Kruger. Tygrys. Tom II. Marcin Ciszewski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kruger. Tygrys. Tom II - Marcin Ciszewski страница 16

Kruger. Tygrys. Tom II - Marcin Ciszewski

Скачать книгу

kolejarza, który zapewnia, że pospieszny zatrzyma się na stacji, choć postój będzie bardzo krótki, a bilety należy kupić w kasie, tam, w rogu sali.

      – Chodź – powiedział Kolcow, gdy kolejarz oddalił się. – Pójdziemy po bilety.

      – Poczekam tu – odparła. – Jestem bardzo zmęczona.

      Dostrzegła, że Iwan się waha.

      – Tu dużo ludzi – dodała. – Nic mi się nie stanie.

      Wiedziała, że nie to było przyczyną rozterek porywacza, ale w jakiś dziwny sposób domyślała się, że ulegnie jej sugestii. Miała rację.

      – Siedź tu – powiedział w końcu. – Za chwilę wrócę.

      Zaszeleścił płaszcz, skrzypnęły buty. Iwan oddalił się.

      Ewelina odwróciła głowę. Musiała działać szybko. Od pewnego czasu czuła, że może zaufać jednej z osób siedzących na ławce po przeciwnej stronie niż kasa: mężczyzna, cichy i samotny, dobry i życzliwy. Była pewna, że zdoła jej pomóc.

      Wstała, potknęła się o nogi siedzącej obok matrony (nie widziała jeszcze tak dobrze, jak by chciała), przeprosiła i ruszyła szybko przed siebie. Odkryła, że o każdej z osób, które mijała, mogłaby sporo powiedzieć. Nie było to wcale przyjemne uczucie, przeciwnie, nadmiar bodźców utrudniał jej orientację w przestrzeni i dekoncentrował. Mimo to zmierzała uparcie do celu. Jeszcze osiem kroków, sześć, trzy, jeden…

      Stanęła tuż przed mężczyzną i wyczuła, że on na nią patrzy. Gdy nieco się pochyliła, poczuła jego oddech na policzkach. Miał około sześćdziesiątki.

      Nie pomyliłam się, pomyślała ucieszona. On zlituje się nade mną.

      – Panienka chce o coś zapytać? – rzekł.

      Polak, myślała gorączkowo. Bóg postawił na mojej drodze Polaka.

      – Tak – odpowiedziała. – Chciałabym…

      Urwała, zresztą i tak nikt nie słuchałby tego, co chciała powiedzieć.

      Tuż przy nich pojawił się nagle patrol wojska, dwóch sołdatów. Ewelina czuła wyraźnie woń przepoconych, brudnych płaszczy, groźny zapach broni, przesycone starym jedzeniem oddechy.

      – Dokumenty! – warknął jeden z żołnierzy. Ewelina natychmiast się zorientowała, że żądanie nie zostało skierowane do niej, a do niedoszłego wybawcy. Co więcej, mężczyzna ów wyraźnie się przestraszył.

      Wiedziała, że poniosła klęskę.

      On też przed czymś ucieka, pomyślała. Nie ma paszportu albo za żadną cenę nie chce go pokazać. Nie chce się przyznać, kim jest.

      Nim zdołała postanowić, co dalej, poczuła na ramieniu ciężką dłoń.

      – Nic nie mów – syknął jej wprost w ucho Kolcow. – Zawiodłem się na tobie. Idziemy.

***

      Zatłoczony, gwarny, zabiegany dworzec wypełniony wojskiem zdawał się nie zwracać uwagi na dwóch niepozornych cywilów pod jedną z zewnętrznych ścian. Ale była to pozorna obojętność; halę co jakiś czas przemierzał patrol wojskowej żandarmerii, legitymujący chodzących luzem młodych ludzi w mundurach i bacznie zwracający uwagę na wszystko, co nietypowe. Dwóch mężczyzn niebędących ani wojskowymi, ani kolejarzami w tym zmilitaryzowanym towarzystwie z pewnością nie należało do zjawisk typowych. Z tego właśnie powodu, po pierwszym szybkim rekonesansie, Mentor uznał, że rozsądniejsze będzie trzymanie się z dala od zatłoczonej hali dworcowej.

      – Mam tu znajomego kolejarza – powiedział. – Sprawdzimy, czy dziś ma służbę. Zobaczymy, czy będzie mógł nam pomóc.

