Ultima. L.S. Hilton

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ultima - L.S. Hilton страница 4

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Ultima - L.S. Hilton

Скачать книгу

zdałam sobie sprawę, że nadal jestem pogrążona w gorączkowych majakach. Fitzpatrick nie żył. Wiedziałam o tym, ponieważ zabiłam go kilka lat wcześniej w Rzymie. Da Silva też tam wówczas był. Po chwili zobaczyłam, jak inspektor steruje łodzią pod sennym, czarnym niebem, którego fale zaraz zmieniły się w wodę wypełniającą wannę – zimną, pachnącą migdałami wodę, która łagodnie, bardzo delikatnie ciągnęła mnie w dół…

      Obudziło mnie własne chrapliwe sapanie. Leżałam zesztywniała na betonowej podłodze w mdłej poświacie żarówki. Z początku nie miałam pojęcia, czy minęło kilka minut czy dni. Pod drzwiami dostrzegłam ledwie widoczną smugę światła. Przyczołgałam się do niej w śpiworze jak gąsienica, chwyciłam butelkę z wodą i z trudem usiadłam.

      Wydawało mi się, że gram w grę, której zasady sama wymyśliłam, a okazało się, że przypadkiem wplątałam się w zupełnie inną. W grę, która zaczęła się dawno temu i której zasad nie znałam.

      Wygrzebałam się ze śpiwora, otrząsnęłam się i próbowałam zebrać skołowane myśli.

      Słysząc cichutki szmer, zadrżałam. Szczur? Cholera, a może skorpion? Ale to był tylko żuk – wielkości mojego kciuka, z grubym, błyszczącym pancerzem. Obserwowałam przez, jak mi się wydawało, kilka godzin, jak bezsensownie trzepoce skrzydłami o betonowe ściany, aż w końcu padł na podłogę, żałośnie pomachał nogami i chyba zdechł. Ostrożnie pstryknęłam jego kruchy pancerz. Nie poruszył się. Za to ja, co ciekawe, wyraźnie się ożywiłam. Używając papieru, w który była zawinięta kanapka, podniosłam robala, położyłam go na środku podłogi i podarłam na kawałki skórkę pomarańczy. Następnie chwyciłam za pasmo swoich zmatowiałych od soli morskiej włosów i pociągnęłam, aż udało mi się je wyrwać, a potem owinęłam je wokół jednego z kawałków skórki. Oto Judith. Położyłam ją obok żuka. A to będzie da Silva. Romero da Silva. Który cały czas był obok. Da Silva był gliną. Skorumpowanym gliną. Przywiózł mnie tutaj, do Kalabrii. Po co? Ułożyłam kolejne kawałki skórki wokół żuka jak cyfry na tarczy zegara. Po zewnętrznej stronie każdego z kawałków paznokciem napisałam inicjał. To Rupert, mój dawny szef, kierownik działu w londyńskim domu aukcyjnym British Pictures, gdzie kiedyś pracowałam jako stażystka, a potem asystentka. A tutaj – wyryłam kolejną literę – to marszand Cameron Fitzpatrick. Rupert i Fitzpatrick próbowali naciągnąć dom akcyjny, sprzedając falsyfikat. Po tym, jak Rupert mnie zwolnił, ukradłam ten obraz, a następnie zabiłam Fitzpatricka. Usunęłam z okręgu cząstkę skórki oznaczoną „F”. Przy sprzedaży falsyfikatów Fitzpatrick współpracował z włoskim bankiem oraz mężczyzną, którego znałam pod nazwiskiem Moncada. Podpisałam fragment skórki „M” i szybko położyłam obok kolejny kawałek. To Cleret. Renaud Cleret. Kolega da Silvy z policji. Zabiłam go. Pstryknięciem wystrzeliłam skórkę poza krąg.

      Co potem? Poczułam się pobudzona, miałam cel. Potem przeprowadziłam się do Wenecji i przybrałam nową tożsamość. Judith Rashleigh zniknęła. Stałam się Elisabeth Teerlinc, kuratorką wystaw i właścicielką galerii Gentileschi. Ostrożnie wyciągnęłam nitkę ze stęchłej koszulki i owinęłam ją wokół skórki Judith. A potem wokół kolejnej, oznaczonej literą „K” – jak Kazbich. Moncada handlował z Kazbichem, który z kolei działał na zlecenie Baleńskiego. Następny kawałek skórki. Kazbich i Baleński wspólnie prali brudne pieniądze pozyskane ze sprzedaży broni i lokowali je w dziełach sztuki. Pstryknięciem wyrzuciłam poza krąg Moncadę i Baleńskiego. Obaj już nie żyją. Kto więc został?

