Sedno. Marek Stelar
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sedno - Marek Stelar страница 19
Przechodząc obok ostatniego okna przed toaletą, przystaję. Podchodzę do niego i robię to, co zawsze robiłem w pociągach jako dziecko. W dawnych, szczęśliwych czasach, kiedy nie interesowały mnie pieniądze ani kobiety. Zwłaszcza cudze kobiety. W czasach „Niekończącej się historii”. Przylepiam czoło do szyby i zasłaniam boki twarzy dłońmi. Szkło jest lodowate, zimno aż parzy, schładzając rozgrzaną skórę. Odczekuję, aż rozszerzą mi się źrenice i wbijam wzrok w ledwo widoczny horyzont. Jest prawie niedostrzegalny, jest granicą między kompletną czernią ziemi i odrobinę jaśniejszym niebem, na którym w miarę jak mój wzrok przyzwyczaja się do ciemności, pojawia się coraz więcej gwiazd. Jesteśmy w środku niczego, więc łuny świateł miast nie gaszą ich blasku. Jest również nów. Niebo jest czyste i rozgwieżdżone, jak to podczas silnych mrozów bywa.
A na niebie jest Krzyż Południa.
Nie mogłem pomylić go z niczym, bo napatrzyłem się na niego, mieszkając dwa miesiące w Brazylii, na wymianie naukowej Politechniki Szczecińskiej i Universidade Tecnológica Federal do Paraná w Kurytybie. Pokazywała mi go Ursula, dziewczyna o skórze barwy mlecznej czekolady i ciele bogini; dziewczyna, którą poznałem na warsztatach projektowych. Pokazywała mi go zawsze wtedy, kiedy leżeliśmy spoceni i mokrzy na tarasie domu jej bogatych rodziców, bawiących czasowo w Europie. To właśnie robili: bawili tam. Ursula pokazywała mi Krzyż wiele razy; gdybym pamiętał ile, wiedziałbym również, ile razy się kochaliśmy na tym tarasie w parne wieczory, gdzie po wszystkim leżeliśmy upaleni ziołem, upojeni winem i wyczerpani seksem. To, co widzę teraz za szybą wagonu, nie jest Wielkim Wozem ani gwiazdozbiorem Oriona zasłoniętym częściowo ciemnymi chmurami, nie jest dziwnym zbiegiem okoliczności. Bo chmur nie ma, a Kurczyk był w błędzie. Kurczyk mylił się. Bardzo. Widoczna jak na dłoni konstelacja gwiazd JEST pieprzonym Krzyżem Południa. Przełykam nerwowo ślinę i zamykam oczy. Błąd. Powinienem był je od razu otworzyć. Nie zrobiłem tego, więc pod powiekami od razu pojawia się żona Barcza, jakby tylko czekała na okazję, czekała, aż popełnię ten błąd i pozwolę powiekom zamknąć się na dłużej niż ułamek sekundy potrzebny na mrugnięcie. Gdzieś obok miga sam Barcz, a mi robi się go nagle żal, nawet jeszcze bardziej niż jego żony.
Ten żal wynika z poczucia winy, to jasne i oczywiste. Ten żal nie jest tak naprawdę nagły. On wypełnia mnie cały czas, ale przeważnie udaje mi się o nim nie myśleć, udaje mi się spychać go gdzieś głęboko, zatrzymywać z tyłu głowy, gdzie nie jest aż tak dokuczliwy. Tylko czasem, tak jak w tej chwili, wraca znienacka i zaskakuje mnie swoją mocą – pieprzony żal wynikający z pieprzonego poczucia winy. Z poczucia winy wobec wspólnika i przyjaciela.
Z poczucia winy; mojej winy, mojej bardzo wielkiej winy.
Ktoś mógłby powiedzieć, że użalam się nad sobą. Być może. Ale moje użalanie się nad sobą nie jest zwykłym użalaniem się nad sobą. Jest rozpaczliwym i rozdzierającym poczuciem winy. Bo owszem, jestem winny.
W końcu posuwałem Barczowi żonę.
Posuwałem żonę najlepszego przyjaciela.
Najpierw mu ją posuwałem, a potem zabiłem.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.