Koszyk kwiatów. Schmid Christof
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Koszyk kwiatów - Schmid Christof страница 2
Pod okiem tak mądrego i miłością pałającego ojca rosła Marianna jak kwitnąca róża, niewinna jak lilia, skromna jak fiołek, a obiecująca wiele, jak drzewko obficie kwitnące.
Z zadowalającym uśmiechem popatrywał się Jakub na swój ogródek, co mu się za prace jego tak pięknie wywdzięczał; ale nieskończenie większą miał stąd radość, że w córce usiłowania jego tak śliczne wydawały owoce.
Rozdział II. Marianna na pałacu hrabiego
Pewnego pięknego poranku w maju poszła Marianna do bliskiego lasu, aby uzbierać prątków18 laskowych i wierzbowych do koszyków, które jej ojciec w wolnych od innych zatrudnień godzinach zwykł był wyrabiać; przy tej sposobności znalazła konwalię i uzbierała tego tak przyjemny zapach wydającego kwiatu, z którego zrobiła dwa bukiety, jeden dla ojca, drugi dla siebie. Gdy wracała do domu ścieżką kwiatem ozdobioną przez łąkę, spotkała hrabinę Eichburg i jej córkę Emilię, które pospolicie mieszkały w stolicy, a tu przyjechały przed parą19 dniami, dla użycia świeżego powietrza.
Skoro je Marianna zbliżające się spostrzegła, zeszła ze ścieżki, aby im wolne zostawić przejście, i stała z uszanowaniem.
Przechodząc i widząc kwiatki, rzekła hrabianka: „tak to wczesną konwalię znalazłaś?” —
Z tej radość tłumaczącej odezwy, wniosła słusznie Marianna, że hrabianka lubi konwalię; a przeto grzecznie ofiarowała oba pęczki, jeden matce, a drugi córce. – Za co odwdzięczając się hrabina, dobyła sakiewek i chciała pieniędzmi wynagrodzić grzeczną ofiarę.
Wszakże domyślając się tego Marianna odrzekła: „Ach Jaśnie Pani! – ja nie dla nagrody ofiarowałam bukiet; dla mnie dosyć już wielkie zadowolenie, że panie tę małą ofiarę wdzięcznie przyjmują z rąk biednej dziewczyny; a cóż dopiero za radość, że tą drobnostką mogę okazać moją wdzięczność za tyle już doznanych łask i dobrodziejstw!” —
Hrabina uśmiechnęła się wdzięcznie na ten piękny zwrot Marianny i żądała, aby częściej Emilii przynosiła do dworu tak piękne kwiaty; co ona każdego wykonała poranku, dopokąd konwalię znaleźć można było, a tak co dzień znajdowała się na dworze. Emilia podobała sobie w towarzystwie Marianny; jej zdrowy rozsądek, jej skromność, jej umysł wesoły, jej nie wykwintne, ale grzeczne postępowanie, to wszystko wiązało hrabiankę; – a choć już wszystka konwalia znikła, to Marianna na żądanie Emilii musiała bywać na dworze i jej towarzyszyć. Co więcej, można było oczywiście wnosić, że życzy sobie mieć Mariannę zawsze przy sobie, i wziąć ją na usługi.
Zbliżała się rocznica urodzin Emilii, a Marianna przemyślała, jakie by dać solenizantce wiązanie. Bukiet już jej kilka razy ofiarowała, taki więc zdawał się jej być czymsiś20 spowszedniałym, przeto trzeba było coś rzadszego ofiarować. Zeszłej zimy zrobił był ojciec kilka pięknych koszyków dla dam, i jeden z nich najpiękniejszy podarował Mariannie, ten postanowiła napełnić wyborem kwiatów i w dzień urodzin ofiarować Emilii. Ojciec nie tylko zezwolił na to, ale co więcej ozdobił koszyczek sztucznym wyrobem herbu hrabiów. —
Z rana w dzień urodzin Emilii nazrywała Marianna najpiękniejszych róż, różnobarwnych lefkoi, laku, gwodzików i rozmaitych innych kwiatów i tak wszystko to gustownie ułożywszy w koszyczku, ten, a osobliwie imię Emilii obwiodła wybornym wianuszkiem z niezapominajków21. W istocie, cały ten koszyczek i wyborem kwiatów, i doborem ich farb22 jak najprzyjemniej głaskał oko, nawet poważny jej ojciec znalazł w tym wielkie zadowolenie, że z uśmiechem odrzekł „wstrzymajże się cokolwiek z odniesieniem tego koszyczka, aż mu się do syta przypatrzę!”
