Mój ojciec był nazistą. Rozmowy z potomkami czołowych przywódców Trzeciej Rzeszy. Tatiana Freidensson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mój ojciec był nazistą. Rozmowy z potomkami czołowych przywódców Trzeciej Rzeszy - Tatiana Freidensson страница 4
NIKLAS FRANK
Życie w cieniu szubienicy
Dlaczego tak poniżam cię słowem?
Tak protestuję.
„Gdy chodzi o Niklasa Franka, trzeba przede wszystkim zrozumieć, że mamy tu do czynienia z patologią psychiczną. Jest tak samo chory na głowę, jak jego ojciec” – powiedział mi Richard von Schirach, syn jednego ze skazanych w Norymberdze przywódców Trzeciej Rzeszy. Ojciec von Schiracha na początku lat trzydziestych XX wieku stał na czele Hitlerjugend, a później został gauleiterem4 Wiednia. Pamiętam – Richard łyknął kawę, otrzepał pulchnymi palcami rękaw, którym musnął po zakurzonym stoliku ulicznej restauracji, i dodał: „Chcę, by pani dobrze mnie zrozumiała. Chociaż nasi ojcowie siedzieli na tej samej ławie oskarżonych, nie życzę sobie, by moje imię wypowiadano wraz z imieniem Niklasa”.
Richard będzie miał mi to może za złe, jednak umieściłam jego imię obok imienia Niklasa – w końcu przecież zarówno jego ojciec, Baldur von Schirach, jak i ojciec Niklasa, Hans Frank, gubernator generalny okupowanej Polski, byli ludźmi bliskimi Adolfowi Hitlerowi i przesiewanie słów przez rzeszoto mrocznego kontekstu historycznego jest, moim zdaniem, zajęciem niemądrym i niewdzięcznym. Skąd jednak tak ostra reakcja na imię Niklasa? Co to znaczy, że Frank jest „chory na głowę”? I dlaczego Richard uważa go za „wstrętnego, nawet obrzydliwego”?
Muszę przyznać, że bardzo mnie to zaintrygowało i poczułam nieprzepartą chęć dowiedzenia się o Niklasie czegoś więcej.
Okazuje się, że postać Niklasa Franka, syna jednego z najpotworniejszych nazistowskich zbrodniarzy, często pojawia się nie tylko w kontekście historii „brunatnych ojców”. Zajmuje także nader osobliwe miejsce w pracach niemieckich socjologów, psychologów, a nawet psychiatrów. Ale dlaczego?
Spotkałam się z Frankiem dwa razy. Najpierw w kraju związkowym Niemiec Schleswig-Holstein, w małym miasteczku, gdzie niedaleko Łaby, na dużej zadrzewionej działce, stoi jego piętrowy drewniany dom z mansardą.
Pamiętam dobrze swoje pierwsze wrażenie – Franka-syna uznałam za człowieka o dużej wiedzy, zrównoważonego i kulturalnego. „I cóż w nim jest takiego dziwnego?” – pomyślałam. Ale uważałam tak do czasu – dopóki naprawdę mnie nie przestraszył…
Zgodził się wreszcie na przegląd starych rodzinnych fotografii przed kamerą. Wszystkie zdjęcia jego bliskich – ojca, matki, ukochanego starszego brata Normana, średniego Michaela i dwóch sióstr, Siegrid i Brigitte, zrobione w czasach Trzeciej Rzeszy, zostały pieczołowicie zdigitalizowane. Oglądaliśmy je na monitorze starego notebooka – powiększając, zmniejszając, obracając.
Frank klika myszką, jeden obraz zmienia na drugi. Widzimy go z ojcem i matką. A tu po paru dziesięcioleciach, z żoną Hannelore (wyjechała do przyjaciółki w Monachium właśnie wtedy, kiedy mieliśmy się pojawić – twierdziła, że nie chce nikogo absorbować swoją osobą i przeszkadzać mężowi). Potem Niklas nagle zagadkowo uśmiecha się i mówi, zatrzymując palec na lewym przycisku myszy: „Teraz pokażę pani moje ulubione, najważniejsze zdjęcie”. Ciekawe, czyje?
Córki?
Wnuków?
Jakąś uroczystość rodzinną?
