Dream again. Mona Kasten
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dream again - Mona Kasten страница 12
– Sporo tej wódki – zauważyła Everly.
– Na beznadziejny tydzień, który mam za sobą – odparłam i zastanowiłam się, czy nie dolać sobie więcej, ale się jednak powstrzymałam.
Dolałam sobie za to soku pomarańczowego z lodówki. Odwróciłam się do Everly i podniosłam rękę.
Stuknęłyśmy się kubeczkami.
Upiłam spory haust. Dopiero kiedy zobaczyłam, że Everly za wszelką cenę stara się zachować powagę, obejrzałam dokładniej kubek, z którego piłam. Zdobił go napis:
Koszykówka > seks
Przewróciłam oczami. Któregoś roku Blake podarował go mojemu bratu na urodziny. Nigdy mi się nie podobał. To cud, że właśnie ten kubek przetrwał przeprowadzkę z Seattle. Zapewne miał dla Ezry tak wielkie znaczenie, że owinął go w sto gazet, żeby się przypadkiem nie wyszczerbił.
– Coś nowego w sprawie poszukiwania pracy? – zapytała Everly.
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
– Same odmowy. Ale udało mi się dzisiaj coś sprzedać.
To mi się wymsknęło. Nikt nie wiedział o mojej opłakanej sytuacji finansowej i tak powinno pozostać. To zapewne sprawka hipnotyzującego spojrzenia Everly. Gorączkowo szukałam czegoś, co pozwoliłoby mi zmienić temat.
– Dobrze znasz Ezrę? – palnęłam bez namysłu.
Everly uśmiechnęła się.
– Niezbyt. Najczęściej wydaje mi się, że mnie zaledwie toleruje. Jestem tu, ponieważ...
– Everly – odezwał się Blake.
Skuliłam się w sobie. A potem się odwróciłam.
Stał w progu kuchni, oparty o framugę.
– Jesteś wreszcie – Everly rozpromieniła się. Podbiegła do niego, objęła tak serdecznie, tak spontanicznie, że mój żołądek ścisnął się boleśnie.
Blake jedną ręką odwzajemnił jej gest. Nie odstawił kuli. Nad jej ramieniem posłał mi spojrzenie, które przeszyło mnie na wylot.
– Nie mówiłeś, że macie nową współlokatorkę – zaczęła Everly, kiedy w końcu się od niego oderwała, i żartobliwie szturchnęła go w bark.
– Znacie się? – spytał cicho.
Rozmawiał z nią zupełnie innym tonem niż ze mną. Było jasne, że Everly wiele dla niego znaczy. Patrzył na nią ciepło i to także sprawiało mi ból. Bardzo chciałam nad tym zapanować, ale nie byłam w stanie.
– Poznałyśmy się tuż po tym, jak tu przyjechała. Potem odwiedziła mnie na treningu. A swoją drogą, poszło mi naprawdę dobrze. Trener Carlson powiedziała, że w przyszłym tygodniu mogę poprowadzić nawet dwie godziny. Całkiem sama! Wyobrażasz to sobie?
– Oczywiście, że to sobie wyobrażam. I jesteś najlepszą asystentką trenerki, jaką mogli sobie wymarzyć – zapewnił.
– Jesteś kochany. Jak widzę, tym razem wyszedłeś z własnej woli. Robimy postępy!
– Gdybym tego nie zrobił, ściągnęłabyś mnie za włosy. Tak samo jak w Sylwestra.
– Bzdura! – Everly żachnęła się. – Trzymałam się z daleka od twoich włosów. Były za bardzo tłuste, a ty za brudny.
Blake pogroził jej kulą, ale Everly roześmiała się tylko i odskoczyła zwinnie. Gdyby wcześniej nie opowiadała mi z błyskiem w oku o swoim chłopaku, który wykładał na uniwersytecie, zastanawiałabym się w tej chwili, czy między nimi na pewno niczego nie ma. Widać było, że są sobie bardzo bliscy.
I znowu ten bolesny skurcz żołądka.
– Następnym razem musisz być szybszy. Idziemy, Jude – skinęła na mnie ręką. Ruszyłam za nią po chwili wahania.
Kiedy mijałam Blake’a, złapał mnie za ramię. Delikatnie, niemal zbyt delikatnie. Nie śmiałam na niego spojrzeć, a jednak to zrobiłam. Ledwie Everly znalazła się poza zasięgiem jego głosu, powróciło także lodowate spojrzenie, najwyraźniej przeznaczone tylko i wyłącznie dla mnie.
– Z twojego powodu pokłóciłem się z Ezrą – syknął. – Nie pozwolę, żebyś teraz odebrała mi jeszcze najlepszą przyjaciółkę.
Ściany zawirowały. Zaschło mi w gardle, kurczowo zaciskałam dłonie na kubku. Widziałam Everly, usiadła przy stole obok Ezry i mówiła coś do niego, choć mój brat nie wydawał się specjalnie zainteresowany. Trąciła go barkiem, na co kąciki jego ust uniosły się ledwie zauważalnie. Potem zerknęła na wyświetlacz telefonu i napisała szybką odpowiedź, a później wróciła wzrokiem do kuchni. Nadzieja w jej oczach sprawiła, że nie mogłam oddychać.
– Oczywiście – odparłam bez tchu.
A potem minęłam Blake’a i wyszłam na zewnątrz, na lodowate zimno. Nie oglądałam się za siebie, ani na niego, ani na Everly.
Gdyby tego popołudnia ktoś mi powiedział, że kilka godzin później będę lepiła bałwana z nieznajomymi, zbyłabym go pogardliwym prychnięciem. A teraz... Śmiałam się. Naprawdę się śmiałam, gdy z kilkoma osobami na zimnie toczyłam wielkie śniegowe kule. I naprawdę świetnie się przy tym bawiłam, co oczywiście mogło być też zasługą alkoholu, który wypiłam na pusty żołądek.
– Moim zdaniem powinien mieć inny nos – stwierdziła dziewczyna obok mnie i krytycznie patrzyła na banana, którego ktoś przyniósł z kuchni.
– Rzeczywiście wygląda trochę żałośnie – przyznałam. – Ale może to dzięki temu jest taki uroczy.
Zaopatrzyliśmy naszego bałwana w prowizoryczne guziki i szalik, który ktoś wielkodusznie poświęcił. Wyglądał naprawdę wspaniale.
– Fotka! – krzyknął Otis, który dołączył nie wiadomo kiedy.
Pozostali byli co najmniej równie pijani jak ja, więc nikt się nie przejmował, jak głupia była ta cała akcja. Jednak przy fotografii trochę otrzeźwiałam. Nie znałam tu nikogo, nie wiedziałam, na jakich portalach wylądują te zdjęcia, kto je zobaczy. Wystarczająco dużo wysiłku kosztowało mnie monitorowanie własnych mediów społecznościowych, wolałam dodatkowo nie ryzykować.
– Ja zrobię – zaproponowałam i wyciągnęłam rękę do Otisa.
Podał mi swoją komórkę i stanął obok pozostałych, którzy już otoczyli bałwana kółeczkiem.
Niezbyt pewnie trzymałam się na nogach, bo też piłam wszystko, co mi podsuwano. Dlatego chwilę trwało, zanim udało mi się pstryknąć kilka fotek. Oddałam Otisowi aparat. Nasza mała grupka rozpadała się stopniowo, bo impreza w saloniku osiągnęła punkt kulminacyjny.
Weszłam