Skradzione laleczki. Ker Dukey

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Skradzione laleczki - Ker Dukey страница 3

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Skradzione laleczki - Ker Dukey

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Mogę wam ją sprzedać za dwadzieścia. – Przechyla głowę, patrząc prosto w moje oczy. Nie mogę spokojnie ustać.

      Macy spogląda na mnie z nadzieją. Po wcześniejszej złości nie pozostał nawet ślad. Jej oczy znów świecą.

      – Piętnaście. Mam tylko piętnaście – wzdycham.

      Benny gładzi przez chwilę swój krótki zarost i rozważa, czy powinien przyjąć tę propozycję. W końcu na jego ustach pojawia się zwycięski uśmiech.

      – Zgoda. Niech będzie piętnaście.

      Macy piszczy z radości. Łapie prędko nową, ukochaną lalkę i kręci się w kółko, mocno przyciskając ją do piersi.

      Rozpuszczony bachor.

      – Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! Oddam ci jak najszybciej, przysięgam! – krzyczy.

      Przełykam ślinę, po czym przekazuję obojgu złe wieści:

      – Zostawiłam pieniądze w domu. Nie wiem, czy zdążę po nie wrócić i przyjść z powrotem, zanim zamkną targowisko.

      Ani czy tatuś pozwoli mi tu wrócić, dodaję w myślach.

      Chłopak marszczy brwi, mierząc nas wzrokiem.

      – No cóż, mogę zaczekać.

      Macy odkłada zabawkę na stolik. Jej ręce drżą. Wygląda na zrezygnowaną.

      – Albo – dodaje z uśmiechem. – Możecie mi pomóc złożyć stoisko. Potrącę wam z ceny kolejne pięć dolców w zamian za pomoc, a potem odwiozę was do domu. Przy okazji poznam waszych rodziców. Kto wie, może namówimy tatusia, żeby kupił też drugą lalkę, dla ciebie, co? – Patrzy mi w oczy, a moją twarz oblewa gorący rumieniec.

      – Nie bawię się już lalkami – odpowiadam cierpko. Jestem nieco zła, bo uznał mnie za dziecko. Przecież mam prawie tyle samo lat co on! No, może trochę mniej. Ale niewiele.

      Benny wygląda na zawiedzionego. Zupełnie, jak gdybym go zraniła. Marszczy brwi, a ja natychmiast czuję się fatalnie. Mam nadzieję, że nie podniesie z powrotem ceny lalki. Macy byłaby bardzo zawiedziona i wściekła.

      – To znaczy, um… – próbuję się tłumaczyć. – Tatuś nie pozwala nam wsiadać do samochodów obcych ludzi.

      Chłopak wytrzeszcza oczy, ale wygląda na to, że zrozumiał.

      – Oczywiście. Ale ja nie jestem obcy. Jestem Benny.

      – Dziewczynka chciałaby lalkę? – Słyszę nagle za sobą czyjś niski głos. Choć na dworze panuje sierpniowy upał, moje ciało natychmiast przechodzi lodowaty dreszcz. Czuję duszący zapach alkoholu i przeżuwanego tytoniu. – Hmm, może kupię im po jednej? Ale co dostanę w zamian? – To mężczyzna, który chodził za nami wcześniej. Ale tym razem zupełnie się nie krępuje.

      Benny patrzy na niego tak, jak gdyby miał ochotę go zabić. Przez moment stoję w miejscu, oszołomiona jego nagłą gwałtownością, po czym podchodzę bliżej Macy.

      – Spierdalaj od nich, pierdolony pedofilu, albo wzywam psy!

      – Taa, sam spierdalaj, cioto – warczy mężczyzna, ale mimo to odchodzi.

      No proszę, a jeszcze chwilę temu bałam się, że to Benny mógłby zrobić nam coś złego. A to przecież tylko miły chłopak, który chciał podarować dziecku wymarzoną lalkę. Na dodatek obronił nas przed niebezpieczeństwem! Tatuś na pewno chciałby poznać kogoś, kto przegania potwory i strzeże jego córek.

      – Wiesz co – odzywam się już odważniej. – Zmieniłam zdanie. Pomożemy ci. A potem pogadamy z tatusiem. Może mi go kupi. – Wskazuję palcem lalkę-chłopca z miodowymi oczami i brązowymi potarganymi włosami. Wygląda jak Benny.

      Chłopak ma na twarzy szeroki uśmiech.

      – No to umowa stoi, laleczko.

      – Okej, to już ostatnie pudło – wzdycha Benny, wrzucając je na tył starej, jasnobrązowej furgonetki. Teraz już wiem, skąd ma tak ładnie zarysowane mięśnie. Pudła są potwornie ciężkie. Nawet z pomocą Macy nie zdołałam podnieść ani jednego. Przydałyśmy się za to przy pakowaniu do nich lalek.

      – No, czas ruszać w drogę do waszego staruszka. Spróbuję go namówić, żeby kupił wam po lalce. A może wasza mama też lubi lalki, co?

      Macy chichocze.

      – Czasami bawi się ze mną lalkami Barbie.

      Benny posyła jej uśmiech i otwiera boczne drzwi, które ledwo wiszą na zawiasach i wyglądają, jak gdyby zaraz miały wypaść.

      – W takim razie już ją lubię – żartuje, gestem zapraszając nas do środka.

      – Wolałabym usiąść z przodu – protestuję.

      Przez ułamek sekundy na jego twarzy dostrzegam coś, czego nijak nie potrafię zinterpretować.

      – Wiesz, zawiasy przy drzwiach od strony pasażera przerdzewiały na amen. Jestem pewien, że odlecą, kiedy tylko spróbuję je otworzyć. Mówiłaś, że mieszkacie niedaleko. Z tyłu będzie wam wygodnie. Podkręcę klimatyzację. Poza tym ta mała laleczka nie powinna jechać tam sama, prawda? – Mierzwi włosy Macy, na co ona odpowiada śmiechem.

      Spoglądam nerwowo na siostrę, która właśnie wsiada do furgonetki.

      – Sama nie wiem… Może powinnyśmy jednak pójść do budki telefonicznej i zadzwonić do rodziców? Tatuś pewnie będzie zły, jak zobaczy, że z tobą przyjechałyśmy.

      Kiedy chłopak wybucha śmiechem, natychmiast robię się czerwona jak burak.

      – Bo co? Myślisz, że coś bym wam zrobił? Jak tamten facet? Daj spokój, ile ty masz lat? Dwanaście? – prychnął. – Uwierz, nie jarają mnie małe dzieci.

      – Nie jestem już małym dzieckiem! Mam czternaście lat! – krzyczę, zakładając ręce na piersi.

      – Czternaście? – powtarza zawiedzionym głosem.

      Czyżby miał nadzieję, że jestem starsza? Mój dobry humor powraca na chwilę, ale zaraz Benny wzrusza ramionami i znów się śmieje.

      Może jednak wcale nie był rozczarowany…

      Mija dobra chwila, nim w końcu opanowuje rozbawienie i wyciąga przed siebie dłoń.

      – Okej, okej, rozumiem. Nie jesteś już małym dzieckiem. Ale, tak czy inaczej, nie polecę na ciebie, malutka. Podobają mi się inne dziewczyny. No wiesz, takie, które mają piersi.

      Czuję

Скачать книгу