Dream again. Mona Kasten
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dream again - Mona Kasten страница 3
Everly uśmiechnęła się.
– Co oznacza, że już tu kogoś znasz. Dobrze.
– Mój brat i jego kumple to nie są ludzie, z którymi chętnie spędzałabym czas, ale tak, masz rację. Dobrze, że nie muszę zaczynać zupełnie od zera – przyznałam i sięgnęłam po kubek.
Everly zastanawiała się przez chwilę, a potem wyciągnęła rękę.
– Daj komórkę.
Spełniłam jej prośbę. Wpisała coś i zwróciła mi telefon.
– Wbiłam ci mój numer. Żebyś mogła się zrewanżować za kawę.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
– Możesz być pewna, że się odezwę, kiedy tylko jakoś się urządzę.
– Super. – Spojrzała na zegarek. – Muszę lecieć, chłopak na mnie czeka, a już i tak jestem spóźniona.
– Jasne, leć. I jeszcze raz dzięki za kawę. – Uniosłam kubek w toaście. Powtórzyła mój gest i wyszła na zewnątrz.
Upiłam spory łyk. Kawa była jeszcze za gorąca, ale smakowała cudownie i dodała mi sił, niezbędnych, by pokonać ostatni odcinek drogi do domu mojego brata.
W myślach wyzwałam go od najgorszych. Zapewne po prostu nie miał ochoty wyjść po mnie na dworzec. Ezra, podobnie jak rodzice, nie miał pojęcia, co się wydarzyło w Los Angeles. Wiedział tylko, że muszę chwilę odpocząć i nie mam dokąd pójść. Gdybym powiedziała mu prawdę, zapewne wsiadłby w pierwszy samolot i zabrał mnie stamtąd. Tego jednak nie chciałam. Nie chciałam jego współczucia, ale też wolałam, żeby nie wiedział, jak kolosalna była moja klęska. Więc przez telefon rzuciłam tylko kilka zdawkowych wymówek i skoncentrowałam się na tym, żeby wbić mu do głowy, żeby pod żadnym pozorem nie powiedział rodzicom, że już nie jestem w Kalifornii.
A teraz byłam tutaj, w jedynym miejscu, do którego mogłam się udać, nieważne, czy mi odpowiadało, czy nie. Z drugiej strony już zawarłam pierwszą znajomość. Wierzyłam w przeznaczenie i we wszystkim doszukiwałam się znaków, a spotkanie z Everly na pewno było znakiem.
Pieprzyć Los Angeles, pomyślałam, ciągnąc walizkę po głównej ulicy. Pieprzyć karierę aktorską, pieprzyć główne role i marzenia. Pieprzyć to wszystko.
Musiałam w kółko powtarzać tę mantrę, żeby w końcu dotarła do mojej podświadomości. Już raz mi się to udało, gdy moje pierwsze wielkie marzenie legło w gruzach.
Kierowałam się wskazówkami na wyświetlaczu telefonu i na kolejnym skrzyżowaniu skręciłam. Uliczka była węższa i spokojniejsza. Im dalej szłam, tym bielszy i bardziej puszysty stawał się śnieg, i zarazem tym gorzej szło mi się z bagażem.
Kiedy w końcu stanęłam przed szarym domkiem, który pasował do opisu Ezry, byłam przemoczona, przemarznięta i bez tchu. Czułam, że będę miała zakwasy w ramionach.
Mały ogródek przed domem całkowicie nikł pod śniegiem. Odgarnięto tylko wąską ścieżkę. Widziałam na niej ślady, od których serce zabiło mi szybciej.
Wyprostowałam się, poprawiłam torbę na ramieniu, a potem podeszłam do drzwi. Wtaszczyłam walizkę na schodki, strząsnęłam z siebie śnieg. Moja twarz była lodowata, ale pod puchową kurtką zaczęłam się pocić jak szalona. Cieszyłam się, że w końcu dotarłam do celu i miałam nadzieję, że zaraz wskoczę pod prysznic.
Zadzwoniłam do drzwi. Właściwie Ezra wiedział, że zjawię się mniej więcej o tej porze. Napisałam do niego, gdy tylko mój samolot wylądował w Portland, a także później, gdy wsiadłam do autobusu. Nie widziałam brata od Święta Dziękczynienia i bardzo się cieszyłam, że się spotkamy, nawet w takich okolicznościach.
W końcu usłyszałam kroki w korytarzu i ciche stukanie, którego nie potrafiłam w żaden sposób zaklasyfikować. Już miałam wspiąć się na palce i zajrzeć do środka przez mleczne szkło, gdy drzwi otworzyły się energicznie.
Gwałtownie zaczerpnęłam tchu.
Na to w ogóle nie byłam przygotowana. Ani na znajomy dreszcz, który mnie przeszył, ani na jego zielone spojrzenie, które odnalazło mój wzrok i w którym widziałam własne zdumienie.
Nie miałam innego wyjścia, patrzyłam mu w oczy i dostrzegałam wszystko na nowo: gęste, ciemne rzęsy, ostre rysy twarzy, cień zarostu na policzkach, którego dawniej tam nie było. Także brązowe włosy wyglądały inaczej. I tylko oczy ciągle były tak dobrze znajome, tak bliskie, że mój żołądek fiknął salto.
– Cześć, Blake – rzuciłam ochryple. Najwyraźniej po drodze straciłam panowanie nad głosem.
Wspierał się na kulach. Ale zanim zdążyłam wykrztusić choćby słowo pytania, co się stało, ściągnął brwi, a potem podniósł rękę i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Wpatrywałam się w nie z niedowierzaniem i chwilę trwało, zanim otrząsnęłam się z osłupienia.
– Ej!
Jego kroki oddalały się, podobnie jak stukanie. Teraz już wiedziałam, że to odgłos kul.
– Blake, ja tu zamarznę. Otwórz te cholerne drzwi! – zawołałam.
Zero reakcji.
– Mam zadzwonić do Ezry i powiedzieć mu, że zostawiłeś mnie samą na zimnie?
Coraz głośniejsze stukanie. Chwilę później Blake otworzył drzwi i obdarzył mnie tym samym ponurym spojrzeniem, co kilka chwil wcześniej.
– Zawsze byłaś nieznośna.
Ups.
To były pierwsze słowa, które usłyszałam z jego ust po ponad roku. Przyznaję, trochę zabolało. Z drugiej strony wiedziałam, że sobie na to zasłużyłam.
Chciałam coś powiedzieć, on jednak odwrócił się na pięcie i pokuśtykał w głąb domu. Z westchnieniem dźwignęłam walizkę i wniosłam ją, podobnie jak torbę podróżną, do przedpokoju. Ściągnęłam zimowe ciuchy, kurtkę rzuciłam na bagaże. I dopiero wtedy poszłam za Blakiem w kierunku saloniku. Do tej pory widziałam to wnętrze tylko przez kamerkę telefonu, podczas rozmowy z Ezrą. W rzeczywistości domek, który mój brat zajmował z kumplami z drużyny, wyglądał zupełnie inaczej. No i wypełniał go charakterystyczny zapach mojego brata i Blake’a. Mój żołądek ścisnął się znajomo.
– Co ci się stało w nogę?
Blake usiadł na czarnej skórzanej kanapie, niedbale rzucił kulę na ziemię i wbił wzrok w telewizor zawieszony na przeciwległej ścianie. Bez słowa sięgnął po kontroler i wrócił do przerwanej gry.
Stłumiłam uśmiech. Dawniej grał w te wszystkie gry NBA razem z Ezrą. Ciągle z ich powodu skakali sobie do gardeł i musiałam interweniować i zaprowadzać pokój.