Duchowni o duchownych. Artur Nowak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Duchowni o duchownych - Artur Nowak страница 6

Duchowni o duchownych - Artur Nowak NIE/ZWYKŁE Rozmowy

Скачать книгу

normalnych. Większość z nich to zresztą efebofile. Możliwe, że to zgrupowanie mężczyzn w jednym miejscu tak działa. W seminarium niby są kobiety, ale pozostają w cieniu. Zakonnice i kucharki. Zakonnice mają w sobie zabitą kobiecość, a kucharki to starsze osoby. Kleryk nie może się do nich źle odnosić. Tego się pilnuje. A te kobiety muszą znać swoje miejsce – w klasztorze, w kuchni. Ten szacunek to fasada.

      Księża w swoim towarzystwie nie przeklinają. Przez całe seminarium nie słyszałem wulgaryzmów. Jeśli miałbym coś zarzucić filmowi Kler, to chyba to, że rzucanie mięsem przez księży nie jest prawdziwe. Oni się boją przy sobie przeklinać, bo jeden mógłby to zaraz wykorzystać przeciwko drugiemu. Księża nie mogą mieć do siebie zaufania, bo nad wszystkim stoi złowrogi cień absolutnej władzy biskupiej. Pokusa, żeby wykorzystać jakąś słabość drugiego, donieść o tym i owym, żeby się wkupić w łaski, jest ogromna. Często przyjaciel zdradza przyjaciela, donosi na niego ze strachu, że jak tego nie zrobi, to zrobi to ktoś inny i wmiesza w sprawę też jego.

      Ciągłe napięcie.

      Tak. No i brak otwartości. Musisz nauczyć się tak funkcjonować, zabić w sobie to, co myślisz, dostosować się, maskować. Miałem problemy z powodu moich kazań. Były ponoć zbyt odważne. A w Kościele masz być mierny. Odtwarzać to, co usłyszałeś. Jeśli już pozwalasz sobie na jakieś nowatorstwo, to musisz się liczyć z konsekwencjami. Stąd w środowisku księży panuje wszechobecny strach i podejrzliwość. Był u nas kleryk, bardzo zdolny. W trakcie studiów zaraził się HIV przez kontakt z krwią chorego. Poszedł do spowiedzi, wziął komunię i się powiesił. On był pewien, że nikt mu nie uwierzy.

      Jak po odejściu wyglądały twoje relacje z kolegami z seminarium?

      Minęło już tyle lat, a nikt się nie odezwał. Panuje przekonanie, że kontakt z takim jak ja może być zaraźliwy.

      Masz jakieś dobre wspomnienia?

      Jasne. Pozytywnie wspominam drugi rok. Jak miał dyżur w miarę normalny przełożony, to kupowaliśmy alkohol i robiliśmy nasiadówki. Jeden wicerektor nigdy nas nie sprawdzał, nie robił obchodów. Koledzy zbierali się. Popijaliśmy, to były normalne rozmowy, szczere. Kilku kolegów rok potem niestety wyrzucono. Jednego oskarżono o kradzież dwustu złotych z kasy kurii. To bzdura. Szukano pretekstu, bo przecież nie mieliśmy z seminarium dostępu do kurii. Było wejście, ale oddzielone kratownicą. Każdy pretekst jest dobry. Drugi musiał odejść, bo go nakryli, że podobno szedł po mieście z dziewczyną za rękę.

      Co robiłeś, kiedy czekałeś na decyzję biskupa?

      Byłem w rodzinnej parafii. Chodziłem tam na mszę. Potrzebowałem środków, nie miałem za co żyć. Potem, jak już szukałem pracy „w cywilu”, nauczyłem się, że mówienie, że jestem teologiem, nie pomaga. Poprzestawałem więc na tym, że skończyłem szkołę średnią. Byłem ogrodnikiem, stolarzem, potem pracowałem w fabryce. Po czterech latach biskup powiedział mi, że jedyne, co ode mnie przyjmie do wiadomości, to zrzeczenie się święceń. Dostałem ultimatum: albo odejdę, albo zrobią mi postępowanie administracyjne w Watykanie dotyczące wydalenia. I wtedy odszedłem do Kościoła ewangelickiego. Zrozumiałem, że w Kościele katolickim nie mam już nic do szukania.

      Założysz rodzinę?