Marianna poniosła ten koszyk do dworu i z wynurzeniem prostym swych najszczerszych życzeń oddała Emilii. – Ta siedziała właśnie przy gotowalni, garderobianna23 stała za nią zajęta trefieniem włosów swej pani. Emilii ofiarowany koszyczek z prostym a szczerym powinszowaniem tak dalece się spodobał, że nie znalazła dosyć życzeniu swemu odpowiednich wyrazów na oświadczenie swej wdzięczności. „Dobre dziewczę!” rzekła, „tyś cały swój ogródek ogołociła z najpiękniejszych ozdób, aby się mnie przysłużyć! – A twój ojciec tak ślicznie zrobił ten koszyczek, że nic piękniejszego w tym rodzaju nie widziałam! – O pójdźże ze mną do mej matki, niech widzi tę tak mi miłą ofiarę!” – Powstała, wzięła Mariannę za rękę i poprowadziła na pokoje matki na piętrze dworu będące.
„O przypatrzże się, matko! zawołała radośnie hrabianka wchodząc na pokoje, jak nieporównanie piękną przyniosła mi dziś Marianna ofiarę! – Piękniejszego koszyczka doprawdy nie widziałam! – A kwiatki jak to wyborne, jak kolory gustownie dobrane!” —
„W istocie! – odrzekła hrabina, wszystko tak ślicznie, że żaden malarz nie zdobyłby się na tak wdzięczny obraz. Czyni to wielki honor tak wdzięcznemu sercu Marianny, jak jej wybornemu smakowi! – Poczekaj, moja miła, cokolwiek24!” —
To wyrzekłszy, wyszła z córką do przyległego pokoju, gdzie do Emilii tak mówiła: „bez wynagrodzenia nie można tego dobrego dziewczęcia puścić; cóż jej ofiarować myślisz?”
Po małym namyśle odrzekła hrabianka: „mnie się zdaje, żeby sukienka była dla niej najstosowniejsza, zwłaszcza jeżelibyś matka pozwoliła dać jej sukienkę ową w białe i czerwone kwiatki na tle ciemnozielonym. Jest ona jeszcze dobra, jak nowa; parę razy tylko jej użyłam; ale już po części z niej wyrosłam; Marianna potrafi ją sobie przerobić, i będzie dla niej odświętną. Jeżeli przeto matka pozwolisz.” —
„Bardzo chętnie! – Gdy się ludziom cóś ofiaruje, trzeba na to uważać, iżby z ofiary mieli istotną korzyść. Sukienka ta będzie jej do twarzy.”
Wyszedłszy z Emilią do stancji, w której pozostała Marianna, rzekła hrabina: „bieżcie25, moje dzieci, miejcie pieczą, aby te kwiatki do obiadu nie zwiędły, bo chcę je wraz z koszykiem mieć ozdobą stołu, przy którym dziś gości mieć będziemy. – Tobie, Emilio, pozostawiam odwdzięczenie się Mariannie za jej przysługę.”
Emilia pobiegła z Marianną do swego pokoju i rozkazała garderobiannie26 przynieść wiadomą sukienkę. – Jutka, tak się zwała garderobianna, stanęła i rzekła: „przecież pani dziś tej sukni nie obleczesz?”
„Pewnieć że nie! – Ale ją Mariannie podaruję.”
„Te suknię? – Czy wie o tym Jaśnie Pani?”
„Cóż ciebie to obchodzi? – Spełnij rozkaz, a ja biorę na siebie odpowiedzialność.”
Jutka odwróciła się nagle, ażeby zakryć swe zmartwienie, i wyszła. Oblicze jej pałało złością; z gniewem porywała ubiory ze skrzyni i szemrała: „godziłoby się, żebym wszystkie dziś podarła w drobne sztuczki. Ta przebrzydła ogrodowianka! – Połowy przychylności mego państwa już mię27 pozbawiła, a teraz mi jeszcze tak piękną sukienkę kradnie,
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27