Przygody Tomka Sawyera. Марк Твен

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przygody Tomka Sawyera - Марк Твен страница 2

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Przygody Tomka Sawyera - Марк Твен

Скачать книгу

nie Sid, nigdy by się nie połapała – mruknął. – Do licha! Raz szyje białą, a raz czarną nitką! Mogłaby się wreszcie zdecydować na jedną, bo nigdy nie pamiętam, na którą teraz jest kolej. Ale jedno jest pewne – spiorę Sida na kwaśne jabłko!

      Tomek nie był chodzącym wzorem chłopców. Znał wprawdzie taki wzór, ale żywił do niego głęboki wstręt i pogardę.

      Dwie minuty później Tomek zapomniał o wszystkich swoich zmartwieniach. Nie dlatego, że jego troski były mniej dokuczliwe niż te, które dręczą dorosłych, ale po prostu dlatego, że nowe, wspaniałe zainteresowanie przegnało je na jakiś czas z głowy.

      To nowe zainteresowanie dotyczyło bardzo oryginalnej metody gwizdania, którą zdobył od pewnego Murzyna. Teraz pałał żądzą wypróbowania tej sztuki. Był to jakby osobliwy ptasi świergot, polegający na tym, że w króciutkich odstępach czasu należało lekko uderzać językiem o podniebienie. Dzięki pilności i wytrwałości Tomek opanował wkrótce tę metodę do mistrzostwa. Z ustami pełnymi melodii, a duszą pełną uniesienia szedł teraz ulicą i doznawał uczucia astronoma, który odkrył nową planetę – z tym, że radość chłopca była niewątpliwie większa.

      W ten długi letni wieczór było jeszcze zupełnie jasno. Nagle Tomek przestał gwizdać. Stał przed nim ktoś obcy: chłopak odrobinę wyższy od niego. Pojawienie się nowego przybysza, nieważne jakiego wieku i płci, stanowiło w małej mieścinie St. Petersburg wstrząsające wydarzenie.

      Chłopiec był porządnie ubrany, nawet zbyt porządnie jak na dzień powszedni. Zdumiewające! Czapkę miał niczym prosto z wystawy! Niebieska sukienna bluza, zapięta na wszystkie guziki, była nowa i elegancka, tak samo spodnie. Na nogach miał buty, chociaż to był tylko piątek! Miał nawet kokardę z barwnej wstążki! Było w nim w ogóle coś wielkomiejskiego, co oburzyło Tomka aż do głębi. Im dłużej pożerał wzrokiem to wspaniałe zjawisko, im wyżej zadzierał nosa w pogardzie dla jego elegancji, tym nędzniejszy wydawał mu się jego własny wygląd. Obaj chłopcy milczeli. Gdy jeden się poruszył, poruszył się i drugi – ale tylko bokiem i w kółko. Cały czas mierzyli się wzrokiem. Wreszcie Tomek powiedział:

      – Chcesz oberwać?

      – Tylko spróbuj!

      – Zaraz mogę to zrobić.

      – Nie dasz rady.

      – Spokojna głowa.

      – Nie wierzę!

      – Przekonasz się!

      – Nie!

      – Tak!

      Pełne napięcia milczenie. Potem Tomek zaczął na nowo:

      – Jak się nazywasz?

      – A co cię to obchodzi?

      – Jak będę chciał, to będzie mnie obchodzić.

      – To czemu nie chcesz?

      – Jak będziesz dużo gadał, to zechcę.

      – Dużo, dużo, dużo!… No i co?

      – Myślisz, że jesteś taki wielki elegant, co? Mógłbym sobie jedną rękę przywiązać na plecach, a drugą cię sprać, gdybym tylko chciał.

      – To czemu tego nie zrobisz? Ciągle tylko gadasz, że możesz.

      – Nie zaczynaj, bo ci dołożę.

      – Phi! Takich jak ty widziałem już wielu.

      – Też mi ważny elegancik! Hu, hu, co za prześliczny kapelusik!

      – Jak ci się tak bardzo nie podoba, to mi go zdejmij. Ale nieprędko się potem wyliżesz.

      – Kłamiesz!

      – Ty sam kłamiesz!

      – Tchórz! Chciałby się bić, a trzęsie portkami ze strachu!

      – Zjeżdżaj stąd!

      – Zamknij się, bo cię stuknę kamieniem w łeb!

      – Czyżby?

      – Zobaczysz!

      – Więc czemu tego nie robisz? Ciągle tylko gadasz! Po prostu się boisz!

      – Wcale się nie boję!

      – Trzęsiesz się ze strachu!

      – Nie!

      – Tak!

      Znowu zamilkli. Znowu zaczęło się wzajemne okrążanie i mierzenie oczami. Wreszcie stanęli w pozycji bojowej.

      – Wynoś się stąd! – krzyknął Tomek.

      – Sam się wynoś!

      – Nie chce mi się!

      – Mnie też!

      Stali tak naprzeciw siebie, wysunąwszy po jednej nodze dla lepszej równowagi, i dysząc nienawiścią, z całej siły napierali na siebie. Żaden jednak nie mógł uzyskać przewagi. Wreszcie, czerwoni z wysiłku jak buraki, z zachowaniem wszelkich ostrożności odstąpili od siebie.

      – Ty szczeniaku! – rzucił Tomek. – Powiem o wszystkim mojemu starszemu bratu, on cię załatwi małym palcem.

      – Gwiżdżę na twojego starszego brata! Mój brat jest większy od twojego. Przerzuci go przez ten parkan jedną ręką.

      (Oczywiście bracia byli zmyśleni).

      – Kłamiesz!

      – Gadaj sobie dalej!

      Tomek dużym palcem u nogi narysował na ziemi kreskę i powiedział:

      – Spróbuj przekroczyć tę linię, a stłukę cię na miazgę.

      Nieznajomy natychmiast przekroczył kreskę, mówiąc:

      – Zobaczymy, czy naprawdę to zrobisz.

      – Nie zbliżaj się do mnie! Uważaj!

      – No, miałeś coś zrobić! Na co czekasz?

      – Do licha! Za marny grosz to zrobię!

      Nieznajomy wyciągnął z kieszeni dwie drobne monety i szyderczo nadstawił je Tomkowi. Tomek uderzeniem strącił pieniądze na ziemię.

      W okamgnieniu chłopcy rzucili się na siebie i sczepieni jak dwa zaciekłe koguty, zaczęli się tarzać po ziemi. Targali się za włosy, szarpali ubrania, okładali się pięściami, rozdrapywali nosy i okrywali kurzem i sławą. Wreszcie sytuacja poczęła się krystalizować. Wśród bitewnej kurzawy pojawił się Tomek, siedzący okrakiem na wrogu i młócący go pięściami.

      – Masz dosyć? – wysapał.

      Chłopak usiłował wyrwać się z uścisku

Скачать книгу