Trzy razy o świcie. Alessandro Baricco

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trzy razy o świcie - Alessandro Baricco страница 4

Trzy razy o świcie - Alessandro Baricco

Скачать книгу

pan?

      Co takiego?

      Telefon dzwoni.

      Kto, do diabła…

      Niech pan odbierze.

      Ale mnie już tu nie ma, to znaczy…

      Mam sama odebrać?

      Nie!

      Niech pan spojrzy, jakie czyste. Teraz wysuszymy suszarką…

      Halo…? Tak, to ja… Nie, miałem mały problem, wróciłem na chwilę do pokoju… Ach to, tak… Źle się poczułem… Nie, już mi lepiej, przepraszam za dywan… Jeśli trzeba, zapłacę… Nalegam… Już schodzę… Nie, naprawdę niczego nie potrzebuję… Właśnie schodzę… Tak, dziękuję, bardzo pan uprzejmy… Dziękuję.

      Kto to?

      Muszę już iść.

      Kto to był?

      Portier. Gdzie są buty?

      Nienawidzę tego człowieka.

      Proszę oddać mi buty.

      Ani mi się śni. Niech pan na chwilę usiądzie, już je suszę.

      MUSZĘ WYJŚĆ, TERAZ!

      Co to za maniery! Niech je pan sobie bierze, skoro tak panu pilno.

      Powiedziałem portierowi, że to ja, tam, na dole… Ja tylko panią proszę, żeby pani wyszła niepostrzeżenie. Cholera, całe mokre…

      Dlaczego pan sobie nie odpuści?

      Tak, wyjdę boso, świetny pomysł.

      Pytam, dlaczego pan sobie wszystkiego nie odpuści, kontraktu, wag, wszystkiego.

      Co pani, do cholery, mówi?

      Ile ma pan lat?

      Ja?

      Tak, pan.

      Czterdzieści dwa.

      Jest pan jeszcze młody, może pan wszystko rzucić.

      Co pani wygaduje?

      Nie wmówi mi pan, że nigdy o tym nie myślał. Żeby wszystko rzucić i zacząć od nowa. Byłoby nieźle, co?

      Oszalała pani.

