Nasze małe kłamstwa. Sue Watson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nasze małe kłamstwa - Sue Watson страница 3

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Nasze małe kłamstwa - Sue  Watson

Скачать книгу

wrzeszczą, krzyczą i robią sobie krzywdę, a ja chwytam szczotkę i szoruję zlew, przeganiając głupie koszmarne fantazje na temat Simona z inną kobietą. Zamiast tego usiłuję skoncentrować się na pozytywnych rzeczach. Przestaję na chwilę szorować i spoglądam na dzieci, wreszcie jedzące śniadanie. Ich widok zawsze poprawia mi nastrój. No dobrze – może i chłopcy wpychają sobie nieelegancko jedzenie do ust i siorbią sok pomarańczowy, ale mimo to czuję swojski przypływ energii. To samo uczucie ogarnia mnie na widok Sophie, skubiącej delikatnie tost, wpatrzonej wielkimi błękitnymi oczami w przestrzeń. Pewnie marzy o swoim księciu z bajki lub o kimkolwiek z klasy trzynastej, w kim zakochała się w tym tygodniu. No i oczywiście jest jeszcze mój cudowny mąż – który może, ale nie musi zastanawiać się nad rozpoczęciem romansu, siedząc w naszej przepięknej oranżerii. Wygląda tak przystojnie, gdy popija kawę i wpatruje się w telefon, z gęstą grzywą ciemnych włosów przesłaniającą mu jedno oko. Ten obrazek nadaje się na uwiecznienie na Instagramie. Mam ochotę sfotografować ich wszystkich, tutaj, w naszym pięknym domu. #MójDom #MojaMiłość. Wiadomość dla wszelkich Caroline na świecie, które sądzą, że mają jakąś szansę: wskazówka tkwi w słowie „mój”, „moja” – NICZYJA INNA.

      Zamieszkaliśmy tutaj dopiero na wiosnę, ale uwielbiam ten dom, z pięknym ogromnym ogrodem i nowoczesnym niemieckim wyposażeniem kuchennym, które sprawiliśmy sobie zaraz po przeprowadzce. Simon twierdzi, że każda kobieta powinna mieć wspaniałą kuchnię, i był to jego prezent dla mnie – wspaniały, tylko że w tej chwili mam wrażenie, jakby mój idealny obrazek został przybrudzony. Obserwuję, jak poranne promienie słońca wpadają do środka przez ogromne okna, czekając, aby ogarnął mnie spokój, ale ulga nie nadchodzi. To wszystko wina Caroline. Zazwyczaj uwielbiam przyglądać się słońcu odbijającemu się w „Pożyczonym świetle”, zmieniającemu ten przepiękny odcień farby od Farrowa i Balla na mojej ścianie w iście marzycielską chmurną szarość. Dzisiejszego poranka jednak nie osiągam spokoju, bez względu na to, jak bardzo się staram, a człowiek nie może stać zbyt długo w rodzinnej kuchni, wpatrując się w ścianę, zanim jedno z dzieci nie spyta: „Czy mama się znów zawiesiła?”.

      Dowiedziałam się przed chwilą o istnieniu Caroline i jestem zdenerwowana. Niech cię diabli, Caroline, z twoją młodością, talentem i pracą u boku mojego męża. Sposób, w jaki włosy stają mi dęba na karku na myśl o Simonie z inną kobietą, jest iście atawistyczny. Nie to, że o tym myślę. A przynajmniej niezbyt często.

      Wcześniej w tym roku, kiedy sądziłam, że Simon ma romans z Julią – nauczycielką gry na pianinie naszych chłopców, chciałam udowodnić sobie samej, że jestem w stanie zachować trzeźwość umysłu i że sprawa nie była warta dramatu, którym nieuchronnie by się skończyła. Poza tym nie miałam absolutnie żadnego dowodu, co na pewno by nie pomogło, gdybym zdecydowała się na konfrontację z mężem. W końcu, w miarę upływu czasu przestałam wierzyć w istnienie romansu. Udowodniłam sobie, że potrafię kontrolować swoje irracjonalne lęki, jestem w stanie stłumić wszystkie te emocje, które wypełniają całą mnie tak, że prawie nie mogę oddychać i choruję. Moja ówczesna terapeutka zapytała mnie wtedy, czy Simon jest mężczyzną przedkładającym potrzeby i szczęście swojej żony nad swoje własne. Odpowiedziałam, że oczywiście. Spójrzcie tylko na moje życie: mam piękny dom, nie muszę chodzić do pracy, a mój mąż daje mi wszystko, czego dusza zapragnie. Zadałam sobie pytanie, czy mężczyzna, który kupuje swojej żonie kwiaty tak często jak Simon, naprawdę mógłby ją zdradzać? Mój mąż okazuje swą miłość na wiele sposobów, ale regularnie otrzymywane od niego bukiety są dowodem na to, że nawet przy tak napiętym harmonogramie pracy, dniach wypełnionych ratowaniem życia i licznymi operacjami Simon znajduje czas, aby zatrzymać się na chwilę i pomyśleć o mnie. Wiązanki pojawiają się co dwa tygodnie, we wtorki. Zawsze są białe, sezonowe, piękne i kosztowne. I zawsze są przypomnieniem tego, że Simon mnie kocha. Tylko mnie.

