Miłość czyni dobrym. Katarzyna Bonda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miłość czyni dobrym - Katarzyna Bonda страница 13

Miłość czyni dobrym - Katarzyna Bonda Wiara, Nadzieja, Miłość

Скачать книгу

Trudne i obco brzmiące słowa są pomocne. Z czasem wymyślisz własne konstrukcje. Nikt nie odważy się zapytać cię o Oksford, jeśli nie rozumie słowa trader, lewary finansowe albo okna deniwelacji. Jak go tak zamotasz, sam się uwikła. Będzie chciał uczestniczyć w fascynującej opowieści, być jej częścią. Przecież jego życie jest takie przewidywalne, a ty oferujesz mu przygodę, emocje, adrenalinę, piedestał. Nie podejrzewa, że podsadzasz go na ten gzyms, by zaraz go z niego strącić. Tak więc bądź cierpliwy, pozwól mu nasiąknąć legendą, jakby był gąbką, a twoje słowa wodą. Czasami będzie musiał jej sporo wchłonąć, zanim zacznie oddawać. Dlatego musisz się nauczyć rozpoznawać ten kluczowy moment, kiedy on już jest gotów i pragnie, choć sam jeszcze sobie tego nie uświadamia. A ty już wiesz, bo jesteś szybszy od niego i robiłeś to wiele razy. Na tym polega władza absolutna. To upajająca chwila. Z czasem będziesz robił to tylko dla niej, dla tej jednej magicznej milisekundy, kiedy twój hak wbił mu się w gardło. A na ra­zie cierpliwie nasycaj, mozolnie drąż skałę. Nigdy nie proś, nie narzucaj się. Nie wyciskaj za wcześnie, bo trafisz do mamra, nim położysz czek na stole. I zawsze pamiętaj, że to tylko przyczółek. Preludium.

      – Kapuję. Nie zerwać struny. Nie przesadzić.

      – Nic nie kapujesz. Im bardziej piramidalne kłamstwo, tym lepsza zasłona. Jest w szoku, nie myśli, ale cios dostał. Wtedy znikasz, odchodzisz, odmawiasz. Zostawiasz go z tym ładunkiem. Ale to nie znaczy, że odpuszczasz. Przeciwnie: słuchasz, obserwujesz, czekasz. Przyjdzie. Zwykle po dobrym przedstawieniu sami się napraszają. Chcą bisów.

      – I nadal odmawiam? Niech błaga?

      – Nie wolno ci go upokorzyć! W trakcie rozgrywki nawet przez chwilę nie może się poczuć wykorzystany. To dozwolone jest tylko po zawodach, gdy jesteś daleko, w miarę bezpieczny. Musi dojść do tego sam. Za późno, by mógł cię dogonić, rozumiesz? Wcześniej mamisz go obietnicami i zastawiasz kolejne pułapki, ale wszystkie furtki są otwarte na oścież. Pozwól mu zdecydować, który potrzask wybiera.

      – I wtedy ochoczo podnosi zapadkę, by gilotyna spadła.

      – Całe zło tego świata bierze się z pożądania i ambicji. To ludzkie, ale warto o tym pamiętać. Karmisz więc jego chciwość: ten interes nie wypala, są trudności, mam jednak tutaj coś lepszego, i wyjeżdżasz z jeszcze większą bzdurą. Kupi ją, bo dotarło do niego, że stracił okazję, zbyt długo się wahał, więc teraz za tobą pobiegnie. Sprzedawałem kiedyś biżuterię. Normą było, że jeśli klientka zbyt długo się zastanawiała, odradzałem zakup. Kilka dni później wracała, chciała oglądać kolejne gabloty, kręciła nosem, wybrzydzała. Wreszcie pytała o naszyjnik, od którego zaczynaliśmy. Mówiłem, że sprzedany. Ktoś go opłacił dosłownie godzinę temu. Natychmiast decydowała się na inny, o wiele droższy, i teraz nawet nie patrzyła na czystość diamentu czy wiek. Chodziło jej już nie o ten konkretny eksponat, lecz o zwycięstwo: zdobyć cokolwiek, wyprzedzić innych. Być górą.

      – To jest genialne.

      – A pewnie. Fizyka kwantowa. Pole elektromagnetyczne. Porządek wszechświata. Przypadki nie istnieją. To tylko beznadziejne wytłumaczenie zależności, których jeszcze nie rozumiemy. Wiesz, kiedy ludzie wpadają?

