Majka. Bolesław Leśmian
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Majka - Bolesław Leśmian страница 3
– Jak dla dziewczyny, to i dla dziewczyny – rzekł obojętnie krawczyk i natychmiast dodał domyślnie: – Czy na miarę, czy na oko?
– Bez miary – na oko – odparł pośpiesznie Dziura, czując pewną ulgę z powodu, że rozmowa dobiegła wreszcie właściwego celu.
– A jakaż jest na oko wysokość dziewczyny? – spytał krawczyk.
– Do ramienia mi dostaje, gdy, kibić15 prostując, głowę na karku wygodnie osadzi – wytłumaczył Dziura.
– A za przeproszeniem – szerokość? – pytał dalej krawczyk.
– Szerokość? – zamyślił się Dziura. – Tyleż miejsca w pszenicy wyżłobi, co ta przepiórka, gdy skrzydłami zatrzepoce.
Powiedział to i gębę, jak furtę popsutą, zatrzasnął, ale za późno.
– W pszenicy? – powtórzył krawczyk, nie tyle przyłapując Dziurę na słowie nieoględnym, ile zastanawiając się poważnie nad wspomnianą szerokością.
– Dla przykładu jeno wziąłem pszenicę – rzekł wymijająco Dziura. – Sam nie wiem, czemu mi ta pszenica do łba się napatoczyła, jakby ją kto posiał tam na wiosnę. Ale już słowo rzekłem, więc go nie cofnę, bo nie mogę. Mogę jeno dla przykładu pszenicę owsem albo i koniczyną zastąpić.
– Nie potrzeba! – zapewnił usłużnie krawczyk. – Już ja wiem, jak ta dziewczyna wygląda! Ładna dziewczyna, zgrabna dziewczyna! Jakbym ją na własne oczy widział!
Mówiąc to zmrużył domyślnie oczy i zakołysał z zachwytem głową, luźnie zatkwioną na cienkiej, jak zwątlony dzierżak16, szyi, na ukos żyłą nabrzmiałą przekreślonej.
Dziura spojrzał machinalnie na tę szyję i w tę zmrużkę oczu przeciw słońcu, które, przedostając się z nieba ku samemu wnętrzu wsi, jaskrawiło po drodze dym, z pobliskiego komina wytchnięty, i czub brzozy, stojącej opodal w takim pochyleniu, jakby przed chwilą wiadra pełne wody na ziemi właśnie ustawiła.
Pochlebiała mu domyślność krawczyka.
– A któż by się tam za byle jaką dziewką uganiał? – rzekł z samowitą brawurą w głosie i w spojrzeniu. – Niczego jej nie brak, prócz chyba kilku drobiazgów, grzesznej powłoce ludzkiej niezbędnych. Przede wszystkim tedy uszyjesz mi koszulę z płótna cienkiego.
– Koszulę – zakarbował w pamięci krawczyk.
– A jakże – potwierdził Dziura. – Od koszuli robotę zaczniesz, bo ciału najbliższa. Potem letniczek17 fiołkowy sporządzisz.
– Fiołkowy – powtórzył znowu krawczyk, barwie wybranej kiwnięciem głowy przytakując.
– A na końcu kacabejkę18 watowaną, barchanem19 suto podszytą, zmajstrujesz, bo choć wiosna, aleć i wiosną, jeśli kto chce, chłodu się doszukać może – zawyrokował w zadumie Dziura, mając na względzie nieustanny pobyt Majki w wodzie jeziornej.
– Już ja jestem pewien, że się panu Dziurze moja robota spodoba, bo będę dla pana Dziury robił tak, jak dla siebie samego – rzekł krawczyk ze szczerym postanowieniem w głosie.
– Rób jak chcesz, czy tak, jak dla mnie, czy tak, jak dla siebie samego, bylebyś zrobił uczciwie i bylebyś wszystko do przyszłej niedzieli wykończył.
– Będzie pan Dziura miał na przyszłą niedzielę jeno kłopot od samego oglądania gotowej roboty – zdążył jeszcze wtrącić w czas krawczyk, zanim Dziura ruszył w dalszą drogę ku swej chałupie.
