Kryminalny Wrocław. Marta Guzowska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kryminalny Wrocław - Marta Guzowska страница 3

Kryminalny Wrocław - Marta Guzowska

Скачать книгу

dziewczynę...

      Zanim policjant zdołał go powstrzymać, Janusz podszedł do zwłok. Zatrzymał się dwa kroki przed ciałem, pochylił i dotknął ziemi.

      – Nie pamiętam, kiedy ostatnio padało. A ziemia jest bardzo wilgotna. Ale – odszedł dalej i pomacał ziemię – ale tylko w okolicy ciała. A w nocy było przecież poniżej zera...

      Policjant zanotował to wszystko. A potem zadał Januszowi jeszcze kilka pytań, lecz żadne nie miało związku z pierwszym dniem wiosny, obrzędami pogańskimi ani górą Ślężą.

      Później przyjechali technicy i najpierw zdjęli Januszowi odciski palców, a potem poprosili go grzecznie, żeby spadał i nie przeszkadzał. Na par- kingu stały cztery radiowozy, a pomiędzy nimi łaził w kółko koleś z dyktafonem i drugi – ze sprzętem fotograficznym, bo wejścia na czerwony szlak pilnował policjant. Gdy funkcjonariusz machnął Januszowi, żeby przechodził, natychmiast podbiegł koleś z dyktafonem, ale Janusz wyjaśnił, że policjanci zabronili mu rozmawiać na temat tego, co widział. W końcu dziennikarz wyciągnął z Janusza przynajmniej jego imię i nazwisko oraz to, że ukończył archeologię, a Ślęża jest niezwykle ciekawym reliktem kultów pogańskich. Janusz wsiadł w samochód i pojechał do domu. Przez resztę dnia oglądał telewizję, przerzucając się rozpaczliwie z kanału na kanał, byle tylko nie myśleć o zwiniętej w pozycji embriona nagiej dziewczynie i jej niebieskawej od zimna skórze.

      W poniedziałek zadzwonił Jacek i pogratulował Januszowi zdjęcia na okładce jednego z czołowych tabloidów. Janusz zszedł na dół do kiosku, ale w ostatniej chwili stracił odwagę i tylko zerknął na zdjęcie przez szybę. Podpis głosił, że magister archeologii pomaga policji w wyjaśnieniu tajemniczej zbrodni.

      W pracy nikt nie zająknął się nawet słowem na ten temat, chociaż Janusz wątpił, czy jego koledzy są odporni na uroki brukowej prasy. Majka też się nie odezwała, a mogłaby – w końcu człowiek niecodziennie jest pierwszej stronie gazety, nawet jeśli to tylko brukowiec. We wtorek i środę Janusz miał urwanie głowy, a w czwartek, kiedy nagle przypomniał sobie o martwej dziewczynie, była już tylko obrazem w jego głowie, nie bardziej rzeczywistym niż scena z horroru.

      W połowie czerwca miał dosyć czekania na znak życia od Majki i wziął tydzień wolnego. Wrócił dwudziestego drugiego, przed nocą świętojańską. Najkrótszą nocą w roku. W krajach skandynawskich pali się w tę noc ogniska i Janusz w swojej magisterce próbował udowodnić, że to pozostałości z czasów, kiedy bóstwom składano ciałopalną ofiarę. Dwudziestego trzeciego przejrzał kilka gazet i portali internetowych oraz obejrzał wszystkie serwisy informacyjne w telewizji. Ale nie znalazł nic.

      Potem przyszło lato. Koledzy na urlopie i większość wariatów też. W lipcu wylała Odra i pół miasta znalazło się pod wodą, zupełnie jak w dziewięćdziesiątym siódmym. Za to w sierpniu miała miejsce trzytygodniowa fala upałów. Majka ciągle się nie odzywała. Janusz parę razy chciał do niej zadzwonić, ale nie mógł się zdobyć, żeby wcisnąć klawisz „połącz”.

      A we wrześniu wrócili koledzy z urlopów i wariaci, pewnie też po wakacjach. I wszystko było po staremu.

