Maria. Powieść ukraińska. Malczewski Antoni
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Maria. Powieść ukraińska - Malczewski Antoni страница 8
Białą omdlałą rękę do ust swych przycisnął,
Jakby w jej szczupłe, gładkie, rozkoszne ugięcie
Chciał wrazić wszystkie czucia, w swych uczuć zamęcie.
Już odszedł – wziął spokojność – przed wzrokiem, co czuwa,
Lśniącą, wyniosłą postać krok każdy usuwa;
Już w jego próżnym miejscu zadumana, blada,
Ciszę budząc westchnieniem, Samotność usiada;
A na odłogu szczęścia Zgryzota korzeni161
Swe kolczyste łodygi robaczliwej zdrzeni162.
XIX
Dosiadł bystrego konia, lecz troskę miał w oku
Młody Wacław – i w pierwszym osadził go skoku —
Dosiadł bystrego konia, lecz spojrzał wesoło
Stary Miecznik – i w pędzie zawinął nim koło.
Za niemi brzmią puzany163 – za niemi, za niemi,
Zrywają się rycerze jakby ptaki z ziemi —
Hasa szlachecka młodzież na wroga Tatara —
Sunie się towarzystwo i w szeregach wiara164,
Pancerni i usarzy165 – za nimi kozaki,
I z spłoszonymi końmi harcują luzaki.
Patrzaj pyzate dziecię z pod słomianej strzechy,
Niech ci widok żołnierzy zaszczepia uśmiechy,
To może dziki owoc zerwie potem wojna166;
A ty matko, co kłaniasz, bądź zdrowa, spokojna,
Nie trwóż się szczękiem zbroi, długimi dzidami,
Zapał polskiego wzroku ugasza się łzami167.
Już we wsi tylko kurze – jeszcze słuch łoskotem
Drga dźwięcząc przygłuszony i koni tupotem168.
Już we wsi kurz osiada – jeszcze przerywanie
Z dala wojennych rogów dolatuje granie.
I cicho – jak na sercu Śmierć swój obraz kryśli;
I pusto – smutno – tęskno – jak u Marii w myśli.
Wzniosła swą lekką postać do góry, do góry,
Nic nie widać – tylko wiatr szare goni chmury.
Zniżają się kolana, prośba ręce składa,
Z oczów w niebo utkwionych kroplami żal spada169;
I cicho – jak modlitwa w łono Boga płynie170
I pusto – smutno – tęskno – jak gdy szczęście minie.
Pieśń II
On Conrad’s stricken soul exhaustion prest./ And stupor almost lulled it into rest 171.
I
«Bujno rośnie, odludnie kwiat stepowy ginie;
I wzrok daleko, próżno, błądzi po równinie;
A w niezbędnej zgryzocie172 jeśli chcesz osłody173,
Chmurne na polu niebo, i cierpkie jagody.
Idź raczej w piękne mirtów i cyprysów kraje174;
Co dzień w weselnej szacie u nich słońce wstaje,
U nich175 w czystym powietrzu jaśniejsze wejrzenie
I głosy rozpieszczone i rozkoszne tchnienie.
U nich wawrzyny rosną; i niebo pogodne,
I ziemia ubarwiona, i myśli swobodne.
A na kształtnych budowlach męże wieków dawnych
Stoją w bieli176 – i pyszni z swoich imion sławnych
Zapraszają z daleka w czarowne zwaliska;
Bogów i bohatyrów177 – pająków siedliska178.
Tam, jeśli dawnych rzeczy myśl w tobie głęboko179,
Może w ten śliczny błękit wpatrzywszy twe oko,
Słodycz w rozpaczy znajdziesz i lubość w żałobie,
Jak uśmiech ust kochanych w śmiertelnej chorobie.
Ale na pola nie chodź, gdy serce zbolało;
Na równinie mogiły – więcej nie zostało —
Resztę wiatr ukraiński rozdmuchał do znaku180 —
To siedź w domu, i słuchaj dumek o kozaku»181.
«Moje młode pacholę, gdzież to ty wędrujesz?
Czy z Ziemi Świętej wracasz, że tak utyskujesz?»182
«Oh! nie – ja wszystkim obcy wśrzód mojej ojczyzny —
I Śmierć mi zostawiła czarne w piersiach blizny183
I świata jadłem gorzkie, zatrute kołacze —
To mnie ciężko na sercu i ja sobie płaczę.
A kiedy się rozśmieję – to jak za pokutę;
A kiedy będę śpiewał – to na smutną nutę;
Bo w mojej zwiędłej twarzy zamieszkała bladość,
Bo w mej zdziczałej duszy wypleniono radość,
Bo wpływ mego Anioła grób w blasku zobaczy»184.
«To czegóż chcesz, pacholę? ««Uciec od Rozpaczy«.
II
Stało młode pacholę, pod płotem zostało,
Na smutek, co się skarży, uważają mało185,
A ten, co z nim rozmawiał na wrotach oparty,
Wyszczerzył w inną stronę wzrok186 cały otwarty —
Skąd w różnofarbnych strojach, huczne czyniąc wrzaski,
Niespodzianym orszakiem zbliżały się maski.
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186