Przechodząc koło młyna, zauważył pęczniejącą w ramie górnego okna twarz młynarzowej, na której policzkach, zbryzganych świeżymi rumieńcami, krwawiło się słońce poranne.
Uśmiechnęła mu się z góry, a on jej z dołu mimochodem się odśmiechnął.
Wszedłszy do chałupy, stanął w pośrodku izby, wyjął z zanadrza księgę, w mech oprawną, roztworzył ją i ciekawie zajrzał do jej tajemniczego wnętrza.
Szkoda doprawdy, że Dziura czytać nie umiał, bo naczytałby się takich cudów, o jakich nikt dokładniej niż ta księga nie mógł go powiadomić.
Stało w tej księdze po kolei o tym, co się pod wodą dzieje.
Stało tam o rusałkach, które się z mórz wyłaniają i tak cudownym śpiewem nęcą przechodnia, że – zasłuchany – zapada się w sen i nie postrzega nawet, jak sen jego, na pozór chwilowy, przeobraża się z wolna w sen wiekuisty. Snem wiekuistnym zaskoczony, nie potrafi nawet śmierci od śpiewu odróżnić, a nicości od swego zasłuchania. Rusałki mówią o nim: „zasłuchany”, a ludzie mówią: „umarły”.
Prócz rusałek są jeszcze Memozyny, które zwabionego samotnika na śmierć mogą białymi palcami załechtać, a śmiech konającego długo jeszcze po skonaniu trwa i błąka się w powietrzu, strasząc podróżnych i zakłócając ciszę leśną.
Prócz Memozyn są jeszcze Syroidy, co mają jedną rękę, jedną nogę i jedno tylko oko, a na domiar złego wszystko – lewe, nie wyłączając oka, tak że dla nich świat cały i Bóg, co go stworzył, po lewej stronie się znajduje, i z tego powodu, jak się raz w lesie zbłąkają, nigdy już wybłąkać się nie mogą, bo takie to niedołężne, że czy trzeba, czy nie trzeba – wciąż jeno na lewo i na lewo bez ustanku skręca. A wolno tym Syroidom przez całe życie jedno tylko słowo powiedzieć. Po wygłoszeniu tego słowa w pianę się rozpływają i giną bez śladu, jeno wir na wodzie pozostawiając po sobie. Łatwo ten wir od innego wiru rozróżnić, bo ma zawsze lewy kierunek. Syroidy człowieka nad brzegiem stojącego lewicą chwytną, do wody ściągają i dopóty na dnie go trzymają, dopóki dusza jego wodą się nie zachłyśnie, a ciało do reszty nie zesztywnieje. Wówczas każda swemu topielcowi szepce do ucha słowo jedyne, które wyszeptać jej dano, i natychmiast w pianę się rozpierzcha. Wtedy topielec, z jej uścisków wyzwolony, zazwyczaj na powierzchnię wody wypływa. Ale nie wiadomo, co za słowo Syroida do ucha topielcowi szepcze. Słowa tego nikt nie zna. Aby je znać i wyszeptać należycie, trzeba mieć jedną rękę, jedną nogę i jedno tylko oko, i w dodatku wszystko, nie wyłączając oka – lewe.
Prócz Syroid są jeszcze Majki, ze wszystkich wodnic najpiękniejsze. Można je często przyłapać w lesie, gdy, splątanym warkoczem zawadziwszy o gałęzie, wiszą bezradnie, wyczekując pomocy ludzkiej. Częstokroć też i w zbożu nurkują, szczególniej w czasie Zielonych Świątek, bo jest to pora, gdy najwięcej wodnic po świecie się roi i błąka, czyhając na samotnych przechodniów. Majki umieją kochać ludzi i lubią miłość wyznawać.
O wielu jeszcze innych rodzajach mieszkanek wodnych wspominała księga, którą ciekawie oglądał nieczytelny Dziura.
Bóg wiedzieć raczy, jakie myśli w tej chwili mitrężyły20
15
16
17
18
19
20