Historia Polski. Stanisław Cat-Mackiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Historia Polski - Stanisław Cat-Mackiewicz страница 1
© Copyright by Aleksandra Niemczyk and Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2012
© Copyright for Nie wszystko „odeszło w mrok” by Czesław Brzoza and Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2012
ISBN 978-83-242-1587-4
Opracowano na podstawie wydania:
Stanisław Mackiewicz (Cat), Historia Polski od 11 listopada 1918 r. do 17 września 1939 r., Wydawnictwo Puls, Londyn 1992.
Wykorzystano rysunki Bronisława Fedyszyna, publikowane w latach 30. XX w. w piśmie „Mucha”. W książce zachowano styl Autora, uwspółcześniając jedynie pisownię i ortografię. Podkreślenia w tekście są oryginalne. Przypisy numerowane pochodzą od redakcji niniejszego wydania.
Opracowanie redakcyjne
Jan Sadkiewicz
Projekt okładki i stron tytułowych
Ewa Gray
Basi i Ali z Jańcza Mackiewiczównom
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Aby do tego już nie wracać
Parę słów lirycznych: wieczorami spać mi bomby nie dają (dzisiaj jest 25 września 1940 roku i mieszkam w centrum Londynu), chce mi się pracować: od tylu lat przywykłem pisywać artykuły wieczorem i nocą. Praca dziennikarska jest mi dziś niedostępna, spróbuję więc napisać książkę, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że technika pisania książek jest całkiem inna: dziennikarz, siadając do biurka, ma już cały artykuł w głowie, jak umeblowany a jaskrawą elektrycznością oświetlony pokój. Natomiast całej książki nie sposób tak widzieć od razu; raczej widzi się jej kontury, zarysy na ciemnym tle. Trzeba dopiero do tego domu wejść i po kolei światło w pokojach zapalać, po omacku łazić po korytarzach, po ciemku szukać schodów. Stąd nieźli dziennikarze mogą pisywać bardzo złe książki, tak jak dobrzy pisarze książek – bardzo złe artykuły. Jednak mój ideał publicysty–dziennikarza, Bainville, równie świetnie pisywał książki, nadając im cechy dobrego artykułu dziennikarskiego, to jest zwięzłość i przejrzystość. Między innymi napisał on nie na długo przed śmiercią Historię III Republiki1. Chcę go naśladować i napisać Historię niepodległej Polski: 11 listopada 1918 – 17 września 1939. Bainville temat swój potraktował ideologicznie, pisał o ideach, nastrojach, dążeniach społeczeństwa III Republiki, książka jego wyzwolona jest z opowieści faktów, dat, materiału historiograficznego. Niestety, ja z musu muszę być ogólnikowy w tym, co piszę. Przez lata zbierałem pokaźną bibliotekę, był to mój warsztat pracy, przed każdym prawie artykułem wertowałem książki; wyśmiewałem się z dziennikarzy, którzy pisali bez książek. Biblioteka została w Wilnie, liczne biblioteki londyńskie są pozamykane, z konieczności moja niezła pamięć musi być moim jedynym sekretarzem naukowym. W historii politycznej Polski nigdy nie grałem jakiejkolwiek roli, nigdy nie byłem na scenie, ale często siedziałem w pierwszym rzędzie, obserwowałem spektakl dokładnie, a czasami udawało mi się na chwilę zabrnąć za kulisy, zerknąć na to lub owo, dojrzeć szminkowanie i kostiumowanie.
W przedmowie do swojej Historii III Republiki powiada Bainville: „Historia ta jest niekompletna, dopóki niedostępne są akta konwentów masońskich”. Historia niepodległej Polski, a także poprzedzające ją czasy, również zyskałaby dużo na jasności, gdybyśmy wiedzieli wszystko o naszych związkach tajnych.
