Five Nights At Freddy's. Aport. Scott Cawthon
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Five Nights At Freddy's. Aport - Scott Cawthon страница 3
– To chore – jęknął Hadi.
Wpatrując się w psa, jak na zawołanie cofnęli się wszyscy o kilka kroków, na wypadek gdyby Aport zrobił coś jeszcze.
Czekali.
Aport także.
Hadi znudził się pierwszy. Skierował snop światła na scenę.
– Jak sądzicie, co jest za zasłoną?
– Nie chcę wiedzieć – odparł Cyryl.
Za nimi… wewnątrz budynku, rozległ się huk zatrzaskiwanych drzwi.
Chłopcy jak jeden mąż pognali przez salę do korytarza prowadzącego do składziku, przez który się włamali. I chociaż Cyryl był najmniejszy, to on dotarł tam pierwszy. Wydostał się na otwartą przestrzeń, nim pozostali chłopcy zdołali się przecisnąć przez szparę, którą udało im się zrobić w zamkniętych drzwiach dla personelu.
Na zewnątrz, atakowani przez siekący z ukosa deszcz, chwycili swoje rowery. Greg pomyślał, że wieje z prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. Spojrzał na Hadiego, któremu kręcone włosy przykleiły się do głowy. Hadi roześmiał się, a Greg poszedł w jego ślady. Cyryl zawahał się chwilę, po czym także zaczął się śmiać.
– Chodźcie – zawołał Hadi, przekrzykując wichurę.
Nie oglądając się za siebie, chłopcy opuścili głowy i zaczęli pchać rowery pod wiatr.
Idąc obok przyjaciół, Greg zastanawiał się, dlaczego chciał, by przyszli do opuszczonej restauracji. Tylu miejsc nie zdążyli tam zobaczyć… Nie sprawdzili na przykład, co było za kurtyną. Greg martwił się, że nie udało mu się osiągnąć tego, co go tam przywiodło. A może zrobił to, co miał zrobić?
Greg był już blisko domu, gdy usłyszał głos kobiety:
– Wystarczająco mokro?
Zatrzymał się, otarł oczy i rozejrzał w deszczu.
– Dzień dobry, pani Peters – zawołał, gdy ujrzał starszą sąsiadkę stojącą na zadaszonym ganku.
– Uwielbiam te burze! – krzyknęła, unosząc ręce do góry.
Roześmiał się i jej pomachał.
– Miłej zabawy! – zawołał.
Odmachała mu, a on ruszył dalej. Zbliżając się do wysokiego, nowoczesnego domu z widokiem na ocean, który należał do jego rodziców, ze zdziwieniem spostrzegł, że w salonie pali się światło. Całe miasto wciąż było pogrążone w ciemnościach. Od chwili, kiedy pożegnał się z Cyrylem i Hadim, jedynymi światłami, jakie widział, były podskakujące niczym duszki światełka ich latarek, a w niektórych domach migocące światełka świec. Natomiast z jego okien biło jasne, równe światło.
Kiedy postawił rower obok pali o wysokości jednej kondygnacji, na których stał jego dom, odkrył, skąd pochodziło światło. Deszcz i wiatr hałasowały tak bardzo, że silnik usłyszał dopiero w chwili, gdy prawie wpadł na stojący pod domem piękny, nowy generator. Wzdłuż garażu przeznaczonego dla dwóch samochodów i po schodach prowadzących do drzwi wejściowych ciągnął się kabel. Wchodząc na górę, Greg zdjął z siebie ociekającą wodą kurtkę, a nim zdążył dotrzeć do drzwi wejściowych, te się otworzyły.
– Tu jesteś, młody! – Darrin, wuj Grega, uśmiechnął się do niego. Miał prawie dwa metry wzrostu, a jego potężna, barczysta sylwetka wypełniała całą futrynę. – Już miałem ruszyć na poszukiwania. Nie odbierałeś telefonu.
Greg wymienił z wujem ich tradycyjne powitanie – objęli się jednym ramieniem i przybili dwa razy żółwika.
– Przepraszam, Dare, nic nie słyszałem. – Greg wyciągnął z kieszeni komórkę i odblokował ją.
Rzeczywiście, Dare wysłał mu kilka SMS-ów i wielokrotnie dzwonił.
– Rany, przysięgam, że tego nie słyszałem.
– A kto by cokolwiek słyszał przy tym wietrze? Właź do środka.
– Skąd wziął się ten generator? – zapytał Greg.
Tak naprawdę nic go to nie obchodziło. Starał się po prostu nie myśleć o tym, że nie usłyszał telefonu w opuszczonej pizzerii.
W środku nie było aż tak głośno. Czy to możliwe, że…
– Kupiłem go w Olimpii. Twój tata od lat twierdzi, że go nie potrzebujecie, ale to bzdura. Mówiłem mu, że za takim zatęskni. Zapowiadano, że tej zimy będą znacznie ostrzejsze burze, i zobacz, przyszły w tym roku wcześniej! Pamiętasz tę ulewę w zeszłym tygodniu? – Dare potrząsnął głową. – Oczywiście twój tata nie chciał słuchać.
Greg nie przypominał sobie tej dyskusji. Z drugiej strony Dare i Greg tak często się kłócili, że trudno byłoby zapamiętać jakąś konkretną wymianę zdań.
Wujek Darrin był jedynym bratem matki Grega. Nie mieli innego rodzeństwa i byli ze sobą bardzo zżyci. Greg i Dare byli zżyci nawet bardziej. Ale tata Grega nienawidził Dare’a z tych samych przyczyn, z których Greg go uwielbiał – ponieważ Dare był ekstrawagancki i zabawny.
– Darrin musi dorosnąć – powtarzał w kółko tata Grega.
Wujek miał długie, pofarbowane na fioletowo włosy, które zaplatał w warkocz, i nosił kolorowe garnitury i krawaty do kontrastowych wzorzystych koszul, co sprawiało, że wszędzie się wyróżniał. A fakt, że był też bogatym, odnoszącym sukcesy producentem części samochodowych i doskonale inwestował pieniądze, był gwoździem do trumny, jeśli chodziło o ojca Grega.
– Ludzie tacy jak on nie zasługują na sukces – zrzędził.
Ojciec Grega był przedsiębiorcą budowlanym i pracował zdecydowanie więcej, niż by chciał, aby utrzymać ich duży dom i drogie samochody, które lubił. To, że Dare mieszkał na czterohektarowej działce i zarabiał majątek, „bawiąc się” w warsztacie, to było zdecydowanie „za dużo”.
Greg kochał Dare’a tak, jak chciałby kochać tatę. Dare bezkrytycznie przyjął Grega takiego, jaki był, już w momencie gdy jego mała spłaszczona główka wyjrzała na świat. I to mimo że Greg nie był słodkim bobaskiem ani nie wyrósł na urocze dziecko. Miał za długą twarz, oczy osadzone zbyt blisko siebie i za mały nos. Nadrabiał to długimi, falującymi blond włosami, „ślicznym uśmiechem” (a przynajmniej tak powiedziała pewna dziewczyna, gdy byli w ósmej klasie) i wzrostem oraz mięśniami na tyle wypracowanymi, że może po liceum nie będzie kompletnie stracony dla świata. Nigdy nie ciągnęło go do takich typowo chłopięcych spraw jak samochody czy sport, bez względu na to, jak bardzo ojciec starał się go do nich przekonać. A Dare okazał się sojusznikiem, który nigdy nie czepiał się tego, co Greg lubił czy czego nie lubił. Akceptował go takim, jakim był.
– Gdzie mama? – zapytał Dare’a chłopak.