Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz страница 11

Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

że według prokuratury Kabelis miała przyczynić się do śmierci swoich kumpli na Annapurnie.

      Tego akurat nie musiał dodawać. Światło wreszcie zmieniło się na zielone, a Chyłka szybko wcisnęła pedał gazu i skręciła w prawo.

      – Skąd ta pewność prokuratury? – zapytał Oryński.

      – Nie mam zielonego pojęcia.

      – Strzelaj.

      – Smeczem czy drive’em?

      – Clearem.

      – Spokojnie, chłopcy – odezwała się Joanna. – Wasza squashowa terminologia nam do szczęścia niepotrzebna.

      – Właściwie jest badmintonowa, ale…

      – Dawaj wszystko, co masz, Kormaczysko – ucięła.

      Nawet chwilowe milczenie chudzielca wystarczało, by Chyłka zrozumiała, że nie zebrał nawet strzępków czegoś realnie pomocnego. Najwyraźniej był to jeden z nielicznych przypadków, kiedy rzeczywiście nie wiedział, w jaki sposób strona przeciwna zebrała materiał dowodowy.

      – Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to to, że znaleźli ciała – odezwał się w końcu. – I że to na nich są jakieś dowody świadczące o tym, że to Klara, a nie Annapurna, zabiła tych dwóch wspinaczy.

      Była to najbardziej prawdopodobna wersja, ale Chyłka nie potrafiła jej rozbudować. Nawet jeśli Kabelis przyczyniła się do śmierci towarzyszy, nie zrobiłaby tego w sposób pozostawiający jakiekolwiek ślady. Nie musiałaby. Wedle tego, co Joanna wyczytała z przekazów medialnych, cała trójka i tak balansowała na granicy śmierci.

      – Mówiłeś, że na coś wpadłeś – odezwała się. – A raczej że coś wpadło na ciebie.

      – Taaa… – odparł Kormak. – Po tym, jak ludzie z PZA upewnili się, że naprawdę reprezentujemy czarną owcę polskiego himalaizmu, byli gotowi przedstawić mi więcej szczegółowych informacji… a raczej paszkwili i pomówień.

      – Czyli?

      – Zapoznam cię z nimi, jak tylko przepuszczę cały ten muł przez moje sito i wyłowię perełki.

      – Okej.

      – Oprócz tego dowiedziałem się też co nieco o sponsorach – ciągnął chudzielec. – Wygląda na to, że Kabelis naprawdę była gotowa na wszystko, by ich pozyskać.

      – Powtarzasz się, szczypiorze. A to nie jest dobry znak.

      – Ale wcześniej nie dodałem, że cała ta sytuacja wynikła z jej problemów z PZA. Normalnie alpiniści są wniebowzięci, kiedy nie muszą się martwić finansowaniem wyprawy, ale ona nie mogła liczyć na taki komfort. Była w ciągłym konflikcie z władzami związku i nawet kiedy dostawała pieniądze, nie miała żadnej swobody. W pewnym momencie po prostu zaczęła załatwiać finansowanie niezależnie. I niektórzy twierdzą, że nie tylko poprzez medialną, ale też łóżkową ekwilibrystykę.

      – Typowe pomówienia w środowisku męskich maczo.

      – Nie wydaje mi się. Braterstwo liny zobowiązuje, nawet jeśli bratem w istocie jest siostra.

      – Więc dlaczego to znaczące?

      – Bo jednym z jej najbardziej zagorzałych kibiców i stałych sponsorów był właściciel pewnej firmy z branży TSL.

      – TSL? – odezwał się Oryński.

      Chyłka uderzyła dłonią w kierownicę.

      – Transport-spedycja-logistyka – powiedziała.

      Nie musiała dodawać nic więcej. W końcu odkryli spoiwo, które wiązało ich bezpośrednio z Klarą.

      6

      Gabinet Żelaznego, Skylight

      Dźwięk uderzających o siebie spinek był dla Oryńskiego jak drażniące, uporczywe dzwonienie w uszach. Wbijał wzrok w widoczny za oknem Pałac Kultury i Nauki, czekając, aż szef się odezwie.

      Głos zabrała jednak Chyłka, kiedy tylko Kordian zamknął za nimi drzwi.

      – Theen haal… – zaczęła. – Khale thi, Artur?

      Żelazny odłożył swój nieodłączny atrybut na biurko, zza którego powoli się podniósł. Pochylił się nieco i posłał jej spojrzenie, które zapowiadało rychłe nadejście reprymendy.

      – Spokojnie, nie obraziłam cię. Przynajmniej nie werbalnie – dodała Joanna. – Zapytałam tylko, jak się masz.

      Usta Żelaznego zacisnęły się tak mocno, że uwydatniły się mięśnie żuchwy.

      – To w języku badeszi – wyjaśniła prawniczka. – Obecnie zna go tylko trzech tetryków z niewielkiej górskiej wioski w Pakistanie. Umrze razem z nimi, więc za punkt honoru postawiłam sobie…

      – Czyś ty zwariowała?

      – Nie. To lingwistyczna misja humanitarna.

      – Mam na myśli zasraną Klarę Kabelis.

      – Ach. Ona nie mówi w żadnym języku poza polskim, co okazało się dość pomocne.

      Artur nabrał głęboko tchu, a potem wskazał dwa krzesła przed biurkiem. Oryński nie mógł opędzić się od wrażenia, że od pewnego czasu stoją tam tylko po to, by imienny partner miał dogodne warunki do rugania dwójki niepokornych prawników.

      Zajęli miejsca, a Żelazny przez chwilę przyglądał im się z góry. W końcu sam również usiadł.

      – Jakim prawem zawarliście… – zaczął.

      – Jestem partnerem w tej firmie, Artur – ucięła Chyłka. – Mam pełne prawo podejmować decyzje o tym, kogo reprezentuję.

      – Ale Kabelis? Czy ty nie rozumiesz, jakie to będzie bagno?

      – Co najwyżej mokradło.

      Żelazny pokręcił głową i na moment zamknął oczy, teatralnie okazując swoją bezsilność.

      – Nazywaj to, jak chcesz – odezwał się po chwili. – Ale doskonale wiesz, że ta dziewczyna zostanie ukamienowana. I nie wygrzebie się spod głazów, którymi ludzie ją obrzucą.

      Joanna przełożyła rękę przez oparcie krzesła, jakby jej nonszalancki ton był niewystarczającym narzędziem irytowania szefa.

      – Nie pamiętasz, co się działo z Bieleckim po Broad Peaku? – ciągnął.

      – Pamiętam doskonale każdy festiwal hejtu w najnowszej historii Polski.

      – Więc…

      – I fakt faktem, Bieleckiego krytykowali

Скачать книгу