Powieści fantastyczne. Эрнст Гофман
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Powieści fantastyczne - Эрнст Гофман страница 2
Ostatecznie Hoffmann znalazł posadę dyrektora orkiestry w teatrze w Bydgoszczy. Pensji miał 30 florenów miesięcznie, ale i tę wypłacano mu nieregularnie. Wówczas jednak po raz pierwszy zaczął drukować swoje utwory muzyczne; nadto wydał album kolorowy pod tytułem Wojsko polskie. Uzyskał w mieście liczne lekcje śpiewu. Skomponował Requiem i Miserere. Pisywał do Leipziger Musik-Zeitung oraz do Elegante Welt. W roku 1810 umarła mu córka, a prawie jednocześnie umarł jego wuj, Otto Doerfer z Królewca, po którym otrzymał 500 talarów. Na roku 1812 przypada początek jego działalności literackiej. Były to głównie studia muzyczne lub opowiadania na tle muzycznym (Kawaler Gluck, Don Juan, Kreisleriana itd. ). Rzeczy te wraz z innemi wyszły później pod ogólnym tytułem: Fantasiestűcke in Callot’s Manier. Blatter aus dem Tagebuche eines reisenden Enthusiasten – z przedmową Jean Paula Richtera.
Odtąd, ciągle jeszcze pracując jako dyrektor muzyki i kompozytor7, przeważnie jednak poświęcał się literaturze. Do dzieł muzycznych bardzo ważnych Hoffmanna należy opera Undine według poematu de la Motte Fouque; opera ta miała średnie powodzenie, ale kilka lat temu wznowiona – obudziła wielkie zainteresowanie: Hoffmann okazał się tu niezrozumianym poprzednikiem Ryszarda Wagnera. Opuściwszy Bydgoszcz, Hoffman przeniósł się do Drezna i Lipska, które miały wspólny teatr pod dyrekcją Secondy. Z owych czasów pochodzi ciekawy opis oblężenia Drezna przez armię francuską.
Tu były napisane Złoty garnek, Magnetyzer, Automaty, Prinzessin Blandina i inne nowele – wreszcie pierwsza większa powieść: Eliksiry diabelskie.
Opuściwszy Saksonię, Hoffmann przeniósł się do Berlina (1814), gdzie Hitzig otworzył księgarnię. Tu – na przemiany już to zamożny, już w nędzy – Hoffmann zaczął się oddawać pijaństwu; alkohol z wolna go przeżerał. Otrzymał zresztą posadę rządową, jednakże wieczory i noce przepędzał głównie po szynkowniach i winiarniach. W Berlinie stworzył sobie Hoffmann kółko przyjaciół, do którego należał księgarz Hitzig, de la Motte Fouque, Chamisso, Contessa, Tieck, aktor Devrient i inni. Tu powstawały różne projekty literackie, jak na przykład wydanie zbiorowej książki dla dzieci, którą ułożyli razem de la Motte Fouque, Contessa i Hoffmann. Ten ostatni dał tu śliczną powiastkę pod tytułem Mysi król i dziadek do orzechów, którą Aleksander Dumas (ojciec) przerobił na francuski. Ponieważ kółko to zebrało się po raz pierwszy w winiarni u zbiegu Charlottenstrasse i Französischestrasse (Lutter i Wegener) dnia 14 listopada, w dzień św. Serapiona – członkowie klubu nazwali się Serapionsbrüder. Mieli oni za obowiązek opowiadać sobie rozmaite historie. Nadto Hoffmann malował i z kartonu wycinał różne figurki, występujące w tych opowiadaniach.
Zaznaczę tu mimochodem, że Hoffmann, jak w ogóle romantycy niemieccy, był zupełnie obojętny w rzeczach politycznych. Mimo to w roku 1815 wypuścił broszurę bezimienną pod tytułem Der Dey von Elba in Paris, o ucieczce Napoleona z Elby; broszura ta jednak zaginęła tak, że dotąd jej nie odnaleziono i nie przedrukowano.
W winiarni Luttera i Wegenera powstał cały szereg opowiadań, znanych pod ogólnym tytułem: Serapionsbrüder. Tu należą tzw. Nachtstűcke, Majorat, Ślub, Człowiek z Piasku, Meister Floh, Prinzessin Brambilla, Klein Zaches, wreszcie długa powieść Kater Murr itd.