Nie zgadłam. Daleka byłam od tego. Kliknięcie myszką i oto mam przed oczyma zdjęcie trupa jego ojca. Ciało właśnie zdjęto z szubienicy. Jeszcze nawet nie ostygło…
Niklas spokojnie patrzy przed siebie. Oddycha równo. Gotowa jestem założyć się, że tętno mu nie przyśpiesza. I nawet przez głowę mu nie przechodzi, by spojrzeć na mnie – zobaczyć, jak reaguję na jego słowa, które wypowiada monotonnie, jak gdyby na ekranie przed nim był klomb kwiatów wyhodowanych przez jego ukochaną żonę Hannelore. „To zdjęcie mojego ojca zaraz po egzekucji. Powieszono go 16 października 1946 roku, z wyroku Trybunału Wojskowego w Norymberdze. Za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw ludzkości. Godzina śmierci – gdzieś po pierwszej w nocy. Mój zapłacił życiem za to, co uczynił. Zasłużył na taką śmierć. To najważniejsza fotografia mojego życia. Niech się pani jej przyjrzy…” Niklas powiększa zdjęcie: ręce na brzuchu, usta półotwarte, jak gdyby jego ojciec posapywał we śnie, gęste rzęsy mocno dociśnięte ręką, która z dreszczem trwogi, a może z zadowoleniem, albo i beznamiętnie, na zawsze zamknęła powieki jednemu z najpotworniejszych zbrodniarzy Trzeciej Rzeszy.
Frank dalej powiększa twarz denata. Bardziej. Jeszcze bardziej. I zajmuje ona już cały monitor. A kursor krąży wokół lewego oka zwłok, kierując na coś moją uwagę. Niklas kontynuuje: „Jedno oko spuchło. Pewnie spadając z szubienicy, ojciec uderzył tą stroną twarzy o brzeg otworu zapadni. Chwilę wcześniej wspiął się na nią po trzynastu stopniach, potem kat, pan Woods, narzucił mu na głowę czarny worek i sznur na szyję. Ojciec powiedział: „Mój Jezusie, litości”. I już w ciemności, z workiem na głowie, stojąc przed rozwierającym się przed nim nieskończonym mrokiem, dodał, zwracając się do wszystkich obserwatorów egzekucji: „Dziękuję za dobre traktowanie mnie w więzieniu i błagam Boga, by mnie wielkodusznie przyjął”.
Niklas milknie, a ja przenoszę spojrzenie z twarzy nieboszczyka Hansa Franka na jego syna. Widzę na twarzy Niklasa wyraz zupełnej obojętności. Wreszcie zmniejsza fotografię. Obraca się do mnie i, jak dziecku, do którego nie całkiem dociera sens wszystkiego, co tu i teraz się dzieje, wyjaśnia: „To zdjęcie ojca noszę ze sobą w portfelu. Albo w kieszeni marynarki. Zawsze. Na dowód tego, że on (niedbale wskazał monitor) jest jednak martwy. I chociaż ze względów zasadniczych jestem przeciwny karze śmierci, mój ojciec na nią zasłużył. Zasłużył na te kilka minut strachu przed końcem, strachu, który z jego winy odczuły miliony ludzi, konkretnie, prawie sześć milionów. – Tu Niklas się zaciął, teraz mówił już ciszej. – Sześć milionów niewinnych ludzi, których on zgładził”.
Mały wtręt. O ojcu, który zasłużył sobie na tak „dobrą” pamięć. O gubernatorze generalnym Polski, który zajął to stanowisko na polecenie Hitlera w 1939 roku i pozostał na nim aż do końca wojny. O człowieku, który sam siebie nazywał „polskim królem”, choć ludzie mówili o nim „polski rzeźnik”.
Hans Frank to postać niezwykle interesująca – jak interesujący może być tylko nosiciel czystego zła, który u kresu życia z krwawego kata zmienił się w skruszonego grzesznika, wycierającego podłogę małej więziennej celi kolanami spodni, zbyt luźnych za sprawą skromnych więziennych posiłków.
A więc, Hans Michael Frank.
Z oficjalnych zdjęć świdruje jego snajperskie spojrzenie – jakbyśmy nie my jemu się przyglądali, tylko on nam – wyłącznie po to, by nacisnąć spust. Nieco wysunięta dolna warga nadaje twarzy wyraz obrzydzenia i nawet po dziesięcioleciach
4
Gauleiter (niem. naczelnik okręgu) – stopień polityczny nadawany przywódcy NSDAP w danym okręgu partyjnym. Gauleiter miał spory zakres władzy, podlegając wyłącznie centralnym władzom partii.