      Ale kobieta powiedziała, że większość ludzi marzy, żeby zacząć od nowa, i dodała, że to wzruszające, a nie szalone. Stwierdziła, że w rzeczywistości prawie nikt nie zaczyna od nowa, ale Bóg jeden wie, ile ludzie spędzają czasu na wyobrażaniu sobie tego, zwłaszcza gdy siedzą po uszy w kłopotach, uwikłani w życie, które chcieliby zostawić. Ona miała kiedyś dziecko i wyraźnie pamięta niepokój, który ogarniał ją od czasu do czasu, kiedy była z nim sama, z takim maluchem, a wtedy pomagało jej tylko myślenie, że może to wszystko rzucić i zacząć od nowa. Planowała, gdzie je zostawić, i wiedziała nawet, jaką sobie zrobi fryzurę i gdzie pójdzie szukać pracy. Natychmiastową ulgę przynosiło wyobrażanie sobie wieczorów i nocy. Co wieczór jadłaby na kanapie albo wychodziła z domu i szła do łóżka z przygodnym mężczyzną, kochałaby się bez skrępowania, a potem wstawała i zabierała swoje rzeczy bez żadnych wyrzutów sumienia. Powiedziała, że na samą myśl o tym coś w niej miękło i ogarniał ją spokój, jakby naprawdę rozwiązała swoje problemy. Robiła się miła dla dziecka, matczyna, promieniała radością. Dziecko spostrzegało zmianę, czuło ją jak małe zwierzątko i od razu łagodniało w jej ramionach, spoglądało z ciekawością. W magiczny sposób wszystko było jak należy. Dodała, że w tamtym czasie miała siedemnaście lat. Podczas gdy snuła swoją opowieść, zdjęła z siebie suknię. Najpierw rozpięła zamek na plecach, a potem odrobinę zsunęła ramiączka i wtedy suknia opadła na podłogę. Ponieważ była z jedwabiu, utworzyła połyskliwy lekki krąg, z którego kobieta wyszła, wykonując dwa drobne kroki, najpierw jedną nogą, potem drugą. Dalej opowiadała, nie zwracając uwagi na to, że ma na sobie tylko majtki i biustonosz, i nie zdradzając żadnego zamiaru, oprócz tego, który sobie założyła. Podniosłą jedwabną tkaninę, położyła ją na krześle i podeszła do łóżka, wyjaśniając jednocześnie, że wiele lat później naprawdę porzuciła swoje dziecko. Nie przestała mówić nawet wtedy, gdy ściągała czerwoną kapę, a wtedy mężczyzna skrzywił się tak, jakby coś go ukłuło. Ona jednak nie zwróciła na to uwagi, wyciągnęła z włosów spinkę i wsunęła się pod kołdrę tak, jakby pragnęła tego od pierwszej chwili, gdy weszła do pokoju, zapewne by odnaleźć jakąś formę schronienia albo dziecięcej słodyczy. Rozpięła biustonosz, cisnęła go w kąt, poprawiła poduszkę i podciągnęła kołdrę aż pod brodę. Właśnie opowiadała o tym, co przydarzyło jej się kiedyś w urzędzie pracy i w co nadal nie może uwierzyć. Miało to związek z zaczynaniem od nowa. Miała nadzieję, że mężczyzna ją zrozumie, trudno to było jednak stwierdzić, ponieważ stał nieruchomo i słuchał bez mrugnięcia okiem, z teczką w zaciśniętej pięści. Na stopach miał mokre buty. Co jakiś czas poruszał nimi z rozdrażnieniem. W pewnym momencie zapytał, jak to jest mieć dziecko w wieku siedemnastu lat. To znaczy, czy tego chciała, czy po prostu tak wyszło. Kobieta wzruszyła ramionami. To nie jest przyjemna historia, odparła, i dawno temu postanowiłam, by jej sobie więcej nie przypominać. Chyba nie jest łatwo o czymś takim zapomnieć, zauważył mężczyzna. Kobieta znowu wzruszyła ramionami. Zamknęłam ten rozdział, powiedziała. Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w nią, potem zapytał, czy zaczęła od nowa tak, jak o tym marzyła, gdy trzymała dziecko na rękach. Tak, odpowiedziała kobieta, i wie pan, co zrozumiałam? Mężczyzna nie odpowiedział. Zrozumiałam, że nie można się zmienić, nie ma na to sposobu, przez całe życie jest się takim jak w dzieciństwie, i nie zaczyna się od nowa, stając się kimś innym. W takim razie w jaki sposób?, zapytał mężczyzna. Kobieta milczała przez chwilę. Nie spostrzegła, że kołdra zsunęła się na piersi, a może jej to nie obchodziło. Może właśnie tego chciała. Zaczyna się od nowa, żeby zmienić stolik, powiedziała. Zawsze mamy wrażenie, że trafiło nam się niewłaściwe rozdanie, i że z naszymi kartami zdziałalibyśmy więcej, gdybyśmy tylko usiedli przy innym stole. Dlatego zostawiła dziecko u swojej matki i zaczęła od zmiany miasta, pracy, stylu ubierania się. Prawdopodobnie chciała porzucić też pewne sprawy, których nie dało się już uporządkować. Ale nie pamiętała już jakie. Na pewno miała dość przegrywania. Jak już powiedziałam, dodała, nie można zmienić kart, dlatego pozostaje zmienić stół.

      Znalazła pani swój?, zapytał mężczyzna.

      Tak, odpowiedziała z przekonaniem, sam jego widok jest odrażający, wszyscy oszukują, pieniądze są brudne, a ludzie nic nie warci.

      Cudownie…

      Nie mogę wybrzydzać z kartami, jakie mam w ręku.

      Czyli?

      Jestem niedokładna, niezbyt inteligentna i zła. I nigdy niczego w życiu nie doprowadziłam do końca. Wystarczy?

      Co znaczy, że jest pani zła?

      Nie obchodzi mnie, gdy inni cierpią. Czasami nawet odczuwam zadowolenie. Proszę usiąść, nie mogę patrzeć, jak pan stoi.

      Naprawdę

Скачать книгу