      Dwudziestego pierwszego września były urodziny Majki. W poprzednim roku przypadały w piątek, wziął wtedy wolne i wyjechali na długi weekend do Zakopanego. W górach był tłok, a ceny kompletnie ich załatwiły, ale noce były ciągle cudownie ciepłe, a Majka...

      Na progu stanął wariat. Chudy Wariat, ten od Ślęży. Janusz zerwał się z krzesła i chwycił słuchawkę telefonu.

      – Niech pan tego nie robi. – Wariat zamknął za sobą drzwi. Podszedł do biurka i położył palec na widełkach telefonu.

      Janusz odskoczył do tyłu, pod ścianę i zaczął macać po kieszeniach w poszukiwaniu komórki.

      – Niech pan tego nie robi – powtórzył Wariat i dał krok do przodu. Janusz wcisnął się w kąt i przypomniał sobie, że komórkę zostawił w kieszeni kurtki. A kurtka wisiała na wieszaku, koło drzwi, za plecami Wariata.

      – Przyszedłem tylko porozmawiać.

      Jeśli te słowa miały podziałać na Janusza uspokajająco, to chybiły. Janusz nie miał się już dokąd cofnąć, z jednej strony drogę blokowało mu biurko, a z drugiej Wariat. A Wariat był od niego sporo wyższy. Nie wyglądał, co praw- da, na silnego, ale z wariatami nigdy nic nie wiadomo.

      Chudy Wariat musiał dostrzec panikę we wzroku Janusza, bo cofnął się o krok, a potem przesunął krzesło stojące po drugiej stronie biurka i przysiadł na brzeżku.

      – Przyszedłem tylko porozmawiać – powtórzył. – Czy może się pan uspokoić i też usiąść?

      Janusz trwał jeszcze przez chwilę w swoim kącie, ale w końcu skinął ostrożnie głową i opadł na krzesło. Nie spuszczał wzroku z kurtki na wieszaku przy drzwiach.

      – Chciałbym pana prosić o poradę... – zaczął Wariat, ale w tym momencie w głowie Janusza coś zaskoczyło.

      – Jest pan mordercą! – Chciał to wykrzyczeć, ale z jego ust wydobył się tylko zachrypnięty szept. – Zamordował pan tę dziewczynę!

      Wariat pokręcił głową.

      – Źle pan zrozumiał...

      – Ja źle zrozumiałem? – Janusz nie pozwolił mu skończyć. – Źle? Dziewczyna zamarzła na śmierć, a pan mi tu mówi, że ja coś źle zrozumiałem? Ja wiem więcej o starożytnych pogańskich rytach niż pan i pańscy popieprzeni koledzy...

      – Właśnie – wszedł mu w słowo Wariat. – Dlatego tu jestem.

      Janusz otworzył usta, ale nic nie powiedział.

      – Czytaliśmy o panu w gazecie – Wariat uprzedził pytanie, które Janusz mógłby zadać, gdyby przyszło mu to do głowy. – Potrzebujemy pana pomocy.

      – Pomocy?

      Wariat pokiwał energicznie głową.

      – Widzi pan, teraz niedługo przypada jesienne zrównanie dnia z nocą. I my nie wiemy... – Wariat wziął głęboki wdech.

      – Nie wiecie, jaki rytuał zastosować? – upewnił się Janusz. – Przychodzi pan do mnie z pytaniem, jak najlepiej zabić człowieka pierwszego dnia jesieni, czy ja dobrze zrozumiałem?

      Wariat się zdziwił.

      – No co pan? Zabić człowieka? Skąd to panu przyszło do głowy?

      Janusz znowu otworzył usta i znowu je zamknął, nie wypowiedziawszy ani słowa.

      – Przyszedłem pana prosić, żeby wygłosił pan dla nas wykład.

      – Dla nas? – Janusz zdołał zadać pytanie, ale głos miał slaby.

      – Dla, nazwijmy to, grupy miłośników starożytności. Takich, wie pan, zapaleńców, hobbystów. Proszę nam opowiedzieć o pogańskich rytuałach związanych z równonocami i przesileniami. Oczywiście zaproponujemy panu honorarium i jestem przekonany, że jego wysokość pana usatysfakcjonuje. – Wariat wymienił sumę i Janusz

Скачать книгу