Tajemnicza wyspa. Жюль Верн
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnicza wyspa - Жюль Верн страница 10
– Broń Boże! – zaprzeczył marynarz.
Robota była tymczasem gotowa i Pencroff oświadczył, że jest z niej bardzo zadowolony.
– Teraz – powiedział – nasi przyjaciele mogą powrócić. Znajdą całkiem znośne schronienie.
Pozostało tylko urządzić palenisko i przygotować posiłek. Było to zadanie doprawdy proste i łatwe. Na dnie pierwszego korytarza po lewej stronie, przy wylocie specjalnie pozostawionego wąskiego otworu, położyli duże płaskie kamienie. Ciepło unoszące się z paleniska, które nie uleci na zewnątrz z dymem, wystarczy do utrzymania wewnątrz przyzwoitej temperatury. Jedną z komór przeznaczyli na skład drzewa. Pencroff położył na płytach paleniska kilka polan i nieco drobniejszych gałązek.
Marynarz był zajęty tą pracą, gdy Harbert zapytał go, czy ma zapałki.
– Rozumie się – odparł Pencroff – i muszę dodać: na szczęście, bo bez zapałek lub hubki34 bylibyśmy w nie lada kłopocie!
– Moglibyśmy poradzić sobie tak jak dzicy – powiedział Harbert – pocierając o siebie dwa kawałki suchego drzewa.
– Spróbuj, mój chłopcze – odparł marynarz – a zobaczymy, czy oprócz tego, że nadwyrężysz ręce, dojdziesz do jakiegoś rezultatu.
– Przecież to sposób zupełnie prosty i bardzo rozpowszechniony na wyspach Pacyfiku.
– Nie przeczę – powiedział Pencroff. – Sądzę jednak, że dzicy muszą wiedzieć lepiej, jak się do tego zabrać, lub używają jakiegoś szczególnego gatunku drzewa. Nieraz już próbowałem rozniecić w ten sposób ogień, ale nigdy mi się nie udało. Przyznaję się więc, że wolę zapałki. Gdzie są moje zapałki?
Pencroff sięgnął do kamizelki po pudełko z zapałkami, które jako namiętny palacz zawsze nosił przy sobie. W kamizelce go nie było. Przetrząsnął kieszenie u spodni, lecz ku swemu największemu zdziwieniu tam też go nie znalazł.
– Głupia sprawa, a nawet gorzej niż głupia! – zawołał, patrząc na Harberta. – Pudełko musiało mi wylecieć z kieszeni i je zgubiłem. A ty, Harbercie, nie masz przy sobie nic, ani krzesiwa35, ani nic takiego, czym by można rozniecić ogień?
– Nie mam nic!
Drapiąc się w głowę, marynarz wyszedł, a za nim Harbert.
Obaj szukali uważnie w piasku pomiędzy skałami i nad brzegiem rzeki, ale na próżno. Pudełko było mosiężne i powinno od razu wpaść w oko.
– Słuchaj, Pencroffie – powiedział Harbert – nie wyrzuciłeś przypadkiem tego pudełka z kosza do morza?
– Nie jestem aż tak nierozsądny – odparł marynarz. – Ale kiedy człowiekiem tak rzuca na wszystkie strony, jak nami rzucało, to taka mała rzecz może łatwo się wytrząść. Nawet fajka gdzieś przepadła! Przeklęte pudełko! Gdzie ono może być?
– Zaczyna się odpływ – powiedział Harbert – biegnijmy na miejsce, gdzieśmy wylądowali.
Istniało małe prawdopodobieństwo, żeby udało im się odnaleźć pudełko, które fale w czasie przypływu musiały toczyć pomiędzy kamieniami, mimo to jednak należało sprawdzić tę możliwość. Harbert i Pencroff pospieszyli więc co tchu na miejsce, w którym dzień przedtem wylądowali, oddalone mniej więcej o dwieście kroków od Kominów.
