Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz страница 14

Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

z odpowiednią atencją.

      – O co chodzi? – spytał.

      Joanna rzuciła okiem na zegarek.

      – Za czterdzieści minut Kabelis musi wyjść z aresztu.

      – Z pewnością.

      – Posłuchaj…

      – Niewiarygodne – przerwał jej, unosząc wzrok. – Znów będziemy wałkować to samo?

      Powinna była się tego spodziewać. W podobnej sprawie już kiedyś poszedł im na rękę, a Chyłka miała coraz większy problem ze zliczeniem wszystkich przypadków, kiedy okazał się bardziej pomocny, niż wymagały tego od niego przepisy.

      – Co wy sobie wyobrażacie? – dodał Olgierd.

      – Cóż… – zaczął Oryński.

      – Że te przysługi, które wam wyświadczyłem, nic mnie nie kosztowały? Że przełożeni nie patrzyli na mnie krzywo za ułatwianie wam roboty? I za bratanie się z wrogiem?

      – Naszym jedynym i wspólnym wrogiem jest czas, Padre – odparła Joanna.

      – Wręcz przeciwnie. Dla wymiaru sprawiedliwości jest przyjacielem.

      – Dopóki się nie skończy.

      – Z mojego punktu widzenia jest go aż nadto.

      Te tańce z Paderbornem były bez sensu. Chyłka jeszcze raz skontrolowała godzinę. Minuty zdawały się uciekać szybciej niż zwykle, a ona nie mogła opędzić się od wrażenia, że z każdą chwilą tempo będzie wzrastało. Uporczywie odpychała od siebie myśli o grożącym Darii niebezpieczeństwie i starała się skupić na tym, by jak najszybciej je zażegnać. Porywacz z pewnością nie rzucał słów na wiatr, a fakt, że nie doprecyzował swojej groźby, sprawiał, że Joanna wyobrażała sobie najgorsze scenariusze.

      Okaleczenie fizyczne. Rysy na psychice, które nie zagoją się do końca życia. Znała te rzeczy z autopsji i gotowa była położyć na szali własne życie, byleby siostrzenica nie musiała przez to przechodzić.

      Honor, godność czy poczucie własnej wartości były teraz jeszcze mniej znaczące.

      – Błagam cię, Pader, zaufaj mi – odezwała się.

      Olgierd popatrzył na nią z niedowierzaniem.

      – Ta dziewczyna musi jak najszybciej opuścić areszt.

      Dopiero teraz na twarzy Paderborna pojawiła się właściwa powaga.

      – Dlaczego? – zapytał.

      – Dowiesz się w swoim czasie, obiecuję.

      – W takim razie…

      – Nie prosiłabym cię o to, gdyby to nie było ważne.

      – Już to kiedyś słyszałem. I pamiętasz, jak to się dla mnie skończyło?

      – Teraz to inna sprawa.

      – W jakim sensie? – spytał, zbliżając się do niej.

      Joanna wypuściła dym w bok, a Oryński wziął od niej paczkę i sam zapalił. Kątem oka dostrzegła, jak nerwowo się zaciąga. Czas uciekał, a oni nie zbliżyli się ani o krok do wyciągnięcia Klary z aresztu.

      Na Boga, jakim cudem mieli tego dokonać w mniej niż czterdzieści minut? Nawet gdyby teraz przyłożyła Paderbornowi pistolet do głowy, potrzebowałby przynajmniej pół godziny, by dopełnić wszystkich formalności.

      – No? – dopomniał się o uwagę Olgierd. – W jakim sensie ta sprawa jest inna? Co takiego jest na szali, że jesteś gotowa…

      – Błagać?

      Skinął głową, mrużąc oczy.

      – Wyjaśnię ci wszystko, jak tylko będę mogła. Teraz po prostu pozwól Kabelis odpowiadać z wolnej stopy.

      Paderborn przyglądał jej się o moment za długo. Wiedziała już, co to oznacza – dopatrywał się jakiejś manipulacji, próby ogrania prokuratury już podczas pierwszego rozdania.

      Pobłażliwy uśmiech, który zarysował się na jego twarzy, tylko to potwierdzał. Chyłka wiedziała, że musi zareagować jak najszybciej, zanim w głowie Paderborna powstanie cały szereg niekorzystnych dla niej wniosków.

      – Ona musi wyjść – dodała, chwytając jego rękę.

      Spojrzał na nią jak na wariatkę.

      – Tu nie chodzi ani o mnie, ani o ciebie.

      – Masz rację – odparł, cofając dłoń. – Tu chodzi o dwie ofiary tej kobiety. I o to, że ktoś musi wystąpić w ich imieniu, bo one już nie mogą tego zrobić.

      Chyłka ze wściekłością wyrzuciła papierosa. Robiła wszystko, by utrzymać nerwy na wodzy, ale czuła, że za moment straci nad sobą kontrolę.

      – Daj spokój – powiedziała. – Dobrze wiesz, że zarzuty są dęte. Cała trójka była w górach, doszło do sytuacji ekstremalnej, a Kabelis miała takie samo prawo do ratowania swojego życia, jak dwóch jej kumpli.

      Olgierd się nie odzywał.

      – Nic im nie zrobiła. A gdyby tam z nimi została, zginęłyby nie dwie, ale trzy osoby.

      – I nie jest pierwszym ani ostatnim człowiekiem, który w takiej sytuacji próbował się ratować – dodał Kordian. – Zarzuty, które chcecie jej stawiać, są absurdalne.

      – Zastanów się, Pader. Przegracie tę sprawę z hukiem, bo ostatecznie…

      – Ostatecznie żadne z was nie ma pojęcia o materiale dowodowym – wszedł jej w słowo Olgierd, a jego uśmiech stał się jeszcze wyraźniejszy.

      – Znamy materiał dowodowy – odparła Chyłka.

      Prokurator prychnął i rozłożył ręce.

      – Bzdura – ocenił. – Gdybyście choćby rzucili okiem na to, co zebraliśmy, nigdy nie wzięlibyście tej sprawy.

      – W takim razie chyba nie mówimy o tych samych dowodach.

      – Nie, chyba nie.

      Joanna czuła, że traci grunt pod nogami.

      – Materiał, który widziałam, o niczym nie świadczy – spróbowała, choć tak naprawdę jedynie improwizowała, nie mając pojęcia, o czym mowa.

      Wciąż nie udało im się ustalić, do czego dotarli śledczy. I trudno było sobie wyobrazić, jakie dowody mogłyby okazać się na tyle mocne, by tak szybko zdecydowano o aresztowaniu Kabelis.

      Gdyby do zdarzenia doszło w jednej z nepalskich wiosek, na górskiej drodze czy w jakimkolwiek

Скачать книгу