Pamiętnik pani Hanki. Tadeusz Dołęga-mostowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pamiętnik pani Hanki - Tadeusz Dołęga-mostowicz страница 21
Była już czwarta, gdy zobaczyłam stryja. Zajechał taksówką i zniknął w bramie. Natychmiast uregulowałam rachunek i wyszłam. Stryja dopędziłam, gdy otwierał drzwi.
Powitał mnie jak zawsze komplementami. Był w świetnym nastroju i to już nieco mnie uspokoiło.
– Czy ma stryjaszek coś nowego? – zapytałam pełna nadziei.
Poprawił monokl i zrobił do mnie oko.
– A jeżeli dobry stryjaszek ma dużo, bardzo dużo nowin, to co za to dostanie?
– Uściskam stryjaszka, zwłaszcza w tym wypadku, jeżeli nowiny będą tak dobre, jak on sam.
– Wyśmienite, ale honorarium inkasuję z góry.
To powiedziawszy objął mnie i pocałował w usta. Chociaż było to całkiem niespodziewane, wcale nie mogę powiedzieć, by było przykre. Ci starsi panowie mają jednak swoją klasę w stosunku do kobiet i umieją pozwolić sobie nawet na bardzo śmiałe gesty w sposób jakiś naturalny i ujmujący.
– Czy wiesz, skąd wracam? – zapytał przysuwając mi fotel.
– Skądże mogę wiedzieć.
– Otóż byłem na uroczym spacerze, na przeuroczym spacerze z pewną czarującą damą. Rzadko która dziewczyna ma tyle wdzięku. A w dodatku inteligencja! Nieprzeciętna, nic nie przesadzę, gdy powiem, że nieprzeciętna. Jak na Angielkę zwłaszcza. Bo ze smutkiem muszę ci wyznać, że dotychczasowe doświadczenia nie wyrobiły we mnie zbyt wygórowanego mniemania o inteligencji Angielek.
Serce zaczęło mi mocno walić w piersi:
– Stryju – szepnęłam – stryj ją poznał?
Zrobił zdziwioną minę.
– Tę panią, z którą byłem na przechadzce?… Ależ oczywiście, moja mała. Czy wyobrażasz sobie, że damy, których towarzystwa szukam, mogą należeć do kategorii kobiet spacerujących z nieznajomymi panami?
– Niechże stryj mnie nie męczy – jęknęłam żałośnie. – Czy ta pani to ona?
– Nie wiem, kogo masz na myśli, ale nie potrzebuję z tego robić żadnej tajemnicy. Angielka owa nosi dźwięczne imię Elisabeth i używa nazwiska Normann.
– Ach, mój Boże! I jakże stryj ją poznał? Jaka ona jest? Co mówiła? Czy nie wspomniała o Jacku?
– Zaczekaj, mała – uśmiechnął się. – Najpierw ustalmy chronologię i hierarchię twoich pytań. Więc przede wszystkim jesteśmy z nią jeszcze (mam nadzieję, że wolno mi użyć pocieszającego słówka „jeszcze”), jesteśmy z nią jeszcze na stopie bardzo oficjalnej. Jak się pani podoba Warszawa?… Czy pani dużo podróżuje? I tak dalej w tym guście. Toteż na jakieś wspominanie o Jacku co najmniej za wcześnie. Chociaż nastręczała się do tego wspaniała i całkiem niespodziewana okazja. Czy ty wiesz, że Jacek jest w Warszawie?
– Jak to jest? – zaniepokoiłam się poważnie.
– Najzwyczajniej w świecie. Widziałem go przedwczoraj na własne oczy, gdy wsiadał w „Bristolu” do windy i następnie, gdy z tejże windy wysiadał wraz z miss Elisabeth Normann.
– Więc widział się z nią!
– Sądzę, że dość dokładnie, i mam prawo przypuszczać, że nie odmawia sobie tej przyjemności w dalszym ciągu.
– Myli się stryj – odpowiedziałam trochę zirytowana. – Jacek bawił w Warszawie dosłownie kilka godzin. Wezwano go z Paryża w sprawie jakichś dokumentów i musiał tegoż wieczora wracać. Z całą pewnością wiem, że wyjechał.
– Mniejsza o to – zgodził się stryj Albin. – W każdym razie widział się z nią.
Z wielkim trudem zdobyłam się na pytanie:
– A czy… czy długo był u niej?…
Stryj niedelikatnie zaśmiał się.
– Ach, o to ci chodzi! No, jakby ci to określić? Zabawił w jej pokoju coś około godziny. Znając go lepiej ode mnie, łatwiej wysnujesz z tego jakieś wnioski.
Spojrzałam nań prawie ze złością. Cieszył się, najwyraźniej cieszył się moim niepokojem. Widocznie wyobrażał sobie, że jestem zazdrosna. Wcale nie jestem, ale to przecie nie należy do przyjemności, gdy mąż na całą godzinę zamyka się w numerze hotelowym z jakąś rudą przybłędą!
– Znowu się stryj myli! – powiedziałam chłodno. – Wiem doskonale, że Jacka z nią nie może już nic łączyć…
– W najmniejszym stopniu nie zamierzam podważać twojej wiary w obyczaje małżonka – wtrącił z powagą zakrawającą na szyderstwo.
– Bo nic jej nie zdoła podważyć – zaakcentowałam, lecz na wszelki wypadek, ostrożnie, by stryj tego nie dostrzegł, trzy razy stuknęłam palcem w drzewo.
– Tym lepiej – skinął głową. – Zresztą i ja w danym przynajmniej wypadku nie żywiłem żadnych podejrzeń. Jacek wychodząc z nią był blady, zły i widocznie z trudem panował nad sobą. Robiło to takie wrażenie, jakby mieli wcale nie zanadto przyjemną rozmowę.
– Tylko nie rozumiem, dlaczego – zauważyłam – odbywali tę rozmowę w numerze, a nie w hallu czy w restauracji.
– To mnie wcale nie dziwi – wzruszył ramionami stryj. – Domyślamy się, co było tematem ich rozmowy, a takie tematy, przyznasz, nie lubią narażać się na podsłuchiwanie, chociażby ze strony służby czy przygodnych sąsiadów. Jeżeli o mnie chodzi, bynajmniej nie zmartwiłem się ich spotkaniem.
– Dlaczego?
– Dlatego, moja mała, że przy nadarzającej się sposobności zapytam ją o Jacka.
– Powie stryj, że go zna?
– Ależ uchowaj Boże! Powiem, że widziałem ją w towarzystwie młodego dżentelmena, którego czasami spotykam. I postaram się z niej wydobyć, co o nim sądzi. W ten sposób nawiązać będzie można rozmowę na interesujący temat. Ponieważ zaś dam uroczej Betty do zrozumienia, że moja ciekawość ma podłoże zazdrości, w niedyskretnych pytaniach będę się mógł posunąć dość daleko.
Omówiliśmy te sprawy jak najszczegółowiej. Gdy już wychodziłam, stryj mnie zatrzymał.
– Aha, moja mała. Pozwól, że ci zwrócę z podziękowaniem pożyczkę. Oto tysiąc złotych.
Wcale