Niespokojni. Leo Lipski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojni - Leo Lipski страница 6

Niespokojni - Leo Lipski

Скачать книгу

to bardzo trudne do zniesienia. Zwłaszcza że nie mógłbym tego zdania zmienić. Wariaci też nie mogą zmienić. Gdy miałem trzynaście lat, przeżyłem taką noc. To było straszne. Wtedy uważałem, że jestem wszechwiedzący. Wielkie napięcie, pianissimo, przed końcem pierwszej części. Nareszcie zryw. W tym miejscu zawsze chce mi się płakać. To była noc strasznej samotności. Zbocze, pokryte jodłami, szumi jak organy. Zbocze, wryte w niebo. Początek Fantazji C-mol39. Chciałbym, aby Krystyna zobaczyła w kawiarni na dnie kieliszka moją twarz. Wierzę częściowo, że to jest możliwe. Przy pomocy magii…? Ojciec zahipnotyzował sowę, która rzucała się w klatce. Potem zbliżył się do stołu i wpatrywał się w kieliszek. – Przecież on jest martwy. – Chciałem zobaczyć, czy nie da się go podnieść samym wzrokiem. W tym czasie wyszła jego książka o zmienności gatunków bakterii. Profesor Wincenty twierdzi, że stary jest – obok Nicolle'a40 – największym znawcą tego zagadnienia w Europie. Ile w tym było dziecinnej magii?”

      Księżyc wędrował nad jego głową. Kempf skończył grać. Cienie chmur pełzały po górach. Księżyc o zgaszonej do połowy, szarej tarczy, jak wybite oko. Pierwsza. Druga. Koguty piały. Szyby połyskiwały matowo, jak ołowiane. Zielony kot wskoczył cicho na ławkę i wtulił się pod ramię. Nie zauważył, jak przyszła i usiadła obok niego.

      – Myślałam, że śpisz.

      Była trochę pijana i wesoła. Emil popatrzył na nią ze zdziwieniem. Pomału zaciskało się coś w nim. Chowało się, jak ślimak w skorupę. Jego oczekiwanie nie odnosiło się do Krystyny. Bo oczekiwanie nie odnosi się nigdy do zdarzenia, na które czekamy. Najważniejszą cechą oczekiwania jest to, że zmienia niedostrzegalnie substancję zdarzenia, nadmuchuje je, wyolbrzymia, przesuwa jego środek ciężkości, destyluje – tak, że to, co nadchodzi, nie jest prawie nigdy tym, na co czekamy.

      – Chcesz mnie pocałować?

      Powiedział: – Nie – i wstał.

      Ona krzyknęła za nim:

      – W takim razie pocałuj ode mnie księcia.

      Poszedł spać. Śnił mu się ociekający wodą, zwęglony księżyc, który wynoszono z domu. Równomierne ruchy znanej mu ręki na poręczy, które były drugim motywem Appassionaty.

      Rano wyjechał. Z dworca zatelegrafował do Janka. Przedtem zostawił Eli zabawkę: włochatego, trochę wyłysiałego niedźwiadka, którego wszędzie woził ze sobą.

      W tym czasie Ela, z niedźwiadkiem w rękach, zapukała do pokoju Krystyny.

      – Proszę.

      – Dzień dobry pani.

      – Dzień dobry, Ela.

      Krystyna, w niebieskim szlafroku, robiła sobie manicure.

      – Dlaczego tak dziwnie zachowywałaś się wczoraj? Czy to z powodu…

      – Pan Emil wyjechał.

      – Wyjechał…?

      Krystyna spojrzała na niedźwiadka, którego znała tak dobrze, i wtedy Ela przycisnęła go kurczowo do siebie.

      Wieczorem Emil zobaczył już z daleka dwie wieże jego miasta, ułożone w białawej mgle, jak w wacie. Potem wjechał na dudniący most. Nad spokojną rzeką, napęczniałą i dojrzałą, stali nieruchomi rybacy. Nagie dzieci biegały wzdłuż brzegu. Stanęły i machały rękami w stronę pociągu.

      Obcy zapach

      Emilowi otworzyła stara kucharka, którą nazywał Meduzą.

      – O, panicz przyjechał!

      – Czy tatuś jest w domu? A mamusia? (zapomniał, że jest chora). Niech Meduza, z łaski swojej, zaniesie rzeczy do mojego pokoju (zwracał się tak uprzejmie tylko do kucharek i pokojówek).