Skrupulatnie szukali pomiędzy kamykami i w rozpadlinach skał, ale bez skutku. Jeżeli pudełko wypadło w tym miejscu, fale musiały je porwać i unieść ze sobą. W miarę jak morze ustępowało, marynarz przeszukiwał najdrobniejsze szczeliny między skałami, wszystko daremnie. W tych okolicznościach była to ciężka strata i jak na teraz niepowetowana.
Pencroff nie ukrywał bolesnego rozczarowania. Zmarszczył czoło, lecz nie odezwał się ani słowem. Harbert, chcąc go pocieszyć, zauważył, że zapałki prawdopodobnie i tak byłyby zamoczone wodą morską i nie nadawałyby się do użytku.
– Ależ nie, mój chłopcze – odparł marynarz. – Były w mosiężnym pudełku, szczelnie zamkniętym! I co teraz zrobimy?
– Z pewnością znajdziemy jakiś sposób zdobycia ognia. Pan Smith lub pan Spilett dadzą sobie z tym radę.
– Być może – odparł Pencroff – ale tymczasem nie mamy ognia, a nasi towarzysze po powrocie zastaną marny posiłek.
– Ale to niemożliwe – zawołał żywo Harbert – żeby nie mieli przy sobie ani hubki, ani zapałek!
– Wątpię – odparł marynarz, potrząsając głową. – Przede wszystkim ani Nab, ani pan Smith nie palą, a co do pana Spiletta, obawiam się, że prędzej zachował swój notatnik niż pudełko zapałek.
Harbert nie odpowiedział na to ani słowa. Strata pudełka była oczywiście bardzo przykra. Chłopiec miał jednak nadzieję, że w taki czy inny sposób uda im się uzyskać ogień. Pencroff, bardziej doświadczony, chociaż nie należał do ludzi, których trudności wprawiają w zakłopotanie, był innego zdania. W każdym razie nie pozostawało im nic innego, jak oczekiwać powrotu Naba i reportera. Ale trzeba było zrezygnować z jaj na twardo, które chciał dla nich przygotować, a dieta z surowego mięsa nie wydawała mu się przyjemną perspektywą ani dla nich, ani dla pozostałych.
Przed powrotem do Kominów marynarz i Harbert zebrali świeży zapas litodomów, na wypadek gdyby nie udało się rozpalić ognia, i w milczeniu zawrócili do schroniska.
Z oczyma wlepionymi w ziemię Pencroff wciąż szukał utraconego pudełka. Przeszedł nawet cały lewy brzeg rzeki, od ujścia aż do tego zakrętu, gdzie był uwiązany spław z drzewem. Wrócił na górny płaskowyż i przemierzył go od końca do końca, przeszukał wysoką trawę na skraju lasu – wszystko bezskutecznie.
Gdy Harbert z marynarzem powrócili do Kominów, była piąta po południu. Nie trzeba dodawać, że przeszukali wszystkie najciemniejsze zakątki korytarzy, zanim pożegnali się zupełnie z nadzieją.
Około godziny szóstej, gdy słońce znikało za pasmem wzgórz na zachodzie, Harbert, który kręcił się tam i z powrotem po plaży, dał znać, że Nab i Spilett wracają.
Niestety, powracali sami!… Serce Harberta ścisnęło się w niewymownym żalu. Marynarza nie omyliły przeczucia. Inżynier Cyrus Smith zginął bez wieści!
Reporter, nie mówiąc ani słowa, usiadł na jednej ze skał. Omdlewając ze zmęczenia, umierając prawie z głodu, nie miał siły wymówić ani słowa.
Zaczerwione od płaczu oczy Naba i świeże łzy, których nie mógł powstrzymać, świadczyły aż nazbyt wyraźnie, że stracił wszelką nadzieję!
Reporter opowiedział, jak poszukiwali Cyrusa Smitha. Razem z Nabem przemierzyli wybrzeże na przestrzeni ponad ośmiu mil, więc znacznie dalej, niż znajdowało się miejsce, gdzie nastąpił przedostatni upadek balonu, któremu towarzyszyło zniknięcie Cyrusa z jego psem Topem. Brzeg
34
35