Wyrosnąć z DDA. Robert J. Ackerman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wyrosnąć z DDA - Robert J. Ackerman страница 4
mam dwadzieścia pięć lat, a mój ojciec leczy się od lat osiemnastu. Dopóki nie przeczytałam Wyrosnąć z DDA, nie zdawałam sobie sprawy, że tkwię w piekle współuzależnienia. Zawsze z uśmiechem na ustach mówiłam o sobie jako o „córuni tatunia”. Prawda jest taka, że mój ojciec jest i zawsze będzie alkoholikiem. Dzisiaj mogę powiedzieć, trzymając wysoko głowę (pracuję nad pozbyciem się poczucia winy), że nie jestem już z nim współuzależniona.
Trafiłam na Pańską książkę przez przypadek (…) to był zbieg okoliczności (sposób Boga na zachowanie incognito – to będzie jedyny truizm, obiecuję). (…) Mój ojciec, w wieku pięćdziesięciu trzech lat, będzie miał jutro zakładane potrójne by-passy. Jest to pierwszy „normalny kryzys” w mojej rodzinie i wszyscy potraciliśmy głowy! Pierwszy raz w życiu potrafię zobaczyć nas oczami częściowo zdrowej już osoby, a nie dorosłej córki alkoholika. Płakałam w tym tygodniu, ale to było wspaniałe uczucie.
Powoli godzę się z tym, że nie jestem w stanie naprawić nikogo innego. Moja mama, tata, brat – każde z nich musi liczyć na siebie. Ja dbam o SIEBIE.
To tyle tytułem przedstawienia się. A piszę ten mail, po pierwsze, żeby powiedzieć: „Dziękuję!”.
Po drugie, żeby wspomnieć, że nawet gdy rodzice trzeźwieją, nie każdy w rodzinie zaczyna zdrowieć w tym samym czasie. Mój ojciec jest trzeźwy, odkąd skończyłam siedem lat. Jak pisałam, teraz mam dwadzieścia pięć. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Wiem, że dzięki jego trzeźwości oraz umiejętnościom MOIM i mojego męża potrafimy utrzymać zdrowe małżeństwo. Moja najlepsza przyjaciółka ma ojca będącego aktywnym alkoholikiem i tego nie potrafi. (Proszę się nie martwić, posłałam jej Pana książkę). Jestem teraz w małżeństwie, w jakim nigdy nie byli moi rodzice. Dzięki Bogu!
Tak czy tak, jestem silna. Uczę się stać na własnych nogach. Nie mogę uwierzyć, że ta jedna relacja w moim życiu, którą uznawałam za najlepszą, jest w rzeczywistości najgorsza.
Jeszcze raz dziękuję – jest Pan wyjątkowym człowiekiem!
Jen
Szanowny Panie Doktorze,
bardzo dziękuję, że poprosił mnie Pan o przedstawienie części moich doświadczeń DDA. Zgadzam się z tym, że czytanie o przeżyciach innych pomaga nam. Wiem, że sama poczułam wielką nadzieję po przeczytaniu o innych kobietach, które miały jeszcze gorsze doświadczenia niż moje, a w końcu nauczyły się kierować swoim życiem w taki sposób, by zachowanie obecnych w nim alkoholików czy narkomanów nie doprowadzało ich do szału.
Mam trzydzieści siedem lat, a w wieku dwudziestu trzech owdowiałam. Związek, w którym jestem obecnie, trwa od czternastu lat. Jestem najstarszą z czworga rodzeństwa i jedyną córką. Mając dziewiętnaście lat, wyszłam za swoją licealną miłość, Jamesa, który również pochodził z rodziny alkoholowej. Ze względu na jego służbę wojskową mieszkaliśmy za granicą. Tam też zginął w wypadku samochodowym. Nasze małżeństwo było już wtedy na skraju rozpadu, bo ciągle mnie zdradzał.
Briana poznałam zaledwie kilka miesięcy później. Otoczył mnie uwagą, której w tamtym okresie rozpaczliwie potrzebowałam. Jakaś część mnie smuciła się z powodu śmierci męża, ale inna czuła wielką ulgę, że nie może mnie już dalej ranić. Myślę, że zawsze już będę miała wyrzuty sumienia z powodu tych odczuć, ale właśnie tak wtedy czułam.