      Mieliśmy wprawdzie kilka nierównych lat, ale od kiedy w lutym przeprowadziliśmy się do naszego nowego domu, wszystko zaczęło się lepiej układać. Ja się zdecydowanie uspokoiłam, po dziesięciu latach małżeństwa. Na początku, kiedy byłam młodsza, bardziej spontaniczna i uczuciowa, zachowywałam się okropnie. Byłam jeszcze bardziej zazdrosna niż teraz, a moje idiotyczne podejrzenia popychały mnie do bezpośrednich konfrontacji, bez względu na konsekwencje. Wywoływało to między nami tyle problemów, że Simon wreszcie zagroził odejściem. Powiedział, że jest mu trudno kochać taką osobę. Obiecałam więc, że się zmienię, i razem wzięliśmy udział w kilku sesjach w poradni małżeńskiej, ale mimo to nie potrafiłam sobie radzić w dorosły, rozsądny sposób.

      – Nie możesz wciąż tego robić, Marianne – powiedział po tym, jak zaatakowałam go słownie w obecności terapeutki, oskarżając go o różne różności.

      – A ty nie możesz mnie zdradzać na prawo i lewo – warknęłam, nieco ogłupiała od zażywanych leków. Dostrzegłam, jak wymieniają spojrzenia, i nawet półprzytomna od prochów wiedziałam, co to znaczy. Oboje bez słów stwierdzali fakt, że wszystko to dzieje się wyłącznie w mojej głowie. Simon był troskliwym mężczyzną, który chciał dla swojej żony jak najlepiej, który delikatnie głaskał ją po włosach, nawet gdy szalała z wściekłości, i który nigdy nawet nie pomyślałby o zdradzie, pomimo nieustannych oskarżeń o to i przysparzania mu wstydu. Spojrzenie to potwierdzało, że jestem niespełna rozumu, niezrównoważona i że oszukuję samą siebie.

      Dopiero kilka tygodni w szpitalu i długotrwała terapia (nie wspominając o cierpliwości Simona względem mnie) pomogły mi zaakceptować mój własny błąd i to, że mój własny niepokój sprawił, iż zaczęłam wyobrażać sobie coś, co się nie wydarzyło. Dopiero wtedy, gdy wszyscy upewnili się, że nie stanowię zagrożenia dla innych i dla siebie samej, zostałam wypuszczona.

      – Jedzcie powoli – mamroczę do chłopców. – Nie wrzucajcie w siebie śniadania… – Próbuję skoncentrować się na porządkowaniu półek w lodówce, z nadzieją, że odgłosy łapczywego połykania za moimi plecami nie są preludium do kolejnego konkursu bekania. Kątem oka dostrzegam, że Sophie prawie nic nie zjadła i wpatruje się w telefon. Odsuwam myśli o Caroline, pozwalając zresetować się umysłowi wypełnionemu coraz bardziej znajomymi i niepożądanymi wyobrażeniami. Czy Sophie je wystarczająco dużo? Może jest anorektyczką? Zdecydowanie zrobiła się dużo bardziej zamknięta w sobie, od kiedy się tu przeprowadziliśmy.

      O Boże, muszę z tym skończyć.

      Simon twierdzi, że Sophie jest normalną, zdrową dziewczyną i jeśli chce ograniczyć jedzenie, nie ma w tym nic złego.

      – Sprawdziłem jej BMI i wszystko jest w normie – odparł, kiedy poruszyłam ten temat. – Prawdopodobnie po prostu nie chce przytyć, ze względu na tenisa.

      Jestem pewna, że ma rację i wiem, że chciał mi oszczędzić zmartwień. Poza tym, jak to zauważył, ma wystarczająco dużo prawdziwych problemów, z którymi musi się codziennie borykać, i moje jęki na temat tego, że któreś z dzieci nie chce jeść warzyw są zwyczajnie irytujące. Ale Sophie wydaje mi się dużo szczuplejsza i nie mogę nic poradzić na to, że się martwię. Widziałam zdjęcia jej mamy, pierwszej żony Simona, która również była bardzo szczupła, więc być może to cecha wrodzona? Ja dla odmiany mam tendencje do tycia i muszę się pilnować. Simon zawsze bardzo mnie wspiera, kiedy jestem na diecie, opowiadając mi o kaloriach i o tym, ile powinno wynosić moje BMI. Zdecydowanie pilnuje mnie w tej kwestii, chociaż nie lubi, kiedy wspominam o jego brzuchu, który zaczyna wystawać mu

Скачать книгу