      To niemożliwe. Po tym, co przeszedłem, nie mam do ludzi zaufania i nie mógłbym z kimkolwiek dzielić swojego życia. Jeśli coś czuję, to obrzydzenie do ludzkiego ciała. Tuż po odejściu z Kościoła przeżyłem poważne załamanie. Nie potrafiłem się odnaleźć, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Zrozumiałem, że nie mam żadnych perspektyw, mam trzydzieści lat, brak doświadczenia w jakimkolwiek opłacalnym zawodzie, brak jakiegokolwiek celu w życiu. Postanowiłem, że pójdę do lasu, położę się i będę czekać na śmierć. Ale spotkałem wilka. Spojrzał mi w oczy i tym uratował mi życie. To trwało ułamek sekundy, ale zmieniło wszystko. Zrozumiałem, że nie ma duchowego Boga. Bóg jest w przyrodzie, Bóg to Wszechświat. To mnie zahipnotyzowało. Poczułem, że spotkałem istotę, która wie o mnie więcej niż ja sam o sobie. Teraz prowadzę szczęśliwe, zupełnie inne życie. Chcę studiować biologię. Założyłem też stronę internetową, wziąłem psa ze schroniska. Jestem dzisiaj szczęśliwy i wiem, czego chcę w życiu. Chciałbym, żeby to, co przeżyłem, nie poszło na marne, ale było ostrzeżeniem. Jeśli miałbym coś powiedzieć maturzystom, którzy rozważają pójście do seminarium, to tylko jedno: nie idźcie tam.

ROBERT SAMBORSKI

      W latach 2003–2009 studiował w Wyższym Seminarium Duchownym w Legnicy. Otrzymał tytuł magistra teologii i święcenia diakonatu w roku 2008. Obecnie mieszka w Jeleniej Górze i pracuje jako kontroler jakości. Od 2014 roku jest członkiem Kościoła ewangelicko-augsburskiego. W parafii ewangelickiej w Jeleniej Górze prowadzi chór parafialny. Przygotowuje się do studiowania biologii. Z przekonania panteista, kocha Przyrodę i zwierzęta. Mieszka z cudownym malamutem Baronem adoptowanym z fundacji Północniaki w Jeleniej Górze. Prowadzi stronę internetową templeofwolf.eu, na której publikuje artykuły o biologii, panteizmie, wilkach i religii naturalnej.

      MARCIN KUŚMIEREK

Były ksiądz

      Ciężko się odnaleźć po wyjściu z Kościoła?

      Jest rzeczywiście trudno. Na początku każdy gratulował mi odwagi, podziwiał. Pomocy od „swoich” jednak nie było. Problem z pracą mam cały czas. Te, które wykonywałem, były na krótką metę. Ciężko złapać stabilizację.

      Rodzina?

      Nie dostałem od nich żadnego wsparcia. Nie mam z nimi kontaktu.

      Zacznijmy od pytania, jak działa Kościół?

      Kościół to maszyna i działa jak maszyna. To, że jego funkcjonowanie nie ma związku z ideą, widzą wszyscy. Choć nie brakuje oczywiście bałwanów, którzy tego nie dostrzegają, ale oni tej idei po prostu nie rozumieją. Większość jednak rozumie doskonale. To się potwierdza w rozmowach przy kawie i wódce. Nie mówię tu o zgorzknieniu, bo ktoś, kto jest zgorzkniały, bije się z myślami, buntuje się. Tymczasem to jest świadomy wybór pomiędzy pragnieniem bycia sobą a chęcią zostania bossem mafii.

      Kiedy to zobaczyłeś?

      Widziałem to zawsze, ale poczułem na własnej skórze, jak poszedłem na swoją pierwszą parafię. Trafiłem na proboszcza, o którym mówiło się, że nie szanuje ludzi. Ten bardzo mierny człowiek stworzył wokół siebie Bizancjum. Myślałem, że dam radę, że przecież mam powołanie, i to jest na tyle silne, żeby podołać. Byłem naiwny. To, co tam zastałem, przerosło i mnie, i moje powołanie. Nie było żadnego znieczulenia, rzeczywistość brutalnie chwyciła mnie za twarz. Proboszcz otaczał się całującymi go po rękach dziećmi. Żył dość wygodnie. Z dnia na dzień potrafił zmienić samochód. Żeby nie rzucać się w oczy, zostawiał markę, kolor, model. Kupował nowszy rocznik. Mnie dawał trzysta złotych na miesiąc. Tyle miało mi starczyć na jedzenie, paliwo i tak dalej. Mój kolega, który był przede mną, odszedł przez tego człowieka z kapłaństwa. Nie chodziło o stosunek proboszcza do pieniędzy, ale o sposób bycia tego człowieka. Podam ci przykład. Kiedy umarł mi ojciec, miałem z nim wojnę. Powiedziałem,

Скачать книгу