Brian był trochę imprezowiczem, kiedy się poznaliśmy, ale byliśmy młodzi, niezwiązani z nikim i nie mieliśmy dzieci, więc nie sprawiało mi to kłopotu. Przez całe lata od poznania mogliśmy spotykać się wspólnie z przyjaciółmi i korzystać towarzysko z alkoholu, nie odczuwając żadnych szkodliwych tego skutków. To była po prostu młodość i dobra zabawa. Problemy zaczęły się po jakichś siedmiu latach, kiedy postanowiliśmy założyć rodzinę. Dla mnie było oczywiste, że po podjęciu takiej decyzji człowiek się ogarnia i dorasta. Dla Briana nie było to takie proste. Nie zdawałam sobie sprawy, że był faktycznie uzależniony od używek. Zrobiło się jeszcze gorzej, gdy zaczął eksperymentować z crackiem. Palił, a potem przepadał na całą noc. Działo się to, kiedy byłam w ciąży z naszą córką. Pamiętam, jak w ósmym i dziewiątym miesiącu niezliczone razy jeździłam po mieście, szukając go po mieście bladym świtem, podczas gdy powinnam wysypiać się w domu, bo rano szłam do pracy.
Całe noce nie mogłam usnąć, tylko przepłakiwałam. To był w moim życiu okropny okres. Dzwoniłam w środku nocy do jego matki i żaliłam się, co nie bardzo jej odpowiadało. Pewnego razu miałam tak dość, że wywaliłam z szafek wszystkie jego rzeczy i usypałam z nich wielki stos na podłodze w pokoju dziennym z zamiarem wyrzucenia go, gdy tylko wróci!
Od urodzenia się naszej córeczki takich incydentów jest mniej i pojawiają się dużo rzadziej, ale Brian wciąż ma nawroty. Teraz chyba już od dawna nie palił cracku, ale wiem, że od czasu do czasu popala trawkę, a także nadużywa alkoholu. Ciągle rusza mnie to, kiedy coś bierze, ale w końcu zdałam sobie sprawę i zaakceptowałam to, że kolejny incydent jest zawsze tylko kwestią czasu. Kiedyś myślałam, że pewnego dnia Brian dojrzeje i przestanie zachowywać się nieodpowiedzialnie. Teraz rozumiem, że prawdopodobnie tak nie będzie. Alkoholizm i uzależnienie od używek to nie są problemy, z których się zwyczajnie „wyrasta”. Jednak nadal jest to dla mnie bardzo frustrujące, kiedy wraca po jakiejś nocnej balandze i mówi mi, jak zły jest na siebie i że tym razem będzie inaczej, naprawdę się zmieni i nigdy już czegoś takiego nie zrobi. Wyobraża Pan sobie, ile razy słyszałam od niego te słowa.
Na początku mu wierzyłam i przez pewien czas było w porządku, ale potem oczywiście znowu wszystko wracało. I znów kolejne obietnice, które dalej były łamane. Nie mam już siły, żeby w nie wierzyć. Taka wiara zapewne doprowadziłaby mnie do szaleństwa. Pozwalanie sobie na nią i chwalenie się przed znajomymi i rodziną, że tym razem on naprawdę traktuje to poważnie, że tym razem jest inaczej, jest zbyt bolesne. W takich chwilach zawsze patrzyli na mnie dziwnie, a ja wiedziałam, co myślą: „Wszystko jej można wmówić”. Mam dość czucia się jak głupia, a poza tym to za bardzo boli, gdy cała nadzieja raz po raz umiera. Dlatego teraz przyjmuję do wiadomości, że on właśnie taki jest.
Podejrzewam, że jestem nawet wdzięczna, bo mogłoby być jeszcze gorzej, dużo gorzej. Mógłby być odrażającym, awanturującym się, agresywnym alkoholikiem, który pije każdego dnia i robi wszystkim w domu istne piekło. Taki był mój ojciec. Więc nie, to nie wygląda aż tak źle. Brian potrafi funkcjonować przez miesiące, nawet rok czy dłużej bez wznowy. To stwarza złudzenie, że może tym razem w końcu całkiem mu się udało. Do zeszłego tygodnia upłynęło ponad półtora roku od jego ostatniego ciągu.
Wyszedł z domu odwieźć mojego brata, który, nawiasem mówiąc, też jest alkoholikiem, i nie wracał przez cztery godziny, mimo że dojazd zajmuje dwadzieścia minut. Tego wieczoru dzwonił do mnie kilka razy, faszerując mnie jakimiś wymówkami, dlaczego jeszcze go nie ma. Przez cały ten czas czułam, że kiepsko się dzieje. Podczas poprzedniego incydentu, półtora roku wcześniej, też był z moim bratem. Żeby nie przedłużać opowieści, powiem tylko, że tej nocy wylądował w areszcie. Zadzwonił, żebym przyszła i zapłaciła za niego kaucję. Powiedziałam, że nie ma mowy. Absolutnie nie wchodzi w grę, żebym w środku nocy zrywała z łóżek nasze dzieci po to, żeby wyciągać go z aresztu. Powiedziałam, że sam się wpakował w te kłopoty, więc może teraz sam sobie poradzić. Dlaczego ja miałabym przez to cierpieć? Przesiedział w celi całą noc. To była jedna z