Stosunek u nas do masonerii jest dwojaki. Są ludzie, którzy prawie wszystko tłumaczą działaniem masonerii i prawie wszystkich uważają za masonów, są inni, którzy wzruszają ramionami na wyraz „masoneria”, odpowiadając po krakowsku: „jeszczem żywego masona na oczy nie widział”, i twierdzą, że rozmowy o masonerii to bujdy godne kucharek. Pewien pan w roku 1924 napisał artykuł kończący się słowami: „W chwili, kiedy w Grecji chwiał się tron króla Jerzego – panna Niewiarowska występowała w Warszawie nago. Non, Messieurs, il n’y a pas de coïncidences [Nie, Panowie, nie ma zbiegów okoliczności]”. Francuszczyzna ostatniego zdania brzmiała w tym artykule ironicznie i wyniośle, w rzeczywistości autor był przekonany, że pomiędzy abdykacją króla Hellenów a brakiem skromności polskiej diwy operetkowej zachodzi niezbity i nader bliski związek przyczynowy, że i to, i tamto jest rezultatem knowań masonów. Są ludzie obłąkani na punkcie masonerii, dla których zagadką jest, dlaczego dwóch ludzi uważanych za masonów kłóci się albo walczy ze sobą. Tłumaczą to walką lóż. Ludzie o przeroście zmysłu architektonicznego, ludzie lubujący się w jasności organizacyjnej, skłonni są wierzyć, że stosunki polityczne świata są regulowane przez jakąś wszechpotężną organizację, niczym przez wszechmocne ziemskie bóstwo, które przewiduje i kształtuje każde wydarzenie polityczne. Ludzie ci nie zdają sobie sprawy, że każdy czyn, każdy wypadek polityczny mieści w sobie atomy rzeczy wielkich i atomy rzeczy małych, małostkowych, przypadkowych.
Ale równie nie mają racji ci, którzy zaprzeczają istnieniu masonerii i związków tajnych.
Masonem nie byłem nigdy i poza należeniem w czasach studenckich do wielokrotnie zdekonspirowanego w niepodległej Polsce i wielokrotnie już opisywanego „Zetu”, nie brałem udziału w żadnej z tajnych organizacji. Pod tym względem muszę powtórzyć za Bainvillem: moja historia Polski niepodległej będzie niekompletna, albowiem nie będę poza tym rozdziałem powracał do działalności stowarzyszeń tajnych. Skoro jednak już ten temat poruszyłem, czuję się w obowiązku naszkicowania, co wiem, a raczej, czego nie wiem o stowarzyszeniach tajnych.
Wiem najwięcej oczywiście o „Zecie”, to jest o Związku Młodzieży Polskiej – założonym gdzieś przez Miłkowskiego (T.T. Jeża)2 – którego konstrukcja oparta była na strukturze masońskiej. Były w nim trzy stopnie: koledzy, towarzysze i bracia, później stopień towarzyszy został zniesiony. Pozostawał więc „Zet” i „Koła Braterskie”, na których czele stała „Centralizacja”, niemająca prezesa tylko sekretarza. Przez „Zet” przeszło bardzo wielu polityków niepodległej Polski, jego dawnymi członkami byli spośród prezydentów Rzeczypospolitej Stanisław Wojciechowski i Władysław Raczkiewicz, ogromną ilość dygnitarzy w Polsce stanowili byli „zetowcy”.
„Zet” dał swego czasu początek Lidze Narodowej; organizacja ta była tajnym kośćcem stronnictwa wszechpolaków, stronnictwa Narodowo-Demokratycznego (endeków), które dziś się nazywa Stronnictwem Narodowym. „Zetowcy”, przechodząc po ukończeniu studiów uniwersyteckich do starszego społeczeństwa, awansowali zwykle do Ligi Narodowej. Co się później z tą Ligą stało, nie wiem, słyszałem, że ją Roman Dmowski w roku 1927 rozwiązał3. Wiem, że Adam Doboszyński, wypuszczony w roku 1938 z więzienia, przygotowywał serię artykułów przeciwko związkom tajnym, celem wykazania, że każdy związek tajny staje się z czasem pożywką, terenem działalności masonerii. Doboszyński jest jednym z ludzi, którzy wszędzie widzą masonerię. Przypomina mi się w tej chwili, że normalna historia Polski, taka, której się uczy uczeń klasy pierwszej, dzieli się na okresy i że pierwszy z tych okresów nazywa się „okresem bajecznym”, gdzie nic nie jest pewne, nic nie jest wyjaśnione. Otóż i moją historię niepodległej Polski poprzedza „dział bajeczny”– te mianowicie kilka słów, szkicujących typ organizacji tajnych w Polsce.
Wracając do „Zetu”, później nastąpił rozłam między „Zetem” a Narodową Demokracją. Pierwsza fala „zetowców”, która do Ligi Narodowej nie poszła, przypada na rok 1908. W fali tej znajdowali się Stanisław Stroński i Edward Dubanowicz, którzy założyli później tygodnik „Rzeczpospolita” (stąd tytuł pisma wydawanego od roku 1919 w Warszawie przez Strońskiego). „Zetowcy”