Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac. Gallet Louis

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac - Gallet Louis страница 14

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac - Gallet Louis

Скачать книгу

kołatało serce.

      – Panie, pan wiesz coś o tym?! – zawołał w uniesieniu. – Zaklinam cię: wyjaw mi to!

      – Ciągnij dalej swe opowiadanie! – rozkazał zimno Sawiniusz.

      – Cóż pan chce jeszcze usłyszeć?

      – Wspomnienia twoje, najmniej znaczące dla ciebie, mogą mieć dla mnie wartość nieocenioną: decydującą.

      Improwizator milczał przez chwilę, zbierając myśli. Potem rzekł:

      – Rzeczą, która najtrwalej zapisała się w mojej pamięci, jest mieszkanie ojca Ben Joela. Przebywałem tam z jego synem, dzisiejszym towarzyszem włóczęgi, z jego siostrą Zillą, wówczas jeszcze maleńką, i z jednym jeszcze dziecięciem, które umarło w kilka lat później.

      – Otóż to! A jak było na imię temu dziecięciu?

      – Ben Joel wołał na nie: Samy; ja zaś, nie wiem dlaczego, nazywałem je Szymonkiem.

      Cyrano „Nieustraszony”, który nie doświadczyłby wzruszenia przed ostrzami dwudziestu szpad, na dźwięk tego imienia pobladł i zadrżał. Zauważył to młodzieniec i zatopił w nim wzrok pełen ciekawości i niepokoju. Szlachcic nierad był temu, odzyskując więc natychmiast zimną krew, zapytał głosem zupełnie już spokojnym:

      – Szymonkiem, mówisz? A czy przed tym dziecięciem i tymi Cyganami nie znałeś innych jeszcze osób?

      – Gdy wytężam pamięć, majaczą mi się jeszcze przed oczami postacie jakichś starców i kobiet… dalej inne dzieci, starsze ode mnie… jedno zwłaszcza… szczupłe… z miną zawadiacką… z głosem pewnym siebie…

      – Cóż to za dziecko?

      – Niech pan zaczeka… – i Manuel jął pocierać czoło, zagłębiając się myślą w dalszych wspomnieniach. – To dziecko znajdowało się prawie nieustannie przy mnie i często… często biło mnie.

      – Nie zapomina się nigdy tych, co nas bili – zauważył nawiasem Cyrano. – Kij jest niezrównanym środkiem na wzmacnianie pamięci.

      – To dziecko biło mnie, a jednak bardzo je kochałem – ciągnął Manuel. – Jego imię?… Zdaje się, że przypomnę sobie to imię…

      – Na Boga, wymień je! – zawołał Cyrano, zrywając się ze stołka.

      Gdyby Manuel zwrócił był w tej chwili wzrok na poetę, dostrzegłby, że silnie dysząca pierś podnosi jedwab jego kaftana i że duże krople potu perlą się na jego czole.

      Ale uwaga młodzieńca zajęta była czym innym.

      Manuel zapomniał na chwilę o człowieku, którego miał przed sobą; myślał o sobie samym, o tym, czym był, o tym, czym mógłby być, i przeróżne fantastyczne obrazy snuły mu się przed pełnymi niepokoju, prawie obłąkanymi oczyma.

      – Mówże! Czemu nie mówisz? – krzyczał Cyrano, ściskając z całej mocy jego rękę i potrząsając nią silnie, aby wyrwać młodzieńca z zamyślenia.

      – Szukam w pamięci tego imienia – szeptał Cygan na pół nieprzytomnie. – Zdaje mi się chwilami, że już je mam na ustach, ale gdy chcę je wymówić, ulatuje i znika!

      – Wytęż pamięć jak najmocniej!

      – Mam je! – wykrzyknął wreszcie Manuel tryumfująco.

      – Na koniec!

      – To dziecię, które tak bardzo kochałem… ten towarzysz najwcześniejszych lat moich… nazywał się… tak, nie mylę się tym razem…

      – Nazywał się?

      – Sawiniusz!

      Wykrzyknął to imię z pośpiechem, jakby obawiał się, żeby mu znów nie uleciało, a po chwili powtórzył je raz jeszcze powoli, sylaba po sylabie, chcąc upewnić się, że to te same dźwięki, które go kiedyś w dzieciństwie radowały.

      Cyrano wyprostował się, już nie poważny i surowy, lecz promieniejący radością, zwycięski. Przyjazny uśmiech zjawił się na jego ustach; głos zadźwięczał wesoło i czule.

      – Sawiniusz – rzekł, ściskając palce młodzieńca tak silnie, jakby je chciał skruszyć – ten urwis i ladaco, ten niedobry chłopiec, który bił trzepaczką małego ucznia, gdy mylił się w lekcjach szermierki, ten Sawiniusz wyrósł, postarzał się, ale przeszłości nie zapomniał.

      – Znasz go pan?

      – Czy go znam? Nazywa się Sawiniusz, ale nosi też nazwisko Cyrana de Bergerac. Ach, stary Lembrat zadrżeć musiał w swym grobie! Chodź, chłopcze, w moje objęcia! Niech cię uścisnę i ty uściśnij mnie także!

      Cyrano otworzył ramiona.

      – Pan jesteś… Sawiniusz! – wyjąkał Manuel drżącym ze wzruszenia głosem, płacąc szlachcicowi uściskiem za uścisk.

      Potem nagle zapytał:

      – Któż więc ja jestem?

      – Nie jesteś już Manuelem, precz z tym przezwiskiem cygańskim! Nazywasz się Ludwik de Lembrat. Jesteś bratem hrabiego Rolanda.

      Manuel przymknął oczy, jakby ogłuszony ciosem obucha. To, co usłyszał, wydawało mu się igraszką fatalności, okrutną ironią losu, która za chwilę pogrąży go na powrót w ciemną otchłań nędzy.

      Z bolesnym namysłem zapytał:

      – Nie zwodzisz mnie pan? Nie czynisz sobie igraszki z mojej łatwowierności?

      – Najpierw – przerwał żywo Cyrano – daj mi dowód przyjaźni, mówiąc do mnie: ty, jak to dawniej bywało. Następnie dowiedz się, że ja nigdy nikogo nie zwodzę.

      Wątpliwości Manuela rozwiały się.

      – Ach, przybywa do mnie szczęście! – wyrwało mu się jakby nieumyślnie i jakby w odpowiedzi na tajemne pragnienie. – Lecz skąd panu przyszło do głowy…

      – Jeszcze? – upomniał go Cyrano.

      – Skąd przyszło ci do głowy – poprawił się, ściskając serdecznie rękę rycerskiego poety – szukać Ludwika de Lembrat pod łachmanami Manuela?

      – W sposób bardzo prosty. Przyjrzałem się dokładnie twemu obliczu.

      – Nie rozumiem.

      – Zaraz zrozumiesz… Czy znasz to?

      Sawiniusz wydostał z kieszeni ozdobne pudełeczko i obróciwszy do światła, otworzył.

      W pudełeczku znajdował się portret młodzieńca w wytwornym stroju myśliwskim.

      – To ja! – zawołał zdumiony Manuel.

      – Nie, to twój ojciec w dwudziestym roku życia, w dzisiejszym wieku twoim. Zrozumiałeś zatem, dlaczegom

Скачать книгу