      Wszedł do pokoju matki i pocałował ją wyjątkowo; miał wyrzuty sumienia, że zapomniał o jej chorobie. Gdy znalazł się u siebie, położył się natychmiast na tapczanie. Uwielbiał tę pozycję.

      – Gdybym był dziewczyną, tobym na pewno był kurwą – pomyślał, ale zaraz wstał. Nie znosił chorobliwie, aby mu cośkolwiek ruszano w pokoju, i z tego powodu nie lubił sprzątań. Mówił: – Takie to porządki, że wszystko leży ułożone i niczego nie można znaleźć.

      Więc skontrolował przede wszystkim dwie rzeczy, najbardziej narażone na niebezpieczeństwo: małą kolejkę, zabawkę dziecinną, która za naciśnięciem ukrytego w tapczanie guzika wyjeżdżała zza kotary i przywoziła papierosy i książki, i maszynę do pisania, czy mu przypadkiem Staszek czegoś nie zmajstrował przy niej. Najmniejszą zmianę pozycji pamiętał dokładnie.

      Nagle zauważył, że dochodzi siódma, godzina spotkania z Jankiem. Poszedł na rytualne miejsce, na pewien niepozorny róg dwóch ulic. Mieli nastawione zegarki dokładnie na tę samą godzinę i byli bardzo punktualni. Emil przychodził zwykle o pięć minut wcześniej i czekał.

      Przechodziły koło niego kobiety i, jak komety, ciągnęły za sobą smugi zapachów. Z daleka zapalono lampy semaforów kolei elektrycznej, która pełzła po drutach: fosforyzujący pająk.

      Dziesięć po siódmej. Poczuł strach. Mężczyźni krążyli koło prostytutek, jak tokujące gołębie; śmieszne. Zaczął przełykać ślinę i zapatrzył się na chwilę.

      Ich przyjaźń. Nie nazywali tego przyjaźnią, nie nazywali tego wcale. I mieli rację. Bo pewnych rzeczy nie należy nazywać. Wszelkie nazwy będą fałszywe. „Większa część naszych cierpień psychicznych pochodzi stąd, że umiemy je nazwać i opisać” – pomyślał Emil.

      Mieli piętnaście lat. Chodzili do jednego gimnazjum, do różnych oddziałów tej samej klasy. Padał deszcz, gdy wyszli ze szkoły. Schowali się na centralnej poczcie, w dużej hali. Z teczkami pod pachą, rozmawiali o przeczytanych książkach. Gdy mówili o Rollandzie41, Janek zapytał:

      – Czy chcesz, aby było między nami tak, jak między Oliverem i Krzysztofem42?

      Skinął głową. To było wszystko, co na ten temat powiedzieli.

      Gdy deszcz minął, poszli po raz pierwszy do Emila do domu. Tam Janek zobaczył fortepian i zapytał (głos miał kobiecy, przypominający głos skrzypiec zza ściany):

      – Czy grasz?

      – Trochę.

      – Co?

      – Teraz ćwiczę mazurek Chopina.

      – Mógłbyś zagrać?

      Zagrał go. W punktach kulminacyjnych robił diminuenda43, co było jego nowym odkryciem.

      – Czy ja też mogę zagrać?

      – Grasz?

      – Tak.

      Podszedł do fortepianu

Скачать книгу


<p>39</p>

Fantazja C-mol – zapewne pierwsza część J. S. Bacha Fantazji i fugi C-mol (BWV 562). [przypis edytorski]

<p>40</p>

Nicolle, Charles (1866–1936) – francuski lekarz i bakteriolog, laureat Nagrody Nobla (1928). [przypis edytorski]

<p>41</p>

Rolland, Romain (1866–1944) – francuski pisarz, autor m.in. 10-tomowej powieści rzeki Jan Krzysztof (1904–1912); nagrodzony literacką Nagrodą Nobla (1915). [przypis edytorski]

<p>42</p>

Oliver i Krzysztof – w powieści Jan Krzysztof poeta Olivier Jeannin był przyjacielem muzyka Jana Krzysztofa Kraffta. [przypis edytorski]

<p>43</p>

diminuendo a. decrescendo (wł., muz.) – stopniowe zmniejszanie dynamiki (głośności dźwięków) we fragmencie utworu muzycznego. [przypis edytorski]