Powody do ucieczki. Блейк Пирс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Powody do ucieczki - Блейк Пирс страница 13

Powody do ucieczki - Блейк Пирс Seria thrillerów o Avery Black

Скачать книгу

a nie zabić właściciela sklepu.

      Pojawił się inny glina i pomachał do Simmsa.

      Simms lekko klepnął Avery w ramię.

      – Może chcesz się stąd wydostać – rzucił. – Zaraz ich wyprowadzą.

      – Nie – odparła Avery. – Chciałabym go zobaczyć.

      Desoto był tak duży, że musiał opuścić lokal frontowymi drzwiami. Po obu jego stronach szło po dwóch gliniarzy i jeszcze jeden za jego plecami. W porównaniu do wszystkich innych wyglądał jak gigant. Jego ludzie zostali wyprowadzeni za nim. Wszystkich poprowadzono do policyjnej furgonetki. Gdy Desoto zbliżył się do Avery, zatrzymał się i odwrócił. Żaden z funkcjonariuszy nie był w stanie go ruszyć.

      – Black – zawołał.

      – Co? – zapytała.

      – Pamiętasz, jak mówiłaś o byciu na celowniku?

      – Co?

      – Klik, klik, bum – powiedział, puszczając jej oko.

      Patrzył na nią jeszcze przez sekundę, zanim pozwolił policji załadować się do furgonetki.

      Puste groźby były częścią tej pracy. Avery nauczyła się tego dawno temu, ale ludzie tacy jak Desoto byli prawdziwi. Na zewnątrz, niewzruszona, wpatrywała w niego, aż odszedł, ale w środku ledwie dawała sobie radę.

      – Potrzebuję się napić – oświadczyła.

      – Nie ma mowy – mruknął Ramirez. – Czuję się jak gówno.

      – Powiem ci coś – powiedziała. – W którym tylko barze sobie życzysz. Ty wybierasz.

      Natychmiast się ożywił.

      – Naprawdę?

      Avery nigdy nie zaproponowała, że pójdzie z nim do baru, do którego chciał. Kiedy wychodził na drinka, pił razem z ekipą, podczas gdy Avery wybierała ciche, kameralne knajpki w swoim sąsiedztwie. Odkąd byli czymś w rodzaju pary, Avery nigdy nie wyszła na drinka ani z nim, ani z nikim innym z wydziału.

      Ramirez zerwał się w zachwycie, ale szybko przystopował.

      – Znam doskonałe miejsce – oznajmił.

      Rozdział 9

      – Cholerne A1! – ryknął Finley w pijackim odrętwieniu. – Właśnie załatwiliście sześciu członków Chelsea Death Squad, w tym Juana Desoto? Nie wierzę. Nie wierzę w to, kurwa. Desoto podobno jest potworem. Niektórzy nawet nie wierzą, że on istnieje.

      – Ona to zrobiła – przysięgał Ramirez. – Byłem tam, stary. Mówię ci, ona to zrobiła. Dziewczyna jest jak mistrz kung-fu czy coś takiego. Powinieneś ją zobaczyć. Szybka jak błyskawica. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem. Jak nauczyłaś się tak walczyć?

      – Wiele godzin na siłowni – powiedziała Avery. – I zero życia. Zero przyjaciół. Tylko ja, worek oraz dużo potu i łez.

      – Musisz nauczyć mnie niektórych z tych ruchów – błagał.

      – Ty też sobie radziłeś sobie całkiem nieźle – pochwaliła go Avery. – Uratowałeś mnie dwa razy, jeśli dobrze pamiętam.

      – Zgadza się. Zrobiłem to – zgodził się, aby wszyscy mogli to usłyszeć.

      Byli w pubie Joego przy Canal Street, w barze gliniarzy, zaledwie kilka przecznic od posterunku policji A1. Przy dużym drewnianym stole siedzieli wszyscy, którzy byli w poprzednim składzie Avery do spraw zabójstw: Finley, Ramirez, Thompson i Jones, a także dwaj inni policjanci, którzy byli przyjaciółmi Finleya. Kierownik Wydziału Zabójstw A1, Dylan Connelly, siedział przy innym stoliku niedaleko, pijąc drinka z kilkoma mężczyznami, którzy pracowali w jego oddziale. Od czasu do czasu podnosił wzrok, by rzucić okiem na Avery, ona jednak w ogóle tego nie zauważyła.

      Thompson był najpotężniejszym gościem w całym barze. Praktycznie albinos, miał wyjątkowo jasną skórę, delikatne blond włosy, pełne usta i jasne oczy. Rzucił Avery kwaśną, pijacką minę.

      – Ja mógłbym cię załatwić – oświadczył.

      – Ja bym ją mógł załatwić – warknął Finley. – Ona jest dziewczyną. Dziewczyny nie potrafią walczyć. Wszyscy o tym wiedzą. To musiał być przypadek. Desoto był chory, a jego ludzie nagle zaślepieni jej urodą. Nie ma mowy, żeby pokonała ich na spokojnie. Nie ma mowy.

      Jones, chudy, starszy Jamajczyk, pochylił się z niewiarygodnym zainteresowaniem.

      – Jak pokonałaś Desoto? – zastanawiał się. – Ej, na serio. Bez tej ściemy z siłownią. Też chodzę na siłownię. Zobacz. Ciężko zrobić nawet funta masy.

      – Miałam szczęście – powiedziała Avery.

      – Tak, ale jak? – naprawdę chciał wiedzieć.

      – Jujitsu – odpowiedziała. – Kiedy byłam prawnikiem, dużo biegałam, ale po całym tym skandalu nie miałam już ochoty na bieganie po mieście. Zapisałam się na kurs jujitsu i spędzałem tam godziny każdego dnia. Myślę, że próbowałem oczyścić swoją duszę czy coś. Spodobało mi się. Bardzo. Tak bardzo, że instruktor dał mi klucze do siłowni i powiedział, że mogę tam przychodzić, kiedy chcę.

      – Pieprzone jujitsu – powiedział Finley, jakby to było złe słowo. – Ja nie potrzebuję karate. Po prostu dzwonię do mojej załogi, a oni wyciągają broń i tra-ta-ta-ta-ta! – krzyknął, udając, że strzela z karabinu maszynowego. – Zmiotą wszystkich !

      Dla uczczenia tego wydarzenia zamówiono kolejkę.

      Avery grała w bilard, rzucała lotkami i o dziesiątej była już nawalona. To był pierwszy raz, kiedy tak naprawdę spędzała czas ze swoją drużyną i to dało jej prawdziwe poczucie wspólnoty. W niespotykanej chwili wyjątkowej słabości objęła ręką znacznie niższego Finleya przy stole bilardowym. – Dla mnie jesteś w porządku.

      Finley, najwyraźniej oszołomiony jej dotykiem i faktem, że stała obok niego wysoka blond bogini, przez chwilę nie odzywał się.

      Sflaczały Ramirez siedział samotnie przy barze. Spędził tak całą noc. Idąc w jego stronę, Avery prawie wylądowała twarzą na podłodze. Objęła go za szyję i pocałowała w policzek.

      – Teraz ci lepiej? – zapytała.

      – Bolało.

      – Ojej – zagruchała. – Chodźmy stąd. Sprawię, że poczujesz się lepiej.

      – Nie – wymamrotał.

      – Co się stało?

      Ramirez był zrozpaczony, kiedy się odwrócił.

      – Ty – powiedział. – Jesteś niesamowita we wszystkim, co robisz. A ja? Czasami czuję się jak twój przydupas.

Скачать книгу