      – Pan wszędzie ma znajomych – odparł Krüger z nieoczekiwaną irytacją.

      – Dlatego od czasu do czasu udaje nam się to i owo – odparował Szumski. Jego pokłady wyrozumiałości zdawały się niewyczerpane; może właśnie dlatego nie miał zamiaru dać się wciągnąć w dyskusję. – Poczekaj tu. Staraj się nie rzucać w oczy – dodał.

      Krüger otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Stary przyjaciel miał rację. Właśnie dzięki swoim kontaktom mógł zorganizować ucieczkę z miasta.

      Patrząc na oddalającą się sylwetkę Mentora, Krüger pomyślał, że ostatni miesiąc należy do najbardziej niezwykłych w jego życiu. Dotychczas, mimo wojny, wszystko toczyło się zaplanowanym, niemal rutynowym torem. Uwieńczone sukcesem skoki dostarczały adrenaliny, ale przede wszystkim były treścią jego życia, pracą, osią, wokół której kręciło się wszystko inne. To uważał za normalne, na tym się znał, cenił, ba, nawet kochał. Mniej dbał o bogactwo, bardziej zależało mu na aktywności, pokonywaniu strachu, wygranej w prostej grze: kto – kogo. Teraz wszystko się zmieniło. W miejsce skoków i łatwych zdobyczy przyszła walka o życie i przymus odbicia siostry z rąk porywacza. W miejsce stabilizacji spadła na niego wiedza o własnej przeszłości, o przyczynach utraconego dzieciństwa, w końcu o jego pochodzeniu. Nie miał czasu, by zbyt wiele o tym myśleć, ale wiedział, że nadejdzie moment, gdy będzie musiał się z tym uporać, odpowiedzieć sobie na pytanie, kim jest, po co żyje i czy miejsce, w którym przyszło mu żyć, jest tym miejscem, w którym żyć powinien.

      To później. Teraz priorytetem było uwolnienie Eweliny. Wcześniej oczywiście wiedział, że siostra jest dla niego kimś ważnym, ale nie zdawał sobie sprawy, że jej obecność jest mu potrzebna w sposób właściwie fizyczny. Chciał ją mieć przy sobie, chciał słuchać, jak gra na fortepianie fugi Mozarta, potrzebował jej bliskości i jej opinii, choć w zasadzie najczęściej się z nimi nie zgadzał. Była jego światem, punktem odniesienia, czynnikiem równowagi.

      Od porwania minęły ponad dwa tygodnie, przeklęty Kolcow mógł być już w Kijowie, w Moskwie albo Bóg wie gdzie. Ewelina, choć dzielna i w sporym zakresie samodzielna, była jednak niepełnosprawna, zdana na opiekę i pomoc ludzi. Czy mogła o własnych siłach wydostać się z łap porywacza? Nie wiedząc, gdzie jest, nie umiejąc się poruszać w obcych miejscach? Retoryczne pytanie. Siłą rzeczy musiała starać się po prostu pozostać przy życiu i liczyć na pomoc brata. Co to znaczy pozostać przy życiu? Ulegać żądaniom porywacza. Jakie to mogą być żądania? Jakie mogą być żądania silnego, zdrowego mężczyzny o przestępczych skłonnościach wobec młodej kobiety o zniewalającej urodzie i ujmującej osobowości?

      Na myśl o tym Krüger poczuł, że oblewa go zimny pot. Nie zdawał sobie sprawy, że drży, a wargi unoszą się, odsłaniając zęby. Ukryty pod płaszczem Mauser zaczął mu nieznośnie ciążyć: ogarnęła go rozpacz. Rozpacz bezsilności. Siedział w jakimś brudnym, śmierdzącym odchodami załomku dworcowego muru i tracił czas. Wiedział, że tak być musi, i nie zgadzał się z tym. Chciał działać, ruszyć w pościg, odbić Ewelinę i wymierzyć porywaczowi karę. Za nią i za siebie. Za jej mękę i swoje utracone dzieciństwo, za śmierć rodziców i skradziony majątek. Już, teraz, natychmiast.

      Wstał.

      Nie wiedział, co zrobi, nie miał żadnego konkretnego planu. Czuł, że mąci mu się w głowie, drżenie całego ciała

Скачать книгу