Bracia. Eliza Orzeszkowa

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bracia - Eliza Orzeszkowa страница 4

Bracia - Eliza Orzeszkowa

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Ależ to nieprawda! – zawołał; – Górkiewicz nigdzie nie wyjeżdża! mówił mi sam tydzień temu, że są to tylko plotki…

      Gumiennemu aż łopatki latały od śmiechu.

      – Łgał, panoczku, dalibóg łgał, dlatego pewno, że panoczek byłby za to na niego niekontent: wyjeżdża, i Pawełka namawia, aby z nim wyjechał…

      Czoło Hornicza tak okryło się zmarszczkami, że nie było na niem najmniejszego miejsca gładkiego. Górkiewicz był jedynym z sąsiadów, z którym żył w stosunkach przyjacielskich. Pawełka poczytywał za wychowańca i prawie za członka rodziny. Pierwszy kłamał przed nim; drugi taił się z zamiarami już od dwóch miesięcy. Czy podobna? Wzruszył ramionami. Wszystko jest podobnem! Ale kipiał z niecierpliwości dowiedzenia się napewno, czy gumienny mówił prawdę.

      Wychodził właśnie ze stodoły, kiedy w bramę dziedzińca wjeżdżała bryczka parokonna, a tuż za nią cwałował na zgrabnym koniku zgrabny chłopak. Jeździec wyprzedził bryczkę, zeskoczył z konia i, prowadząc go za uzdę, zbliżył się do Hornicza. Młody, przystojny brunet z twarzą bardzo roztropną i śmiałą, zdejmując czapkę, rzekł:

      – Niech pan nie gniewa się, że zabawiłem tak długo…

      Schyliwszy się, pocałował opiekuna i pryncypała w ramię, nieco powyżej ręki. Ten pocałunek fizycznie zabolał Hornicza. Chciał coś powiedzieć, ale bryczka stanęła już przed domem, i Górkiewicz wysiadł z niej i wszedł na ganek. Odwróciwszy się tedy od chłopaka, szybko poszedł ku domowi. W kilka minut potem znalazł się sam na sam z gościem w pokoju, który nosił nazwę jego gabinetu i był pełnym rachunków gospodarskich, książek, szkiców, obrazków, drobiazgów artystycznych, postarzałych i zakurzonych. Górkiewicz był blondynem przystojnym, młodszym od Hornicza, z wyrazem twarzy rozumnym i energicznym, teraz jednak zmieszanym. Hornicz bez żadnego wstępu rzekł do niego:

      – Czy to prawda, Bolesławie, że wyjeżdżasz?

      Po chwili przykrego milczenia Górkiewicz z żywością zaczął mówić:

      – Wyjeżdżam, i nie mów mi już nic, bo wiem z góry, co powiesz. Przedewszystkiem zapytasz: dlaczego przed tygodniem powiedziałem ci, że nie pojadę? Ot, widzisz, z powodu głupiego wstydu… Tyleśmy o tem zawsze mówili, że nie mogłem odrazu zebrać się na odwagę. Zresztą tydzień temu rzecz nie była jeszcze pewną i dopiero przed dwoma dniami zawarłem umowę stanowczą… A jeśliby zamiar nie miał przyjść do skutku, wolałem, abyś nie wiedział, że go miałem.

      – To jest, abym przez całe życie poczytywał cię za innego, aniżeli jesteś.

      – Niech to będzie dowodem, jak wysoko cenię twój szacunek…

      Hornicz z silnym blaskiem oczu zapytał:

      – Jaką pensyę brać będziesz?

      – Pięć tysięcy rocznie.

      – Ileż wart dla ciebie mój szacunek: dwa, trzy, cztery tysiące? bo w każdym razie mniej niż pięć!

      Górkiewicz zarumienił się.

      – Bierzesz zawsze rzeczy zbyt tragicznie. Mówiłem ci nieraz, że jest to szczególną cechą twego charakteru, czy umysłu…

      – Jest to istotnie szczególną cechą mego charakteru, czy umysłu, że sprzeczność czynów z zasadami wydaje mi się farsą, z której do łez śmiać się można.