      – Są nieostrożni?

      – Bzdura. Kiedy działasz brawurowo, nawet z kwitem z twojej drukarki wciśniesz królowi notariuszy poręczenie na trzy miliony. Rzecz nie w towarze, ale w tym, czy ostro zagrałeś. Nie bój się przeszarżować. W ogóle się nie bój. Ludzie mają radar na lęk, od razu go wyczuwają. I spierdalają jak najdalej, bo nie chcą się czuć jak zagoniona sarna. Kochamy zwycięzców, bohaterów. Tygrysy, lwy, aligatory, drapieżne bestie. Grzejemy się w ich odbitym blasku. Ci, którzy wpadli, byli zbyt ostrożni! Doprawiają prawdę, jakby sypali cement do zupy, używając do tego pieprzniczki. Przyznasz, że mało kto przełknie kit bez skrzywienia. I nie więcej niż jedną łyżkę, a i to pod przymusem. Co innego, kiedy na cienkiej porcelanie podasz suflet z papieru farbowany kakao i oprószony cukrem pudrem. Małą porcję, kęs ledwie. I dorzucisz mimochodem, że to stary wersalski specjał. Praktycznie niedostępny. Spróbuje choćby z ciekawości. Potem wmawiaj mu, że nie ma szans na więcej. I już go masz. Gra się zaczyna. Bądź kreatywny, użyj wyobraźni. Nie masz żadnych granic poza sumieniem.

      – Czym? – roześmiał się Daniel. – Nie wiem, o co ci chodzi.

      – To żałuj, bo to lampka alarmowa. Jak sądzisz, dlaczego nigdy nie siedziałem?

      – Bo masz papiery niewidomego?

      – Bo wiem, kiedy się zatrzymać.

      – Kiedy?

      – Dojdziesz do tego, jeśli nauczysz się, jak działa ludzkie sumienie.

      – Hmm.

      – Albo i nie dojdziesz. Każdy dociera do własnej prawdy sam.

      Daniel roześmiał się.

      – Już rozumiem. Chodzi ci o jego sumienie. O to, do czego jest w stanie się posunąć, żeby mieć to, czego chce. Pożądanie plus ambicja.

      – Jeszcze będą z ciebie ludzie. No dalej, jakie masz osiągnięcia?

      – Moja rodzina w kraju restrukturyzowała przedsiębiorstwa. Ojciec pracował w wywiadzie.

      – Który wydział?

      – Trzeci.

      – Jaki to wydział?

      – Polityczny?

      – Błąd. Polityczny to pierwszy. Brak oczytania. Każdy teren, na jaki wchodzisz, musisz mieć wstępnie zbadany.

      – Pojmuję.

      – Cieszę się. Ale nawet jeśli popełnisz błąd, nie przejmuj się, idź dalej. Po prostu zaprzeczaj, kłam, atakuj tych, którzy mówią prawdę. Oskarżaj każdego, oburzaj się, a potem udawaj, że jest ci przykro. Działa za każdym razem. Wróć do dziadka.

      – Jestem zmęczony. Może skończymy jutro?

      Daniel wstał. Zapalił światło. Jego rozmówca się nie poruszył. Uśmiechał się tylko delikatnie, jakby wszystko już widział i znał każdą odpowiedź.

      – Dobrze, odpocznij. Ale pamiętaj, że dopóki nie będziesz gotów, nie wystartujemy. Bo stawka jest wysoka, a ty jesteś na pierwszej linii frontu. I to na tobie wisi cały przekręt, choć ryzykujesz najmniej.

      – Wiem, Igy – mruknął Daniel. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak doceniam to, co dla mnie robisz. Czuję się wyróżniony.

      – Nie doceniasz i nic nie czujesz. Ale to tylko twój walor, bo emocje nigdy nie wezmą góry nad logiką. A robisz to dla siebie, dla tej kasy. To mi wystarczy.

      – Idę posłuchać Michaela Jacksona i wchłonąć aktualną prasę. Oczytanie. Research. Nic nie wiem o tym cholernym parku rozrywki. Ani o złocie z Banku Rezerwy Federalnej.

      – To teraz odprowadź mnie do Carli. Nie wziąłem laski, a nie chciałbym budzić małżonki, przewracając się na korytarzu. Nie rozumiem, dlaczego przestawiłeś tę serwantkę. To jakiś psikus, test? A może chcesz mnie wykiwać?

      Daniel

Скачать книгу