Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz страница 34

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

poszło nie tak, ale prawdziwa tragedia miała dopiero się wydarzyć. Dzieliło ich od niej już niewiele czasu.

      Oczami wyobraźni Oryński zobaczył rozchełstanego sędziego, który wpada na salę w pełnym pędzie, zionąc przy tym alkoholem. Bez krawata, w rozpiętej koszuli, z rozwianymi włosami i podkrążonymi oczami nie będzie robił zbyt dobrego wrażenia, a Kordian nie miał złudzeń, że może wyglądać inaczej.

      Prokurator podniósł się, by złożyć kolejny wniosek. W świetle nowych faktów poprosił o ponowne wezwanie na mównicę Natalii Sendal. Prezes zastanawiał się przez moment, a potem wyraził zgodę. Żona Sebastiana zajęła miejsce ze spuszczoną głową, jakby stawała przed plutonem egzekucyjnym, a nie czternastoma jurystami.

      – Pani Natalio – zaczął oskarżyciel. – Zdaję sobie sprawę, że to niezwykle trudna sytuacja.

      Nie odezwała się.

      – I że sprawy, o których mówimy, wiążą się z bolesnymi wspomnieniami… być może z traumą.

      Spojrzał na nią wyczekująco, ale nie podjęła tematu. Była blada, toczyła zdezorientowanym wzrokiem po sędziach. Przesłuchujący mógł z nią zrobić, co mu się żywnie podobało.

      I niechybnie zamierzał z tego skorzystać. Skrzyżował ręce za plecami, a potem popatrzył na Joannę. Posłał jej uśmiech.

      – Mecenas Chyłka w pewnym sensie ma rację – odezwał się. – Większość spraw, które poruszyliśmy, nie rzutuje bezpośrednio na przedmiot obrad.

      Joanna poruszyła się nerwowo. Taka deklaracja nie mogła zwiastować niczego dobrego.

      – Wydaje mi się jednak, że mówienie o nich było kluczowe, byśmy mogli poznać prawdę.

      Zawiesił głos, a potem czekał.

      – Prawdę? – spytała Natalia.

      Pokiwał głową z niemal teatralną wyrozumiałością.

      – Owszem – powiedział cicho, a potem odchrząknął. – Mając na względzie to, czego się dowiedzieliśmy o przemocy, którą mąż wobec pani stosował, o znęcaniu się, o krzykach, kłótniach, groźbach… – Znów zawiesił głos.

      Natalia spuściła wzrok. Wyglądała, jakby miała już dosyć. Jakby jeszcze jedno wspomnienie o którejkolwiek z tych spraw miało przepełnić czarę goryczy. Kiedy podniosła spojrzenie, Kordian zobaczył, że oczy ma szkliste. Głowa lekko się zakołysała, jakby Natalia próbowała powstrzymać łzy.

      – Mając na względzie każdy jeden cios, każde jedno uderzenie, które…

      – Wysoki Trybunale, litości – rzuciła Chyłka.

      Zgromili ją wzrokiem, prokurator rozplótł dłonie i opuścił je wzdłuż ciała.

      – Chciałbym zapytać, czy pani mąż był w domu wtedy, gdy doszło do czynu, który mu się zarzuca.

      Wbił wzrok w oczy Natalii i czekał. W jego spojrzeniu było coś krzepiącego, jakby obietnica oczyszczenia. Oryński widział to wyraźnie i obawiał się, że Natalia również to dostrzega.

      – Nic pani nie grozi za ujawnienie prawdy – dodał. – Ani ze strony męża, ani ze strony prawa. Gwarantuję, że może się pani czuć bezpieczna. Jesteśmy tu także po to, by panią chronić.

      Nie wytrzymała. W końcu pierwsze łzy popłynęły.

      – Nie… – szepnęła.

      Kilku sędziów nerwowo się rozejrzało. Inni poprawili togi. Pozostali trwali jakby w nabożnym oczekiwaniu.

      – Czy mogę prosić o powtórzenie?

      Skinęła głową.

      – Mojego męża nie było wtedy w domu…

      Chyłka zamknęła na moment oczy i skrzywiła się.

      – Jest pani co do tego przekonana?

      – Tak, bo… bo to był przeddzień gali wręczenia „Orłów”… Obawiałam się, że nie wróci w porę do Warszawy.

      – Wie pani, gdzie był?

      – Nie, nigdy mi nie powiedział…

      – Dlaczego wcześniej twierdziła pani inaczej? Czy sędzia Sendal pani groził?

      Kordian zdał sobie sprawę, że teraz nic już nie zatrzyma prokuratora. Wszystkie tamy puściły, rozpoczynała się powódź. Wezbrana fala oskarżeń, niedomówień i wątpliwości miała zalać wszystkich członków składu orzekającego i nie zostawić suchej nitki na ich dobrym zdaniu o koledze po fachu.

      Sprawa była przegrana.

      – Ja…

      Chyłka poderwała się na równe nogi.

      – Wysoki Trybunale Konstytucyjny – powiedziała dobitnie.

      – Co robisz? – szepnął Kordian.

      Zignorowała go. Wyprostowała się, uniosła lekko głowę i spojrzała na prezesa z góry.

      – Obrona chciałaby zgłosić wniosek o uznanie żądania wnioskodawcy.

      Na sali zapadła cisza.

      – W świetle przedstawionych dowodów w imieniu mojego klienta pragnę podkreślić, że tylko pełne postępowanie przed sądem karnym może doprowadzić do wyjaśnienia sprawy. To, co obserwujemy tutaj w wykonaniu przedstawiciela Prokuratury Generalnej, urąga zasadom państwa prawa i pozbawia mojego klienta możliwości skutecznej obrony. To szereg pomówień, które…

      – Pani mecenas – upomniał ją Garłoch. – To nie mowa końcowa.

      – Przepraszam, Wysoki Trybunale. Chcę jedynie uzasadnić wniosek.

      – Uzasadniła pani.

      Joanna cicho odetchnęła. Kordian szybko rozważył, czy to dobry ruch, i ostatecznie uznał, że innego wyjścia nie mieli. Lepiej było doprowadzić do dobrowolnego zrzeczenia się immunitetu, niż pozwolić, by Sendal się tu pojawił.

      – Problem polega na tym, pani mecenas, że zapomina pani o jednej, bardzo istotnej kwestii.

      Przełknęła ślinę.

      – Żaden sędzia nie może sam zrzec się immunitetu – dodał prezes. – Kontynuujmy zatem.

      11

      Prasowy, ul. Marszałkowska

      Chyłka przez chwilę zawieszała wzrok na podobiźnie Tytusa. Cholerny szympans zdawał się szyderczo uśmiechać, podsumowując wszystko, co wydarzyło się tego dnia. A wydarzyło się sporo.

      Joanna liczyła

Скачать книгу