W roku 1821 Hoffmann był pełny najlepszych nadziei, ale w 1822 rozchorował się śmiertelnie; skutkiem życia bezładnego i nadużyć alkoholicznych nastąpiło wycieńczenie organizmu i paraliż niemal całkowity.
Jakiś czas jeszcze humor i fantazja mu dopisywały: dyktując, ułożył kilka ostatnich fragmentów, jak Narożne okno, Wyzdrowienie oraz krótki urywek Naiwność. Kilka opowiadań, jak Neueste Schicksale eines abenteuerlichen Mannes oraz Der Feind – pozostało niewykończonych.
Umarł w Berlinie dnia 25 czerwca 1822 roku.
Na grobowcu jego, który mu wystawili przyjaciele, zaznaczono, że był znakomity jako pisarz, jako muzyk, jako malarz.
Istotnie we wszystkich tych trzech kierunkach wykazał Hoffman talent niepospolity, ale najświetniejszy był w opowiadaniu fantastycznym; chociaż miał w tym rodzaju poprzedników, to jednak sam w tym typie stworzył własny odcień fantasmagorii, która słusznie zowie się hoffmannowską.
Francuzi, bardzo wrażliwi na piękno literackie, pierwsi wcześniej niż sami Niemcy ocenili wartość Hoffmanna, który należy do tak zwanych auteurs francisés, to jest choć cudzoziemców, zaliczonych jednak do literatury francuskiej. – Zachwycał się nim Alfred de Musset, G. de Nerval, Teofil Gautier, Honoré Balzac, George Sand, Baudelaire i inni. Tłumaczyli go różni, a między innymi Aleksander Dumas (ojciec) przerobił jego Dziadka do orzechów. Również bardzo upowszechniony jest Hoffmann we Włoszech, a na język angielski tłumaczył go nie byle kto, bo Thomas Carlyle.
Po polsku Hoffmann mało jest znany dotychczas; brak zmysłu fantastyczności sprawił, że pierwszy zbiór tłumaczeń tego autora, wydany pod tytułem Powieści E. T. A. Hoffmanna, tłum. z oryg. M Er. Wereszczyński, Warszawa, nakład H. Natansona, 1859 – zawiera właśnie te utwory, w których, mimo piękność, istota hoffmannowskiego talentu – fantastyczność – występuje słabiej. (Dola graczy, Fermata, Signor Formica, Doża i Dogaressa). Dopiero w Kłosach (1867) drukuje Józef Pracki przekład Majoratu, a Felicjan Faleński przekład noweli Sandmann pod tytułem Człowiek w piasku. Przed kilku laty wyszły w Bibliotece Dzieł Wyborowych Diable Eliksiry, a w Bibliotece Złoczowskiej tomik zawierający Pannę de Scudery oraz Kopalnie Faluńskie. Wreszcie wydany został Złoty Garnek w przekładzie J. Kleczyńskiego (1907). Kilkakrotnie też wychodziła Historia Dziadka do orzechów jako arcydzieło literatury dla dzieci.
W niniejszym zbiorku korzystamy z niektórych dawnych tłumaczeń; pozostałe są naszego pióra.
Antoni Lange
Don Juan
Dźwięczny a mocny głos wołający: „Widowisko się zaczyna!” zbudził mnie ze słodkiego snu, w jakim byłem pogrążony. Basy brzęczą, jedne przez drugie – uderzenie bębna – huk trąby – jasne A wydobyte z obojów – preludium skrzypcowe: oczy sobie przecieram, czy diabeł drwi sobie ze mnie?… Nie, jestem w pokoju hotelu, dokąd przybyłem pod wieczór, znużony i zmęczony. W pobliżu mam sznurek dzwonka, ciągnę, zjawia się posługacz.
– W imię Boga, cóż to za pomieszana muzyka, co tu dzwoni koło mnie? Czy tu koncert odbywa się w domu?
– Ekscelencja – (piłem przy obiedzie szampana) – nie wie być może, że ten hotel styka się z teatrem. Te drzwi tapetą osłonięte otwierają się na korytarzyk prowadzący do numeru 23, loży cudzoziemców.
– Jak to? Teatr! Loża cudzoziemców!
– Tak jest, mała loża na dwie lub trzy osoby najwyżej, to dla gości bardzo dostojnych. Ma okno ze sztachetą, obicie zielone i mieści się w pobliżu sceny. Czy wasza ekscelencja nie raczyłaby? Dają dziś Don Juana8 sławnego
7
8