      Górkiewicz chodził po pokoju krokiem wzburzonym.

      – Zasady – mówił – zasady! Mam je, tak samo, jak i miałem. Ale człowiek jest człowiekiem, i żadne zasady nie mogą oprzeć się takiemu życiu, jakie tu prowadzimy. Psie życie!

      – Przepraszam cię, – przerwał z żywością Hornicz – życie jest psiem – na to zgoda; ale niema prawie takiego psa, któryby opuścił jednego pana dla drugiego z powodu szynki chudszej albo tłuściejszej.

      – Gdyby miał rodzinę do wyżywienia, wychowania! Ja mam żonę i dzieci!

      – Wielki Boże! – zawołał Hornicz – wkrótce posiadanie żony i dzieci udzielać będzie prawa zarzynania ludzi dla zdobycia ich sakiewek!

      Górkiewicz z twarzą pałającą stanął przed sąsiadem.

      – Mówisz mi ciągle impertynencye, których nie zniósłbym od kogo innego, ale od ciebie znoszę, bo byliśmy przyjaciółmi…

      – Byliśmy przyjaciółmi! – zawtórował Hornicz.

      – I stosunek przyjacielski z tobą bardzo mi dopomagał do znoszenia kłopotów, nudy i wszelkich nędz tego psiego życia… Więc nietylko zniosę, coś mi powiedział, ale jeszcze poproszę cię o przebaczenie. Namówiłem tego Pawełka, aby tam jechał ze mną…

      – Naturalnie; – wtrącił Hornicz – byliśmy przyjaciółmi.

      Górkiewicz, ciągle bardzo cierpliwy, mówił dalej:

      – Taki chłopak roztropny i doskonale wyuczony gospodarstwa będzie mi tam bardzo użytecznym…

      – Był mnie także użytecznym i w dodatku bardzo miłym, ale że pociągnąłeś go perspektywą3 karyery, to naturalne. On był moim wychowańcem, a ty prawie przyjacielem.

      – Jesteś dziś gorzkim, jak pieprz hiszpański; ale się temu nie dziwię. W tej ciernistości, a zwłaszcza ciasnocie stosunków i warunków można zgorzknieć, kwaśnieć i nawet żywcem zgnić. Co mnie najbardziej znęciło do wyjazdu w owe dalekie strony, jest właśnie to, że będę mógł działać na szeroką skalę. Jestem przecież agronomem wykwalifikowanym i mam pasyę do gospodarstwa wielkiego, która na mojej małej Zaleśnie aż skwierczała, tak była dławioną. Tam, na przestrzeniach ogromnych i zaledwie napoczętych przez eksploatacyę, szeroko odetchnę piersią i znajdę sposobność do rozmachu ramion…

      Hornicz ochłonął nieco z gniewu; siedział teraz z głową opartą na ręku, bardzo smutny.

      – Działalność szeroka, oddech pełny – przemówił – to ponęty istotnie silne… Życzę ci powodzenia!

      – Dziękuję; czy przebaczasz mi Pawełka?

      Hornicz spokojnie odpowiedział:

      – Samemu sobie tylko nie przebaczam, że, będąc starym wróblem, jeszcze raz złapałem się na plewy…

      – Jakie? – zapytał Górkiewicz.

      – Zasad twoich i wdzięczności tego chłopca.

      Górkiewiczowi zaiskrzyły się oczy, przygryzł wargę i pochwycił czapkę ze stołu.

      – Przyjadę jeszcze pożegnać się z tobą przed odjazdem. Dziś muszę być w kilku miejscach.

      Hornicz wstał i, końcami palców dotknąwszy zaledwie dłoni, którą do niego wyciągnął był Górkiewicz, zapytał:

      – A co będzie z Zaleśną?

      – Wypuszczam

Скачать книгу


<p>3</p>

perspektywa – dalszy widok, – tutaj: nadzieję. [przypis autorski]