że wszyscy chłopcy nie-królowie – są tacy. Jednakże Felek był wyjątkiem nawet wśród bardzo dzielnych. W tłoku, gdzie co godzina inny pociąg przywoził wojsko, gdzie oddziały coraz to zmieniały miejsca, bądź zbliżając się do kolei, bądź wybierając dogodniejsze miejsce na postój, zabłądzić wcale nie było trudno. I Felek nawet stawał parę razy w niepewności. Był tu w dzień, ale od tej pory wiele się zmieniło. Przed kilku godzinami stały tu armaty, ale zabrał je pociąg. A tymczasem nadjechał szpital polowy. Saperzy przenieśli się aż do plantu, a miejsce

Скачать книгу


<p>30</p>

tytuń (daw.) – dziś popr.: tytoń. [przypis edytorski]

<p>31</p>

prowizja – tu: zaopatrzenie, jedzenie przydzielane żołnierzom. [przypis edytorski]