Faraon. Болеслав Прус

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon - Болеслав Прус страница 16

Faraon - Болеслав  Прус

Скачать книгу

rozgłaszają kapłani. Nie chcą oni dopuścić do podnóżka tronu ludzi innej wiary, którzy mogliby służyć faraonowi przeciw nim…

      Monarchini podniosła się z krzesła i założywszy ręce na piersiach, ze zdumieniem przypatrywała się synowi.

      – Więc to prawda, co mi mówiono, że jesteś wrogiem kapłanów – rzekła. – Ty, ich ukochany uczeń?…

      – Jeszcze muszę mieć ślady ich kijów na plecach!… – odparł książę.

      – Ależ twój dziad, a mój ojciec, mieszkający z bogami, Amenhotep, był arcykapłanem i posiadał rozległą władzę w kraju.

      – Właśnie dlatego, że mój dziad był władcą i ojciec jest nim, ja nie mogę znieść władzy Herhora…

      – Na to stanowisko wprowadził go twój dziad, święty Amenhotep…

      – A ja go strącę.

      Matka wzruszyła ramionami.

      – I to ty – odezwała się ze smutkiem – chcesz dowodzić korpusem?… Ależ ty jesteś rozpieszczona dziewczyna, nie mąż i wódz…

      – Jak to?… – przerwał książę, z trudnością powstrzymując się od wybuchu.

      – Nie poznaję syna mego… Nie widzę w tobie przyszłego pana Egiptu!… Dynastia w twojej osobie będzie jak nilowe czółno bez steru… Wypędzisz z dworu kapłanów, a któż ci zostanie?… Kto będzie twoim okiem w Dolnym i Górnym kraju, kto za granicą?… A przecież faraon musi widzieć wszystko, na cokolwiek pada boski promień Ozyrysa…

      – Kapłani będą moimi sługami, nie ministrami…

      – Oni też są najwierniejszymi sługami. Dzięki ich modłom ojciec twój panuje trzydzieści trzy lat i unika wojen, które mogłyby być zgubnymi…

      – Dla kapłanów.

      – Dla faraona, dla państwa!… – przerwała. – Czy ty wiesz, co się dzieje z naszym skarbem, z którego w jednym dniu bierzesz dziesięć talentów, a żądasz jeszcze piętnastu?… Czy wiesz, że gdyby nie ofiarność kapłanów, którzy dla skarbu nawet bogom zabierają prawdziwe klejnoty, a podsuwają sztuczne, czy wiesz, że dobra królewskie byłyby już w rękach Fenicjan?…

      – Jedna szczęśliwa wojna zaleje nasze kasy jak przybór Nilu nasze pola.

      Wielka pani roześmiała się.

      – Nie – rzekła – ty, Ramzesie, jesteś jeszcze takim dzieckiem, że nawet nie można poczytywać za grzech twoich słów bezbożnych. Proszę cię, zajmij się greckimi pułkami i jak najprędzej pozbądź się żydowskiej dziewczyny, a politykę zostaw… nam…

      – Dlaczego mam pozbyć się Sary?

      – Bo gdybyś miał z nią syna, mogłyby powstać zawikłania w państwie, które i tak ma dość kłopotów. Na kapłanów – dodała pani – możesz gniewać się, byleś ich publicznie nie obrażał. Oni wiedzą, że trzeba wiele wybaczyć następcy tronu, osobliwie jeżeli ma tak burzliwy charakter. Ale czas uspokoi wszystko, na chwałę dynastii i pożytek państwu.

      Książę rozmyślał. Nagle odezwał się.

      – Więc nie mogę rachować na pieniądze ze skarbu?

      – W żadnym razie. Wielki pisarz już dziś musiałby wstrzymać wypłaty, gdybym mu nie dała czterdziestu talentów, które mi Tyr przysłał.

      – I co ja zrobię z wojskiem!… – mówił książę, niecierpliwie trąc czoło.

      – Oddal Żydówkę i poproś kapłanów… Może ci pożyczą.

      – Nigdy!… Wolę wziąć od Fenicjan.

      Pani wstrząsnęła głową.

      – Jesteś erpatrem, rób, jak chcesz… Ale ostrzegam cię, że musisz dać duży zastaw, a Fenicjanin, gdy raz stanie się twoim wierzycielem, już cię nie puści. Oni są podstępniejsi od Żydów.

      – Na pokrycie takich długów wystarczy cząstka mego dochodu.

      – Zobaczymy. Szczerze chciałabym ci pomóc, ale nie mam… – mówiła pani, ze smutkiem rozkładając ręce. – Czyń więc, jak ci wypada, ale pamiętaj, że Fenicjanie w naszych majątkach są jak szczury w spichlerzach: gdy jeden wciśnie się przez szczelinę, inni przyjdą za nim.

      Ramzes ociągał się z wyjściem.

      – Czy jeszcze powiesz mi co? – zapytała.

      – Chciałbym tylko zapytać… Moje serce domyśla się, że ty, matko, masz jakieś plany względem mnie. Jakie?…

      Monarchini pogłaskała go po twarzy.

      – Jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz!… Dziś jesteś swobodnym jak każdy młody szlachcic w tym kraju, więc korzystaj… Ale, Ramzesie, przyjdzie czas, że będziesz musiał pojąć małżonkę, której dzieci będą książętami krwi królewskiej, a syn twoim następcą. O tych czasach ja myślę…

      – I co?…

      – Jeszcze nic określonego. W każdym razie mądrość polityczna mówi mi, że twoją małżonką powinna być córka kapłana…

      – Może Herhora?… – zawołał książę ze śmiechem.

      – Cóż by w tym było nagannego? Herhor bardzo prędko zostanie arcykapłanem w Tebach, a jego córka ma dopiero lat czternaście.

      – I zgodziłaby się zająć przy mnie miejsce Żydówki?… – z ironią zapytał Ramzes.

      – Musiałbyś się postarać, ażeby ci zapomniano dzisiejszy błąd.

      – Całuję stopy twoje, matko, i odchodzę – rzekł Ramzes, chwytając się za głowę. – Tyle tu słyszałem dziwnych rzeczy, że zaczynam się bać, ażeby Nil nie popłynął w stronę katarakt albo piramidy nie przeszły na pustynię wschodnią.

      – Nie bluźnij, dziecko moje – szepnęła pani, z trwogą patrząc na syna. – W tym kraju widywano dziwniejsze cuda…

      – Czy nie te – spytał z gorzkim uśmiechem syn – że ściany królewskiego pałacu podsłuchiwały swoich panów?

      – Widywano śmierć faraonów po kilkumiesięcznym panowaniu i upadki dynastii, które rządziły dziewięcioma narodami.

      – Bo ci faraonowie dla kadzielnicy zapomnieli o mieczu – odparł książę.

      Ukłonił się i wyszedł.

      W miarę jak kroki następcy cichły w ogromnym przysionku, twarz dostojnej pani mieniła się: miejsce majestatu zająła boleść i trwoga, a w wielkich oczach błysnęły łzy.

      Pobiegła przed posąg

Скачать книгу