Raw. Aurora Belle

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Raw - Aurora Belle страница 2

Автор:
Серия:
Издательство:
Raw - Aurora Belle

Скачать книгу

głową, ale nic nie mówi.

      – A ty?

      Kopie kamień.

      – To bez znaczenia. Zapomnisz je, od razu, kiedy zniknę.

      Żołądek mi się ściska. Muszę się dowiedzieć, jak ma na imię.

      Podchodzę bliżej.

      – Nie zapomnę – obiecuję.

      Unosi głowę, odgarniając z twarzy potargane brązowe włosy. Patrzy na mnie jeszcze przez chwilę.

      – Antonio Falco.

      Chcę powiedzieć, że miło mi go poznać, ale wydaje mi się to nie na miejscu.

      Przestępuję z nogi na nogę, po czym pytam:

      – Ile masz lat?

      Opiera się o drzewo.

      – Osiem.

      Wygląda na starszego.

      – A ty?

      – Sześć. – Urywam. – Niedługo będę miała siedem – kłamię.

      Marszczy brwi.

      – Wyglądasz na starszą.

      Wow. Dopiero co pomyślałam to samo o nim.

      – Dlaczego tata cię bije? – wypalam bez zastanowienia.

      Zaciska szczękę.

      – To mój ojczym – wyjaśnia.

      Gdy słyszę hałas dobiegający z domu, odwracam się ze zgrozą w oczach. Patrzę na Antonia.

      – Proszę, pozwól sobie pomóc – szepczę.

      – Okej – mruczy, spuszczając wzrok.

      Ogarniają mnie ulga i radość.

      Gdy robi krok w przód i pada na niego światło księżyca, zamieram. Na jego policzku widnieje dziura.

      Przełykam z trudem ślinę, starając się nie zwymiotować.

      Wyciągam gazę oraz płyn antyseptyczny, ostrzegając:

      – Może zapiec.

      Ale gdy dotykam jego rany, ani drgnie. Nawet na chwilę nie odrywa ode mnie wzroku.

      Naklejam mu plaster na policzku. Nie jest za bardzo pomocny. Rana jest zbyt duża. Ale on i tak mówi:

      – Dzięki.

      Podskakuję, gdy słyszę kolejny hałas. Patrzę w jego brązowe oczy, po czym szepczę nagląco:

      – Muszę iść. Zobaczymy się niedługo, Antonio.

      Wlepia wzrok w ziemię.

      – Nie. Nie zobaczymy.

      I mówił prawdę.

      Już nigdy więcej go nie widziałam.

      I

      Lexi

Sydney, Australia, 2014

      Pukanie do drzwi nie cichnie.

      Wciskam się mocniej w materac i nakrywam szczelniej kołdrą. Czuję, że ciągle jeszcze jestem na granicy snu i jawy.

      Puk, puk, puk.

      – Alexa, wyłaź z łóżka! Zapomniałaś, jaki dziś dzień? – To chyba Drew.

      Gwałtownie otwieram oczy i wzdycham.

      – Cholera. – Wyskakuję spod kołdry jak poparzona. – Cholera!

      Biegnę korytarzem do drzwi, odblokowuję zamek, po czym otwieram je. Po drugiej stronie stoi poirytowany Drew. Gdy zauważa, w jakim stroju otwieram mu drzwi, aż rozdziawia usta.

      – Cholera! – wołam ze zmarszczonymi brwiami, spuszczając wzrok.

      Nie lubię ubierać się zbyt grubo do łóżka. Zwykle śpię w koszulce na ramiączkach i w samych majtkach. Kiedy biegnę z powrotem do swojego pokoju, słyszę podśmiewanie się Drew.

      – Śmiej się do woli, Drew! Dostaniesz za swoje.

      Drew to kolega z pracy. Zapomniałam – kurwa, zapomniałam – że dziś rano mieliśmy jechać do sądu.

      Przeprowadziłam się ze Stanów do Australii, kiedy miałam osiemnaście lat. Moja zastępcza matka opiekowała się mną, odkąd skończyłam szesnaście, a kiedy zdrowie zaczęło jej szwankować, chciała się przeprowadzić tutaj, żeby być bliżej rodziny. Jako że urodziła się w Australii, właśnie ten kraj był celem jej podróży. Zrozumiałam wtedy, że nasze wspólne chwile dobiegają końca. Ja zostanę, a ona wyjedzie.

      Jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej.

      Przez wiele dni chodziła przygnębiona swoim nieuchronnie zbliżającym się wyjazdem, aż w końcu stwierdziła:

      – Musisz spakować swoje rzeczy do pudeł, żeby dotarły przed nami. Ze sobą weź tylko walizkę z ubraniami. Nie będę się spieszyła z ich wysyłaniem zbyt wcześnie, ale chciałabym, żeby już na nas czekały, kiedy dotrzemy na miejsce.

      Spojrzałam na nią oszołomiona.

      Że co?

      Mama posmutniała, widząc moje zaskoczenie.

      – Nie chcesz jechać ze mną?

      Mrugając przez moment, wydałam z siebie radosny krzyk. Po chwili byłam już przy niej.

      – Tak! Tak! Chcę, mamo!

      I taki był koniec moich obaw, że zostanę w Stanach sama.

      Rozbieram się, spryskuję dezodorantem przez dobrych trzydzieści sekund, po czym odrzucam go na bok i zaczynam rozglądać się za jakimś przyzwoitym ubraniem. Decyduję się na białą koszulę z długim rękawem, którą wkładam w czarne spodnie, a do tego dodaję cienki, czarny pasek.

      Zdecydowanie wyglądam jak laska z sądu.

      Nakładam buty na niskim obcasie, przecieram powieki, by pozbyć się resztek snu, po czym rozpuszczam włosy, rozczesując je przy tym palcami. Spoglądam na siebie w lustrze.

      Nie jest źle. Mogło być o wiele gorzej.

      Kiwam głową z aprobatą, ściągając wargi.

      Będzie musiało wystarczyć. Na nic więcej nie mam czasu.

      Gdy wychodzę z pokoju, Drew odwraca się i kolejny raz obrzuca mnie wzrokiem. Otwiera jeszcze szerzej swoje niebieskie oczy.

      – Poważnie, zrobiłaś

Скачать книгу