Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kryminał - Zygmunt Zeydler-Zborowski страница 2
– Dzień dobry, kochana cioteczko – powiedział ze sztuczną swobodą i miał zamiar zabrać się do obcałowywania rodzonej siostry swojej matki.
Pani Ewelina gwałtownie cofnęła głowę i wyciąg-nęła ręce w obronnym odruchu.
– Zechciej mi oszczędzić tych twoich czułości.
Zrobił zdziwioną minę.
– Co się stało? Czyżby cioteczka była niechętnie do mnie usposobiona?
– A jak ci się zdaje? Ale skoro już do mnie przyszedłeś, to siadaj. Chcę z tobą pomówić.
Przysunął sobie fotelik, usiadł i spojrzał na butelkę.
– O, widzę zupełnie niezły koniaczek.
– Owszem, niezły, ale nie dla ciebie. Nie wyobrażaj sobie, że będę cię częstowała koniakiem.
– Nie widzieliśmy się tyle lat – powiedział z wyrzutem. – Przychodzę do cioteczki jako do najbliższej sobie osoby, a cioteczka jakaś taka dziwnie opryskliwa. Dlaczego? Nie rozumiem.
Pani Ewelina zmarszczyła brwi i spojrzała siostrzeńcowi prosto w oczy.
– Przestań grać komedię. Po pierwsze: jesteś bardzo podłym aktorem, a po drugie: mnie na te wszystkie czułe słówka nie nabierzesz.
– Nie gram żadnej komedii – próbował oponować. – W dalszym ciągu nie wiem, o co chodzi.
– Jesteś synem mojej jedynej siostry. Dzięki Bogu, że nie dożyła tej hańby. Twój ojciec był przezacnym, powszechnie szanowanym, zasłużonym człowiekiem. A ty? Hańbisz dobre nazwisko. Jesteś zakałą całej naszej rodziny.
– Co mi cioteczka zarzuca?
– Co ci zarzucam? I ty masz czelność pytać, co ci zarzucam? Myślisz, że ja nic nie wiem. Otrzymałeś stypendium. Wyjechałeś na studia do Paryża. Mogłeś do czegoś dojść, coś osiągnąć jako uczciwy człowiek. A tymczasem… Zająłeś się grą w karty, handlem narkotykami, sutenerstwem, a na dodatek fałszowałeś czeki. Siedziałeś w kryminale.
Pogardliwie wydął wargi.
– Jeżeli cioteczka wierzy w te wszystkie głupie plotki.
– Nie wyobrażaj sobie, że uda ci się mnie oszukać – podniosła głos. – Ja jestem dobrze poinformowana, bardzo dobrze.
Uśmiechnął się.
– O, widzę, że cioteczka ma znakomicie zorganizowany wywiad.
– Jeżeli chodzi o sprawy rodzinne, zawsze byłam dobrze poinformowana.
Wyjął papierosy i spytał:
– Można zapalić?
– Nie można. Nie znoszę dymu.
– Zdaje się, że cioteczka kiedyś paliła.
– To było bardzo dawno. W młodości człowiek nie zawsze jest rozsądny.
– A czy cioteczka nie jest skłonna wykazać trochę wyrozumiałości, jeśli chodzi o moje młodzieńcze błędy?
– Mój drogi Edmundzie… Po pierwsze: kiedy wyjeżdżałeś do Paryża, nie byłeś już dzieckiem ani nawet dorastającym chłopczykiem, a po drugie: co innego jest palić papierosy, a co innego handlować narkotykami i podrabiać czeki. Kiedy wyszedłeś z więzienia, Francuzi wydalili cię poza granice swego kraju jako uciążliwego cudzoziemca. Co za wstyd. Co za hańba. Edmund Gelnert uciążliwym cudzoziemcem.
Ukrył twarz w dłoniach.
– To prawda. Ma cioteczka najzupełniejszą rację. Narobiłem straszliwych głupstw. Sam nie wiem, jak do tego wszystkiego doszło. Wpadłem w złe towarzystwo, o co w Paryżu nie jest trudno. Jeden, drugi fałszywy krok i tak brnie się dalej. Później trudno się wycofać. Muszę się cioteczce przyznać, że był moment, że mnie terroryzowali, grozili, że mnie zamordują. Bałem się. Musiałem… Chciałbym, żeby cioteczka to zrozumiała. Teraz żałuję, bardzo żałuję. I gdybym mógł wszystko zacząć od nowa… Tak się czasem człowiekowi paskudnie ułoży. Nie może mnie cioteczka tak całkowicie potępiać.
Pani Ewelina podejrzliwie przyglądała się siostrzeńcowi. Była osobą zbyt inteligentną i zbyt doświadczoną, ażeby uwierzyć w tę skruchę. Z drugiej jednak strony Edmund był ostatnim człowiekiem, który pozostał z licznej kiedyś rodziny i dlatego chciała wierzyć, że jego słowa są szczere, że rzeczywiście żałuje za grzechy. A może naprawdę była to młodzieńcza lekkomyślność? Może się nie zastanowił? W jej rodzinie mężczyźni dojrzewali późno. Bardzo długo byli rozwydrzonymi chłopakami robiącymi najrozmaitsze głupstwa.
– Posłuchaj mnie, Edmundzie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że za wszelką cenę chcesz się w moich oczach zrehabilitować, ponieważ chodzi ci o spadek.
Żachnął się.
– Co też cioteczka?
– Nie przerywaj mi. Tak, chodzi ci o moje pieniądze. Wiesz doskonale, że jestem bogata. I to prawda. Jestem bogata. Już bardzo dawno temu sporządziłam testament. Większą część mojego majątku zapisałam tobie. Nie zapomniałam oczywiście i o Loli, ale jej udział w spadku po mnie miał być o wiele skromniejszy. Jest młoda, bardzo ładna, dobrze wyjdzie za mąż. Ma powodzenie u mężczyzn. Pomyślałam sobie, że tobie bardziej będą potrzebne pieniądze na założenie jakiegoś interesu, jakiejś hodowli. Zresztą ty jesteś moja krew, moja najbliższa rodzina. Lolę kocham jak córkę, ale to już nie to. Jednakże w tej sytuacji…
– W tej sytuacji cioteczka postanowiła zmienić testament i wydziedziczyć mnie.
– Ciekawa jestem, jak ty byś postąpił, będąc na moim miejscu? Czy byłbyś skłonny cały swój majątek zapisać kryminaliście, oszustowi, handlarzowi narkotykami?
– Ja na cioci miejscu zastanowiłbym się, wziąłbym pod uwagę wiele różnych okoliczności. Nie można obiektywnie oceniać czyichś czynów, nie uwzględniając okoliczności, jakie towarzyszą temu czynowi. Jeżeli cioteczka pozwoli, to któregoś dnia przyjdę i szerzej opowiem o sobie, o moich przeżyciach, o tym, co przeszedłem, co przecierpiałem.
Pani Ewelina poważnie skinęła głową.
– Możesz przyjść ewentualnie w przyszłym tygodniu. Zatelefonuj. Niech ci się jednak nie zdaje, że jestem starą sklerotyczką, która uwierzy bezkrytycznie w te wszystkie twoje opowieści.
– Ogromnie mi przykro, że cioteczka mi nie ufa.
– A dlaczegóż miałabym ci ufać?
– Przecież kiedyś cioteczka mnie lubiła. Pamiętam.
Pani Ewelina zamyśliła się, jakby przypominając sobie tamte lata
– To było dawno. Byłeś sympatycznym chłopakiem. Trochę urwis, trochę krnąbrny, ale miałeś w sobie dużo