      Piórko ze śpiwora oznaczyło kolejną postać: Jermołow. Paweł Jermołow, bogaty rosyjski kolekcjoner sztuki. Kazbich próbował sprzedać mu Caravaggia. A przynajmniej twierdził, że to Caravaggio. Razem z Jermołowem rozpracowałam powiązanie pomiędzy Kazbichem, Moncadą i Baleńskim. Jermołowa zostawiłam w kręgu. Jedyną rzeczą, której do tej pory nie rozumiałam i nie dostrzegałam, była obecność da Silvy, który cały czas czaił się w ciemności. Cały czas mnie obserwował. Mamrotałam nad kupką śmieci jak kapłanka voodoo. „A” – jak Alvin Spencer. Alvin mi po prostu… zawadzał. Błąkający się po świecie sztuki szczyl z kontaktami w domu aukcyjnym, w którym dawniej pracowałam. Trochę za bardzo się mną interesował, dlatego musiał zniknąć. Niestety, jakimś cudem nie całkiem pozbyłam się dowodów. Wzięłam do ręki kawałek skórki i położyłam go obok żuka. Da Silva dowiedział się o Alvinie i udawał, że chce mnie aresztować. Tyle że tego nie zrobił. Leżałam i kontemplowałam ułożone w mozaikę fetysze.

      Da Silva chciał, żebym dla niego pracowała. Tak powiedział na plaży. A jeśli nie zechcę? Pewnie łatwiej będzie pozbyć się mnie tutaj niż w Wenecji. Wiedziałam, że z pewnością ma kontakty, znajomych, których może wezwać – takich jak mężczyźni, którzy przywieźli mnie tutaj. Gdziekolwiek jest owo „tutaj”. Mafia. Uznałam, że łatwiej będzie mi się przetoczyć niż wstać, gdyż moje nogi nie były w najlepszej formie, więc podczołgałam się do obierek i ułożyłam je ponownie wokół żuka. Moncada pracował dla mafii. Kazbich i Baleński też mieli z nią powiązania. Da Silva był brakującym ogniwem. Podekscytowana podreptałam ludzikami ze skórek bliżej żuka. Byłam jak dziecko bawiące się figurkami z klocków Lego.

      Mieszkając w Wenecji, dowiedziałam się całkiem sporo na temat mafii – na przykład tego, że wielu wpływowych ludzi we Włoszech nadal zaprzecza jej istnieniu. Jedną z takich osób był na przykład arcybiskup Palermo, który jakieś dwadzieścia lat temu był przesłuchiwany w procesie przeciwko mafii i zapytany o to, czym ona jest, odpowiedział, że o ile mu wiadomo, to marka detergentu. A później okazało się, że kościół na Sycylii miał bliskie powiązania z bossami Cosa Nostry. To publiczne zaprzeczenie stanowi najlepszy dowód na to, że mafia do cna przeniknęła włoskie społeczeństwo. Bo jeśli udało jej się zwerbować biskupa, to dlaczego nie policjanta? To by tłumaczyło łatwość, z jaką da Silva zdołał mnie tu przywieźć. Ale skoro miał takie powiązania, to kim był ów zabójca z plaży, którego ciało spływało teraz ku wybrzeżu Apulii? Gdy stanęłam oko w oko z tym pytaniem, mój przemoczony umysł odmówił posłuszeństwa i ponownie zasnęłam, tym razem głęboko. A kiedy się przebudziłam, światło pod drzwiami zdążyło już zniknąć.

      Leżałam na boku z głową na śpiworze. Musiałam znowu zasnąć. Była noc i zrobiło się jeszcze zimniej niż wcześniej. Czułam, że w niewidocznym świecie za murami mojego więzienia panuje jeszcze gęstszy i jeszcze łagodniejszy bezruch. Mój wzrok powędrował w kierunku ułożonej przeze mnie i tylko dla mnie zrozumiałej mozaiki. Poza kręgiem leżała kulka z chleba. Podniosłam ją i zaczęłam obracać w palcach, aż zmiękła, a wtedy uformowałam z niej kształt, który miał przypominać maleńkie, pulchne ciałko. Katherine. Moja siostrzyczka Katherine.

      W komisariacie w Wenecji przyznałam się do zabicia Alvina Spencera. Cóż innego mogłam zrobić, skoro jego zwłoki siedziały na fotelu w moim mieszkaniu? Nie byłam w stanie się ich pozbyć. A kiedy da Silva zapytał mnie, dlaczego to zrobiłam, do głowy przyszła mi jedynie Katherine. Moja biedna mała siostrzyczka, która utonęła w pachnącej migdałami kąpieli.

      Nigdy nie myślałam o Katherine. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Ponieważ kiedy to robiłam, wspomnienia zaczynały się mieszać i zacierać, mętne jak woda po dodaniu do niej olejku. Wiesz, co zrobiłaś. Ale to nie była twoja wina. Nie była, prawda? To była wina twojej matki.

      Pospiesznie zgarnęłam wszystkie elementy układanki, chwiejnym krokiem przeszłam przez pomieszczenie i wrzuciłam je do służącego

Скачать книгу